poniedziałek, 29 września 2014

27. I'm a mess

Uf­ność niewin­nych jest naj­większym da­rem dla kłamcy. ~Stephen King "Sklepik z marzeniami" 


6 listopad
niedziela 


- A może ta? - spytałam, przykładając do swojego ciała krótką, fioletową sukienkę - pomóż mi, Liv. Wiesz, że muszę wyglądać wyjątkowo.
- Ty nawet w worku po ziemniakach wyglądasz wyjątkowo - burknęła i znowu wbiła swój wzrok w punkt na ścianie za mną.
- Co się stało? - spytałam, odwieszając typową sukienkę ze sklepu "Clarissy's". 

- Nic - odparła - jestem tylko totalną idiotką - z cichym westchnieniem usiadła na małym, kwadratowym, obitym brązowym materiałem siedzeniu - wczoraj byłam z Leo w kinie. 
- Ta informacja nie czyni cię większą idiotką, jaką byłaś dotychczas - zażartowałam, ale blondynka się nawet nie uśmiechnęła - co się takiego stało w tym kinie?
Koleżanka odprowadziła wzrokiem namolną szatynkę, która wyszła zza fioletowej zasłony przebieralni. 
- Nic takiego oprócz tego, że wyznał mi, że mu się podobam i chciał mnie pocałować. 
- To wspaniale...
- Wcale nie - przerwała mi - miałam metlik w głowie i po prostu uciekłam od niego.
Zawstydzona schowała twarz w dłoniach. Pogłaskałam ją po plecach w ramie pocieszenia.
- Przecież jeszcze się spotkacie i wszystko sobie wyjaśnicie.
- To wcale nie jest takie proste. 
- To jest proste - zaoponowałam - mówienie o uczuciach jest stresujące i pewnie bardzo się denerwujesz, ale co złego może się stać? 
- Na przykład... może mnie odrzucić - powiedziała, jakby nie była pewna tego,  co mówi.
- Nagle się w tobie odkochał, magik - parsknęłam. 
- Albo może mnie uderzyć. - mówiła co raz mniej prawdopodobne rzeczy. 
- Jasne i od razu zrobi ci pogrzeb i załatwi trumnę w kwiatki i jednorożce. Daj spokój, nie masz żadnego powodu, aby się martwić. 
- Nagle się znalazła zaklinaczka miłości - powiedziała z sarkazmem - ty z Rossem ukrywaliście swoje uczucia ponad trzy lata. 
- To nie to samo - oburzyłam się - tobie chociaż chłopak się przyznał, że mu się podobasz.
- On nie musiał nic mówić, aby to okazać, a teraz idziesz z nim na ślub do osób, których nawet nie znasz. Ufasz mu z całego serca, to widać.
Uderzyłam ją żartobliwie w ramię.
- Na wasz ślub też pójdziemy - wytknęłam jej.
Uśmiechnęła się i wystawiła mi język.
- Dokończmy już szukanie tej sukienki i potem chodźmy na kawę - zaproponowała i wstała, mając więcej energii.

- Jasne - kiwnęłam głową i zrobiłam kilka kroków w stronę wieszaków, kiedy usłyszałam jej cichy głos.
- Laura?
- Tak? - odwróciłam się.
- Dziękuję.
Posłałam jej ciepły uśmiech, a potem zanurkowałam w kolejnych warstwach materiałów.

~*~

- Jestem wykończona - parsknęła Liv i usiadła ciężko na fotelu w Starbucksu - a to wszystko twoja wina! 

- Moja? - spytałam rozbawiona i podniosłam rękę, aby przywołać kelnera.
- Jasne, że twoja. A kto kazał mi chodzić po sklepach prawie trzy godziny i nie wybrał tego, po co przyszedł?
- Nie było tej idealnej sukienki - przewróciłam teatralnie oczami.
Koło mojej nogi przewróciła się torba z ubraniami, które zdążyłam dziś kupić, więc rzuciłam się na nie, aby je pozbierać. Nie chciałabym mieć zabrudzonej nowej niebieskiej, luźnej bluzki, którą chcę nałożyć jutro do szkoły.
- Co podać? - usłyszałam dość znajomy głos, a potem zadrżałam. 

Podniosłam głowę spod stołu i spojrzałam ostrzegawczo na chłopaka stojącego obok naszego stolika. Kiedy nasze oczy się spotkały, zbladł, a potem już domyślił się, kim jesteśmy.
Próbował niezauważenie odchrząknąć i potarł swoje skronie, a potem znowu wrócił duchem do nas i ponowił swoje pytanie.
- Frappuccino i duży deser lodów waniliowych, Rick - powiedziałam z przekąsem i poprawiłam pasmo włosów, które właśnie spadło mi na twarz.
Olivia kopnęła mnie pod stołem kostkę i spojrzała na mnie ostrzegawczo.
- A ja poproszę gorącą czekoladę - powiedziała przesłodkim głosem.
Czemu zawsze te głupie sytuacje, w których występuję, kojarzą mi się z głupimi romansidłami pozbawionymi krzty romantyzmu?
Brunet wszystko zapisał i zniknął szybciej, niż się tu pojawił.
- Mogłabyś pohamować swoją nienawiść, złotko - rzekła rozbawionym głosem blondynka, a potem rzuciła we mnie gumką do włosów, którą miała założoną na rękę jak bransoletkę - trzymaj, wątpię, żebyś chciała mieć stado swoich włosów w lodach.
- Prędzej będzie tam stado włosów tego przemiłego jegomościa, który nas obsługuje - nie mogłam pohamować sarkazmu, który wypływał wbrew mojej woli w każdym zdaniu.
Olivia parsknęła śmiechem.
Przez cały czas, kiedy czekałyśmy na zamówienie, rozmawiałyśmy o wszystkim, co nam ślina na język przyniosła. Holt obiecała, że zadzwoni do Leo gdy tylko wróci do domu, ale jeśli tego nie zrobi, zmuszę ją, aby wyjaśnili sobie wszystko jutro, w szkole. Oczywiście, gdy tylko zahaczyłam o temat jej wielbiciela, ona musiała odgryźć się Rossem, co szczerze mało już mnie ruszało. Liczyło się tylko to, co jest między nami.
- Zamówienie gotowe - podskoczyłam na głos bardzo uroczego chłopaka, który chciał mnie zmusić do randki ze sobą (to był sarkazm, jakby ktoś nie załapał :D ~od autorki). Postawił przed nami nasze napoje i chciał już odejść, ale go zatrzymałam.
- Czekaj. Nie rozumiem jednego, Rick - powiedziałam ostro - co ty widzisz w tym swoim zespole i czemu tak bardzo chciałeś iść na randkę z dziewczyną, której kompletnie nie znasz?
- Ty nic nie rozumiesz i nigdy nie zrozumiesz - parsknął wściekły - ty masz te swoje kolorowe jednorożce na tapecie w pokoju, kolorowe życie, najlepsze ubrania i wszystko, co tylko zechcesz, księżniczko. Ja nie mam nic.
- A co ty możesz wiedzieć o mnie, co? - wstałam prędko i zaczęłam głośno.
- Widzę to po tobie.

- A ja widzę po tobie, że nie masz ani krzty wdzięczności dla osób, które cię otaczają - gdyby tylko mogła, para wydobywała się z moich uszu - nie znasz mnie ani nic nie wiesz o moim życiu.
- Ani ty o moim, więc mnie zostaw - zagryzł dolną wargę - nie udawaj, że jest inaczej, niż mówiłem. Znam takie dziewczyny, które mają wszystko i są totalnymi idiotkami. Zupełnie jak ty.

Nie wytrzymałam i spoliczkowałam go z całej siły, na jaką było mnie stać. Dłoń mnie zapiekła, a chłopak, zdziwiony, złapał się za bolące miejsce na swoim policzku, gdzie widniał jeszcze ślad mojej dłoni.
- Sukinsyn - wyszeptałam i wzięłam wszystkie swoje rzeczy, aby po chwili skierować się ku wyjściu i trzasnąć drzwiami.
Kiedy sadowiłam się na podłodze ze łzami w oczach, z kawiarni wyszła moja przyjaciółka i usiadła obok mnie, obejmując ramieniem. Ludzie się na nas patrzyli jak na wariatki, ale nikt nic nie komentował. Zwykli, namolni, szarzy ludzie, którzy nie mają własnego życia. No właśnie, ale czy ja je mam? Do cholery, dlaczego jestem taka wrażliwa?

- Wszystko będzie dobrze - szeptała wciąż blondynka i opatuliła mnie swoimi ramionami, kołysząc nami na boki.
Ta pozycja zawsze była wyśmiewana przez Vanessę. Uważała, że tak bujają się tylko sieroty, a te słowa były takie wredne, że często kończyło się to bezsensowną kłótnią.
Mój płacz przerwał dzwonek telefonu. Zdziwiona, że w ogóle mam komórkę ze sobą, przypomniałam sobie, że Ross kupił mi nowy telefon. Zabroniłam mu, ale oczywiście musiał się uprzeć i mam jeden z najnowszych dotykówek. Nie mam pojęcia, ile przetrwa i niech się modli, żeby chociaż kilka tygodni.
"Jeśli chcesz sprawdzić wiarygodność i wierność swojego chłopaka, przyjdź za kwadrans do parku przy fontannie". Numer zastrzeżony.

- Ktoś chyba robi sobie z ciebie jakieś żarty - warknęła Liv. 
- Żart czy nie żart, nie wiem, co o tym myśleć - wyznałam.
- Nie ufasz Rossowi?
- Jasne, że ufam - powiedziałam prędko, trochę wściekle - wiadomo już, że wszystko będzie ustawione. Nawet godzina i miejsce!
- Chcesz to sprawdzić? - spytała mnie blondynka spokojnie i powoli, jakby nie wiedziała, jak zareaguję.

Nigdy wcześniej chyba nie czułam się tak bezradna. Wzruszyłam ramionami i westchnęłam.
- Chyba chcę, żeby zobaczyć, o co chodzi i jak zareaguje Ross. 
Już po chwili siedziałyśmy w samochodzie mojej mamy i jechałyśmy z naszego ulubionego centrum handlowego do parku. Na szczęście to nie było tak bardzo daleko, więc byłyśmy już na miejscu kilka minut potem. Schowałyśmy się za drzewem i czekałyśmy. Samantha pojawiła się niedługo po nas, rozglądając się wokół i chyba nas zauważyła, bo uśmiechnęła się złośliwie i usiadła na murku na fontannie. Udawała znudzoną i oglądała dokładnie swoje paznokcie, ale po chwili zrozumiałam, że nie była znudzona - czekała tylko na dobre show i pewnie na to, abyśmy razem z Rossem zerwali. Chyba po moim trupie.
Po kilku minutach pojawił się też Ross. Na jego widok zabrakło mi powietrza w klatce piersiowej, wyglądał idealnie. Miał na sobie białą koszulkę i zwykłe czarne jeansy oraz ramoneskę, którą mu kiedyś dałam w prezencie jako cichy wielbiciel. Chyba jednak dobrze wiedział, że to ode mnie.
- Czego... ? Nie mam... Daj spokój... - słyszałam różne urywki rozmów.
- I co? - spytała Olivia - suka tylko próbuje go wrobić. 

A potem stało się coś, czego SIĘ SPODZIEWAŁAM. Tak, spodziewałam się, że Sam pocałuje mojego chłopaka, a on będzie zbyt zdziwiony, żeby ją odepchnąć. Też miałam kiedyś podobną sytuację, tylko bez publiczności znajomych osób.
- Co za suka - parsknęła Holt przy mnie, a ja ją tylko uciszyłam ruchem ręki.
Ross w końcu odepchnął ją od siebie, a Sam spojrzała na nas i dostała chyba wewnętrznego zdziwienia, widząc, że nadal tu jestem, nie uciekłam z płaczem, jak to bywa w filmach.
- Ross ją odepchnął, to chyba dobry znak, nie? - ponownie zadała mi retoryczne pytanie.

- Teraz wystarczy, że się ulotnimy, a Ross mi o wszystkim powie. Związek buduje się na zaufaniu i chyba też chciałby wiedzieć, gdyby jakiś kretyn mnie całował na oczach wszystkich.
Przyjaciółka kiwnęła głową i wróciłyśmy do domów.

~*~

- Cześć, kochanie - powiedział blondyn i pocałował mnie w policzek - jak ci minął dzień?
- A dobrze - odparłam ucieszona, że się u mnie pojawił - byłyśmy z Olivią na zakupach.

- Iiii?
- Nie mam jeszcze sukienki.
- Laura - roześmiał się - masz jeszcze tydzień, poradzisz sobie?
- Ja? Nie poradzić sobie? Chyba żartujesz - prychnęłam i cmoknęłam go w nos - a powiesz mi, co ty dziś robiłeś ciekawego?
Miałam ochotę wiedzieć, jak zareaguje. Po jego twarzy przemknął cień, ale starał się to zamaskować i uśmiechnął się szeroko.

- Byłem cały dzień w domu - skłamał.
Miałam ochotę krzyczeć na cały świat, walić w ściany głową i sobie coś zrobić. Czemu po prostu nie mógł mi tego powiedzieć prosto w twarz? Dlaczego mnie okłamywał? Nie ważne, jak głupio brzmiałyby jego wytłumaczenia, chciałabym poznać prawdę z jego ust.

- Coś się stało? - spytał zaniepokojony, widząc moją minę.
- Wszystko w porządku, tak myślę. Na prawdę byłeś tylko w domu?
- Nie ufasz mi? - spytał i spuścił wzrok.

- Sądzę, że w tej sprawie ci nie zaufam.
Nie chciałam się kłócić. Nie chciałam krzyczeć, nawet tylko dlatego, aby pokazać Sam, że jest tępą idiotką i nie udało jej się, ale w jakiś sposób jej się udało, bo wiedziałam, że zaraz będziemy się kłócić.
- Słucham? A na jakiej podstawie sądzisz, że kłamię?
- Bo wiem, że nie byłeś tylko w domu - odparłam spokojnie - widziałam cię w parku. I zgadnij z kim? Z Sam. 

- Jeszcze mi może powiesz, że uciekłaś z płaczem, jak to tylko w komediach romantycznych bywa?
- Nie, nie uciekłam.
- Więc w czym problem? Odepchnąłem ją przecież.
Stopniowo podnosiliśmy na siebie głos.
- Związek buduje się na miłości i zaufaniu - warknęłam - sądzę, że mogłabym o tym wiedzieć.

- Przecież wiesz.
- Z twoich ust! - krzyknęłam - nie sądzisz, że też chciałbyś wiedzieć, gdybym się całowała z jakimś gościem spod supermarketu?!
- A co miałem powiedzieć? "Cześć, Laura, całowałem się z Sam, co słychać?" Nie bądź idiotką.
Po moich policzkach poleciały łzy, a Ross natychmiastowo złagodniał.

- Wyjdź - powiedziałam sucho.
- Ale... 
- Wyjdź! - warknęłam - wyjdź i nigdy tu nie wracaj! Wyjdź i idź do Sam! Wyjdź i znajdź sobie dziewczynę, która spełni twoje wymagania i nie będzie idiotką! Wyjdź!
- Ja... przepraszam - wyszeptał smutno i wyszedł.

Jeszcze bardziej zaniosłam się płaczem. Ze złości wzięłam lampę, wyrwałam jej kabel z kontaktu i rzuciłam nią o ścianę. Przedmiot rozbił się na tysiąc szklanych kawałeczków, a ja położyłam się do łóżka i przykryłam po głowę kołdrą.
Jeśli nie umie mi teraz o tym szczerze powiedzieć, to co będzie później?

**************************************

Morning, sunshines.
Jak wam mija dzień? Mi okropnie. Przyjaciółka po raz kolejny mnie wystawiła (nawet nie wiem, czy mogę ją nazywać przyjaciółką) i po prostu mam taki zły dzień.
Niedługo będzie epilog oznaczający koniec pierwszej części bloga. Potem wezmę sobie kilka tygodni przerwy i pomyślę, co ma się dziać, itp. :)
Nie bójcie się. Raura pokłóciła się naprawdę lekko (wrócą do siebie szybciej, niż wam się wydaje, ponieważ nie potrafią bez siebie żyć).
 Życzę Wam miłego wieczoru.
Kocham was, moje słoneczka ♥
Dziękuję za 18 komentarzy, mam nadzieję, że były one szczere, bo zrozumiałam, że nie chcę mieć fałszywych pochlebców. Pragnę, aby wszyscy szczerze oceniali mój wkład i moją pracę, a nie fałszywie oceniali, bo się obrażę, czy bla bla bla. To nieprawda. Prowadziłam kiedyś inny blog, o Zmierzchu i dostałam kilka negatywnych komentarzy. Jasne, to nie jest miłe, ale ja to piszę dla was, ale głównie dla siebie i swojej przyjemności. Dzięki takim słowom będę najwyżej wiedziała, co zrobiłam źle i w czym się poprawić. Naprawdę, dla mnie to też motywuje.
Dziękuję wam jeszcze raz i życzę miłego wieczoru oraz miłego dnia jutrzejszego w szkole, ja jutro mam kartkówkę z Polskiego z lektur z gwiazdką, bo szykujemy się do egzaminu, a do tego odpowiedź z niemieckiego, którego nie cierpię, bo nie mogę go ogarnąć i z historii.

Szlag, ale się rozpisałam ;-; 
Jeśli ktoś chce coś, to szukajcie mnie na twitterze, gdzie bywam o wiele częściej niż na facebooku lub poczcie.

https://twitter.com/kalinowska_olaDo następnego :3





sobota, 20 września 2014

26. Heart By Heart

DEDYK DLA SZANELL TORRES, CHERRY RÓŻOWEJ I ŻELKO JADKA :3

"Kto prawdziwie kocha, ten nie troszczy się o nagrodę za swą miłość, 
lecz tylko o to, by kochać coraz lepiej."
Zbigniew Trzaskowski

~*~

Ten sam dzień
sobota
popołudnie


Z wielkim uśmiechem na twarzy przyglądałam się, jak Ross niańczy małą kuzyneczkę, Maggie. Wujkowie Lynchów przyjechali do nich akurat wtedy, kiedy i ja spędzałam z nimi swój czas. Ich ciocia Cassie cudownie gotuje, udowodniła to robiąc wszystkim przepyszną szarlotkę, a z wujkiem Ashtonem można pożartować i porozmawiać o wszystkim. Ross ma wspaniałą rodzinę i przy okazji, wspaniałą smykałkę do dzieci. Maggie chichotała co chwilę, kiedy blondyn robił głupie miny i, zamiast starać się ją uśpić, on ją co raz bardziej rozbudza. Dziewczynka ma zaledwie dziewięć miesięcy, ale ma w sobie ten wspaniały urok do przyciągania i zdobywania serca ludzi. Jej jeszcze króciutkie, blond włosy zostały związane w jakiegoś kucyka, a na sobie miała niebieską sukienkę, co Rocky nazwał firanką, rozśmieszając wszystkich. Czuję się przy nich na o wiele młodszą, niż jestem, a przecież mam zaledwie 18 lat.
Ja tymczasem powinnam się skupiać na rozmowie z pozostałymi członkami tej wielkiej rodziny, ale co chwilę i tak moje oczy, przesycone dumą, kierowały się ku ukochanemu chłopakowi. Czułam na sobie wzrok Rydel, ale to ignorowałam, a potem, zarumieniona, wracałam myślami ku pani Stormie, aby po chwili znowu powtórzyć sytuację. 

- Nawet nie wiem, czy pamiętacie... - wszyscy wokół mnie wciąż miętolili językami, a ja już miałam dość. 
Wepchnęłam sobie do ust kolejny kawałek szarlotki, aż w końcu spojrzałam na Delly, która w tej samej chwili zachichotała. Wstała z cichym westchnieniem i usiadła na oparciu od kanapy.
- Miałaś zabawną minę - wyszeptała i spojrzała uważnie w stronę Rossa, nadal zabawiającego Maggie - nie ukryjesz tego, że wciąż na niego patrzysz, wiesz?
Wzruszyłam ramionami, nie odzywając się, nie chcąc być niewychowana.
Rydel tylko pokręciła głową, wzdychając ciężko, a potem wyszeptała jedynie do siebie : 

- Czemu ja jedyna na tym świecie muszę wszystko załatwiać?
- Rydel, daj spokój. Wszystko w porządku - powiedziałam, sama dokładnie w to nie wierząc. 

Może i naprawdę cieszyłam się z wizyty wujków, których jakoś nigdy wcześniej nie poznałam, to brakowało mi trochę Rossa. Jestem od niego tak kompletnie uzależniona, że gdy zostawia mnie na kilka godzin, czuję wewnętrzny ból.
Prychnęła.
- Niech ci będzie - podniosła ręce w geście poddania - ale siebie i tak nie oszukasz. Kiedy w końcu zmądrzejesz, daj mi znać.
Nie wiedziałam dokładnie, o co mogło chodzić przyjaciółce, więc zdziwionym, pytającym wzrokiem odprowadzałam ją, aż nie zniknęła za drzwiami od kuchni. Wiedziałam, że i tak się nie skupię na niczym innym niż zerkanie na Ross'a, więc niezauważenie wstałam i podeszłam do chłopaka, wtulając się w jego plecy. Niebieski t-shirt podwinął się niewiele do góry tak, że poczułam ciepło płynące od niego.
Blondyn odwrócił się w moją stronę z ciepłym uśmiechem, przyciągnął mnie do siebie za talię, w drugiej ręce nadal trzymając Maggie. 

- Zobacz, malutka, kto przyszedł. Ciocia Laura - powiedział to takim tonem, jakim się mówi do małych dzieci, kiedy chce się je pocieszyć - ciocia Laura, widzisz?
Dziewczynka spojrzała na mnie, zaklaskała w ręce i roześmiała się słodko. Uśmiechnęłam się widząc ten uroczy widok i słysząc jej głosik. 

- Lau-la - wyszeptała cichutko, a ja się trochę wzruszyłam. 
Taka malutka dziewczynka, a jej pierwsze słowo to moje imię. Po policzku popłynęła mi niewidzialna łza, a pozostali domownicy nagle ucichli i spojrzeli na nas zainteresowani. Nagle wstał wujek Ashton, podszedł do nas i potargał mnie po włosach.
- Ty mała wredoto - roześmiał się - zdradziłaś mnie. Od jakiegoś czasu staram się, aby powiedziała tata, ale ona idzie pod górkę. 
- Ona nie jest za mała na mówienie? - zdziwiłam się.
- Niektóre dzieci tak mają. Podobno Einstein też tak miał. Jeśli ona też będzie takim naukowcem ze szarymi, stojącymi włosami, to naprawdę będzie miała ciekawe życie.
Wybuchnęłam razem z Rossem szczerym śmiechem, a potem Mag do nas dołączyła. To był idealny dzień i na pewno nigdy to nie zapomnę.

~*~

Nienawidziłam rozstawać się z Ross'em, więc kiedy pani Stormie pozwoliła mi zostać u nich na noc, od razu na to przystałam. Lynch podwiózł mnie tylko do domu, abym mogła spakować trochę rzeczy i zaproponować też nocleg rodzeństwu i mamie, na co tylko Vanessa zgodziła się z nami pojechać.
Do poręcznego plecaka spakowałam piżamę, jakieś ubrania na jutro na zmianę, szczotkę do włosów i do zębów. Po pół godziny byliśmy już z powrotem w domu, kiedy zauważyłam, że całe rodzeństwo siedzi na podłodze, obżerając się popcornem i oglądali jakiś film. Muzyczka była dość przerażająca, a kiedy Ell pisnął jak dziewczyna, byłam już pewna, że oglądali horror.
- Cześć wszystkim - weszłam z mroku do pokoju, a wszyscy chórem krzyknęli, widząc mnie.
- Więcej mnie tak nie strasz - powiedziała rozbawiona Rydel - uważam, że jestem zbyt piękna, aby umierać. 

Rzuciła we mnie kilkoma kulkami popcornu, ale zrobiłam unik i wylądowały przy szafce, na której stoi telewizor.
- Chciałabyś być tak piękna, żeby ludzie po tobie płakali - droczył się z siostrą Riker - ale uwierz mi, nikt nie będzie cię wspominał przez tysiąclecia.
Delly prychnęła.

- Odezwał się. Zamknij się, Riker. 
Podeszłam do kanapy, a za mną, jak cień, Van i Ross.
- Co oglądacie? - zapytałam. 

- Paranormal Activity - poinformował mnie Rocky - ale to jest straszne!
Roześmiałam się, gdy się wzdrygnął.
- E tam, słabe. Skończy się na tym, że główna bohaterka zmieni się w jakiegoś zombie i zabije swojego męża.
- Dzięki, Laura, właśnie zniszczyłaś nam na dobre seans - powiedział Ellington, ale widziałam na jego twarzy rozbawienie.
- Do usług - wsadziłam ręce do kieszeni i zaczęłam kołysać się na piętach - więc... jeśli już nie oglądacie, co macie zamiar porobić?

I zamiast wymyślić coś kreatywnego, my, idioci, wymyśliliśmy grę w prawdę i wyzwanie. Razem z Vanessą pobiegłyśmy do góry, aby przebrać się w piżamy, a po chwili siedziałyśmy na dole w kółku, a koło siebie miałam metalowy, zakryty kubek z herbatą. Wzięłam jeden łyk gorącego napoju i mogliśmy zaczynać grę. Pierwszy kręcił Ross, co wypadło na Rocky'ego.
- Pytanie - powiedział brunet, zanim blondyn zaczął cokolwiek powiedzieć. 

- Z iloma dziewczynami spałeś? - spytał mój chłopak, a ja pokręciłam niedowierzająco głową na jego głupotę i walnęłam go mocno w ramię. Syknął pod nosem i zmroził mnie wzrokiem, ale go zignorowałam.
- Z Jasmine i Simone - odpowiedział chłopak.
Pamiętałam je. Jasmine była jego dziewczyną przez kilka miesięcy w czasie liceum, a z Simone spotykał się do końca gimnazjum. Nawet nie chcę wiedzieć, czemu tak szybko zaczęli życie seksualne.
- Pytanie - wymamrotała Rydel, chowając twarz we włosach.
- No to, kochana siostrzyczko, powiedz nam proszę...
- Nie przedłużaj - warknęła w jego stronę.
- Co ile dni zmieniasz skarpetki?
- O Boże, Rocky, nie jestem tobą i zmieniam je codziennie - blondynka aż walnęła się w czoło z głupoty brata. 

Butelka znów się zakręciła i wypadło na Vanessę.
- Pytanie - odparła siostra. 

- Który z wszystkich tu zebranych, przystojnych mężczyzn jest najprzystojniejszy?
Nessa zarumieniła się. Wiedziałam, kto jej się podoba. Brunetka jednak nie dała się złamać.

- Nie mogę wybrać nikogo stąd, bo preferuję w innych typach chłopców - odparła, a ja zauważyłam, że blask dumy na twarzy Rikera blaknie - poza tym, to wszyscy są bracia, więc są do cholery podobni.
- Tylko ty tak uważasz - parsknęłam śmiechem i rzuciłam w nią poduszką.
Gra toczyła się dalej, a ja teoretycznie odpłynęłam. Słuchałam dalej głupich pytań i jeszcze głupszych odpowiedzi, niekiedy się śmiałam, ale nie wydarzyło się nic, co wymagałoby większej uwagi. Do pory, kiedy butelka wylosowała na mnie.

- Wyzwanie - powiedziałam hardo, patrząc prosto w oczy Ellingtonowi. Byłam pierwsza, która od początku gry wybrała coś innego, niż pytanie.
- Hmm... - brunet podrapał się po brodzie. Pewnie spodziewał się pytania - wylej lodowatą wodę na głowę kogoś, kogo najbardziej kochasz.
- Słabe, wymyśl coś lepszego - wyprzedził mnie Ross.

- Nie musisz - posłałam mu trochę fałszywy uśmiech - to mi pasuje.
Podniosłam się z podłogi i poszłam do łazienki. Z szafy wyjęłam dość sporych rozmiarów miskę i nalałam do pełna. Do środka wrzuciłam jeszcze trochę lodu, które wcześniej zgarnęłam z lodówki i wyszłam z "ekwipunkiem" do pokoju. Wzięłam jeszcze szklankę, bo będzie mi potrzebna.
- Zamknijcie oczy, dzieciaczki - powiedziałam radosnym głosem, co wywołało u nich pytanie w oczach - zamykać oczy - powiedziałam ostrzej, kiedy Riker dalej miał podniesione powieki - no więc, muszę się zastanowić, kogo stąd najbardziej kocham - starałam się z całych sił podroczyć się z Ross'em, więc udawałam kompletną idiotkę. Chodziłam dookoła ich kółka, a potem nabrałam trochę wody do szklanki i wylałam na głowę Rocky'ego. Pisnął jak dziewczynka, czując na sobie zimną wodę. Otworzył oczy, a ja ruchem palców pokazałam mu, żeby nie był głośno. 

Był zdziwiony, ale kiwnął głową i był cicho. Później dalej chodziłam dookoła kółka i wylewałam po szklance na głowę każdego z domowników. W misce zostało nadal mnóstwo wody, więc pozostałą zawartość odwróciłam na Rossa. Zdziwiony chłopak wstał z wrażenia i zaczął się trząść od zimna. Posłałam mu wyzywający uśmieszek, który po kilku sekundach odwzajemnił i już wiedziałam, co chce zrobić.
- Nie odważysz się - mój głos trząsł się od radości - Ross, nie możesz...
Pisnęłam i zaczęłam uciekać od niego, kiedy rzucił się za mną. Wbiegłam na górę po schodach i zamknęłam się w jego pokoju. Mając jeszcze chwilę czasu, schowałam się w jego szafie. Było tam strasznie czuć jego charakterystyczny zapach, który kochałam czuć. Uspokajał mnie.
- Laura, wiem, że tu jesteś - blondyn wparował do pokoju, co widziałam w szczelinie między drzwiami. Zadrżałam z podniecenia tej głupiej zabawy, a on zaczął się rozglądać po pokoju. Potem spojrzał w moją stronę i uśmiechnął się głupkowato. Próbowałam bardziej zagłębić się w szafie, ale, niestety, tu nie było przejścia do Narni. 

- Tu jesteś - zachichotał i wziął podniósł mnie na wciąż wilgotnych rękach. 
- Ross! - zaczęłam się wyrywać i śmiać w niebogłosy, ale on po prostu mnie postawił i przytulił do siebie. Założyłam mu ręce na kark i wtuliłam twarz w zagłębienie w jego szyi. Dotknęłam tam delikatnie ustami, a chłopak jęknął. Już będę znać jego słaby punkt. 
- Kocham Cię - powiedziałam cicho.
- Kocham Cię, Laura - odrzekł.
Stanęłam na palcach i wpiłam się w jego ciepłe, kochane usta, które wciąż wymawiały słowa, które mnie zaskakiwały.

~*~

- Świetnie zajmowałeś się dziś Maggie, wiesz? 

Zabawa skończyła się dość szybko. My nawet już do niej nie dołączyliśmy. Fakt, że byliśmy mokrzy nie ułatwiał sprawy. Ross po prostu się wytarł i przebrał, ze mną było gorzej, bo drugiej piżamy na zmianę nie miałam. Mój chłopak zaproponował mi, że pożyczy mi swoją koszulkę, co przyjęłam, choć po długim zastanawianiu się. Teraz jeszcze bardziej czuję jego charakterystyczny zapach, co jest naprawdę przyjemne. 
- Tak? 
- Tak - wyszeptałam.
- Czy sądzisz, że my...
Nie musiał kończyć pytania, abym wiedziała, co ma na myśli.

- Nie wiem, Ross. Mam nadzieję, że tak. 
Westchnął cicho i pocałował mnie w czoło. Leżeliśmy w ciszy i upajaliśmy się swoją obecnością. 
- Wiesz, że z nikim innym nie chciałabym mieć dzieci, prawda?
Nawet nie musiało być zapalone światło, abym zobaczyła jego olśniewający uśmiech.
- A ja nie chcę nikogo innego, niż ciebie. Nigdy.
Odwzajemniłam jego gest i znowu w niego wtuliłam. Jeżeli ktoś jeszcze miesiąc temu powiedziałby, że teraz będziemy tutaj, razem, to pewnie bym go wyśmiała. Wtedy to wydawało się takie nierealne. 

Nagle usłyszeliśmy kroki na schodach.
- Kochanie, udawaj, że śpisz, proszę - wyszeptał.
Pomimo tego, że na słowo "kochanie" serce mi fiknęło, a w motylku zaczęło się robić stado motyli, posłuchałam go i przyjęłam swoją standardową pozycję do spania, kładąc głowę na jego klatkę piersiową. Oplotłam go rękoma i słuchałam spokojne bicie jego serca.
Drzwi skrzypnęły i otworzyły się, przez co do pokoju wpadło trochę światła. Usłyszałam ciche westchnienie, ale i rozbawienie, więc uśmiechnęłam się na samą myśl o tym. Potem drzwi znowu się zamknęły, a Ross pocałował mnie w nos.
- Radzę Ci zapomnieć o karierze aktorskiej, skarbie - wyszeptał mi do ucha, a jego ciepły baryton potrafił ugładzić nawet najgorsze myśli - prawie nas zdradziłaś.

Postanowiłam go zignorować i tylko zacieśniłam uścisk.
- Żartowałem przecież tylko, no - ciągnął rozbawiony i pogłaskał mnie po włosach - chciałaś iść do innego pokoju?
Poruszyłam się niespokojnie na łóżku i pokręciłam przecząco głową.

- Gdybyś tylko nie spała, moja mama wygoniłaby mnie do pokoju gościnnego, a tego chyba oboje byśmy nie chcieli, prawda?
Podciągnęłam się wyżej, dalej nic nie mówiąc i wtuliłam się w jego szyję. 

- Kocham Cię, Ross. I zawsze będę - wymamrotałam niewyraźnie. 
- Ja ciebie też, Lau. Na zawsze.
Podniósł mój podbródek do góry i złączył nasze usta w gorącym pocałunku. Moje jakiekolwiek zirytowanie upłynęło jednocześnie, gdy tylko poczułam jego wargi na swoich. Nie panując nad tym, co robię, usiadłam mu na brzuchu i zaczęłam całować tak dobrze, jak tylko umiałam. Ross wsadził mi swoje zimne ręce pod bluzkę i zaczął masować, robiąc palcami dziwne kształty. Gdy się od siebie oderwaliśmy, oboje mieliśmy przyspieszone oddechy. Przyłożyłam swoje czoło do niego, a blondyn zaczął nadal muskać z przerwami moje usta.
- Dobranoc, Ross - powiedziałam i zeszłam z niego, wchodząc pod kołdrę i opatulając się nią.
Chłopak objął mnie ramieniem.

- Miłych snów, Laur. A, i Laura?
- Hmm...? - spytałam sennie.
- Dzieci znajomych moich rodziców zapraszają naszą rodzinę na ich ślub i wesele. Mam cię zamiar tam zabrać - usłyszałam tylko, zanim zasnęłam. 


********************************


Dzień dobry! ☺

MAM KILKA SPRAW :3
1. ROZDZIAŁ W KOŃCU SIĘ POJAWIŁ. JUPII! CIĘŻKO SIĘ MI GO PISAŁO, ALE W KOŃCU GO SKOŃCZYŁAM.
2. DZIĘKUJĘ SERDECZNIE ZA 17 KOMENTARZY POD POPRZEDNIM ROZDZIAŁEM I PONAD 20 TYSIĘCY WYŚWIETLEŃ BLOGA!
3. NO WIĘC TAK. ZBLIŻA SIĘ KONIEC BLOGA. CZY MA BYĆ DRUGI SEZON? ODPOWIEDŹ W KOMENTARZACH.
4. CZY MAJĄ SIĘ POJAWIAĆ SCENY +18? ODPOWIEDŹ RÓWNIEŻ W KOMENTARZU ☺
5. 15 KOMENTARZY = NEXT.

Kocham was bardzo mocno! Czekajcie cierpliwie na next'a :3