Ufność niewinnych jest największym darem dla kłamcy. ~Stephen King "Sklepik z marzeniami"
6 listopad
niedziela
- A może ta? - spytałam, przykładając do swojego ciała krótką, fioletową sukienkę - pomóż mi, Liv. Wiesz, że muszę wyglądać wyjątkowo.
niedziela
- A może ta? - spytałam, przykładając do swojego ciała krótką, fioletową sukienkę - pomóż mi, Liv. Wiesz, że muszę wyglądać wyjątkowo.
- Ty nawet w worku po ziemniakach wyglądasz wyjątkowo - burknęła i znowu wbiła swój wzrok w punkt na ścianie za mną.
- Co się stało? - spytałam, odwieszając typową sukienkę ze sklepu "Clarissy's".
- Nic - odparła - jestem tylko totalną idiotką - z cichym westchnieniem usiadła na małym, kwadratowym, obitym brązowym materiałem siedzeniu - wczoraj byłam z Leo w kinie.
- Ta informacja nie czyni cię większą idiotką, jaką byłaś dotychczas - zażartowałam, ale blondynka się nawet nie uśmiechnęła - co się takiego stało w tym kinie?
Koleżanka odprowadziła wzrokiem namolną szatynkę, która wyszła zza fioletowej zasłony przebieralni.
- Nic takiego oprócz tego, że wyznał mi, że mu się podobam i chciał mnie pocałować.
- To wspaniale...
- Wcale nie - przerwała mi - miałam metlik w głowie i po prostu uciekłam od niego.
Zawstydzona schowała twarz w dłoniach. Pogłaskałam ją po plecach w ramie pocieszenia.
- Przecież jeszcze się spotkacie i wszystko sobie wyjaśnicie.
- To wcale nie jest takie proste.
- To jest proste - zaoponowałam - mówienie o uczuciach jest stresujące i pewnie bardzo się denerwujesz, ale co złego może się stać?
- Na przykład... może mnie odrzucić - powiedziała, jakby nie była pewna tego, co mówi.
- Nagle się w tobie odkochał, magik - parsknęłam.
- Albo może mnie uderzyć. - mówiła co raz mniej prawdopodobne rzeczy.
- Jasne i od razu zrobi ci pogrzeb i załatwi trumnę w kwiatki i jednorożce. Daj spokój, nie masz żadnego powodu, aby się martwić.
- Nagle się znalazła zaklinaczka miłości - powiedziała z sarkazmem - ty z Rossem ukrywaliście swoje uczucia ponad trzy lata.
- To nie to samo - oburzyłam się - tobie chociaż chłopak się przyznał, że mu się podobasz.
- On nie musiał nic mówić, aby to okazać, a teraz idziesz z nim na ślub do osób, których nawet nie znasz. Ufasz mu z całego serca, to widać.
Uderzyłam ją żartobliwie w ramię.
- Na wasz ślub też pójdziemy - wytknęłam jej.
Uśmiechnęła się i wystawiła mi język.
- Dokończmy już szukanie tej sukienki i potem chodźmy na kawę - zaproponowała i wstała, mając więcej energii.
- Jasne - kiwnęłam głową i zrobiłam kilka kroków w stronę wieszaków, kiedy usłyszałam jej cichy głos.
- Laura?
- Tak? - odwróciłam się.
- Dziękuję.
Posłałam jej ciepły uśmiech, a potem zanurkowałam w kolejnych warstwach materiałów.
~*~
- Jestem wykończona - parsknęła Liv i usiadła ciężko na fotelu w Starbucksu - a to wszystko twoja wina!
- Moja? - spytałam rozbawiona i podniosłam rękę, aby przywołać kelnera.
- Jasne, że twoja. A kto kazał mi chodzić po sklepach prawie trzy godziny i nie wybrał tego, po co przyszedł?
- Nie było tej idealnej sukienki - przewróciłam teatralnie oczami.
Koło mojej nogi przewróciła się torba z ubraniami, które zdążyłam dziś kupić, więc rzuciłam się na nie, aby je pozbierać. Nie chciałabym mieć zabrudzonej nowej niebieskiej, luźnej bluzki, którą chcę nałożyć jutro do szkoły.
- Co podać? - usłyszałam dość znajomy głos, a potem zadrżałam.
Podniosłam głowę spod stołu i spojrzałam ostrzegawczo na chłopaka stojącego obok naszego stolika. Kiedy nasze oczy się spotkały, zbladł, a potem już domyślił się, kim jesteśmy.
Próbował niezauważenie odchrząknąć i potarł swoje skronie, a potem znowu wrócił duchem do nas i ponowił swoje pytanie.
- Frappuccino i duży deser lodów waniliowych, Rick - powiedziałam z przekąsem i poprawiłam pasmo włosów, które właśnie spadło mi na twarz.
Olivia kopnęła mnie pod stołem kostkę i spojrzała na mnie ostrzegawczo.
- A ja poproszę gorącą czekoladę - powiedziała przesłodkim głosem.
Czemu zawsze te głupie sytuacje, w których występuję, kojarzą mi się z głupimi romansidłami pozbawionymi krzty romantyzmu?
Brunet wszystko zapisał i zniknął szybciej, niż się tu pojawił.
- Mogłabyś pohamować swoją nienawiść, złotko - rzekła rozbawionym głosem blondynka, a potem rzuciła we mnie gumką do włosów, którą miała założoną na rękę jak bransoletkę - trzymaj, wątpię, żebyś chciała mieć stado swoich włosów w lodach.
- Prędzej będzie tam stado włosów tego przemiłego jegomościa, który nas obsługuje - nie mogłam pohamować sarkazmu, który wypływał wbrew mojej woli w każdym zdaniu.
Olivia parsknęła śmiechem.
Przez cały czas, kiedy czekałyśmy na zamówienie, rozmawiałyśmy o wszystkim, co nam ślina na język przyniosła. Holt obiecała, że zadzwoni do Leo gdy tylko wróci do domu, ale jeśli tego nie zrobi, zmuszę ją, aby wyjaśnili sobie wszystko jutro, w szkole. Oczywiście, gdy tylko zahaczyłam o temat jej wielbiciela, ona musiała odgryźć się Rossem, co szczerze mało już mnie ruszało. Liczyło się tylko to, co jest między nami.
- Zamówienie gotowe - podskoczyłam na głos bardzo uroczego chłopaka, który chciał mnie zmusić do randki ze sobą (to był sarkazm, jakby ktoś nie załapał :D ~od autorki). Postawił przed nami nasze napoje i chciał już odejść, ale go zatrzymałam.
- Czekaj. Nie rozumiem jednego, Rick - powiedziałam ostro - co ty widzisz w tym swoim zespole i czemu tak bardzo chciałeś iść na randkę z dziewczyną, której kompletnie nie znasz?
- Ty nic nie rozumiesz i nigdy nie zrozumiesz - parsknął wściekły - ty masz te swoje kolorowe jednorożce na tapecie w pokoju, kolorowe życie, najlepsze ubrania i wszystko, co tylko zechcesz, księżniczko. Ja nie mam nic.
- A co ty możesz wiedzieć o mnie, co? - wstałam prędko i zaczęłam głośno.
- Widzę to po tobie.
- A ja widzę po tobie, że nie masz ani krzty wdzięczności dla osób, które cię otaczają - gdyby tylko mogła, para wydobywała się z moich uszu - nie znasz mnie ani nic nie wiesz o moim życiu.
- Ani ty o moim, więc mnie zostaw - zagryzł dolną wargę - nie udawaj, że jest inaczej, niż mówiłem. Znam takie dziewczyny, które mają wszystko i są totalnymi idiotkami. Zupełnie jak ty.
Nie wytrzymałam i spoliczkowałam go z całej siły, na jaką było mnie stać. Dłoń mnie zapiekła, a chłopak, zdziwiony, złapał się za bolące miejsce na swoim policzku, gdzie widniał jeszcze ślad mojej dłoni.
- Sukinsyn - wyszeptałam i wzięłam wszystkie swoje rzeczy, aby po chwili skierować się ku wyjściu i trzasnąć drzwiami.
Kiedy sadowiłam się na podłodze ze łzami w oczach, z kawiarni wyszła moja przyjaciółka i usiadła obok mnie, obejmując ramieniem. Ludzie się na nas patrzyli jak na wariatki, ale nikt nic nie komentował. Zwykli, namolni, szarzy ludzie, którzy nie mają własnego życia. No właśnie, ale czy ja je mam? Do cholery, dlaczego jestem taka wrażliwa?
- Wszystko będzie dobrze - szeptała wciąż blondynka i opatuliła mnie swoimi ramionami, kołysząc nami na boki.
Ta pozycja zawsze była wyśmiewana przez Vanessę. Uważała, że tak bujają się tylko sieroty, a te słowa były takie wredne, że często kończyło się to bezsensowną kłótnią.
Mój płacz przerwał dzwonek telefonu. Zdziwiona, że w ogóle mam komórkę ze sobą, przypomniałam sobie, że Ross kupił mi nowy telefon. Zabroniłam mu, ale oczywiście musiał się uprzeć i mam jeden z najnowszych dotykówek. Nie mam pojęcia, ile przetrwa i niech się modli, żeby chociaż kilka tygodni.
"Jeśli chcesz sprawdzić wiarygodność i wierność swojego chłopaka, przyjdź za kwadrans do parku przy fontannie". Numer zastrzeżony.
- Ktoś chyba robi sobie z ciebie jakieś żarty - warknęła Liv.
- Żart czy nie żart, nie wiem, co o tym myśleć - wyznałam.
- Nie ufasz Rossowi?
- Jasne, że ufam - powiedziałam prędko, trochę wściekle - wiadomo już, że wszystko będzie ustawione. Nawet godzina i miejsce!
- Chcesz to sprawdzić? - spytała mnie blondynka spokojnie i powoli, jakby nie wiedziała, jak zareaguję.
Nigdy wcześniej chyba nie czułam się tak bezradna. Wzruszyłam ramionami i westchnęłam.
- Chyba chcę, żeby zobaczyć, o co chodzi i jak zareaguje Ross.
Już po chwili siedziałyśmy w samochodzie mojej mamy i jechałyśmy z naszego ulubionego centrum handlowego do parku. Na szczęście to nie było tak bardzo daleko, więc byłyśmy już na miejscu kilka minut potem. Schowałyśmy się za drzewem i czekałyśmy. Samantha pojawiła się niedługo po nas, rozglądając się wokół i chyba nas zauważyła, bo uśmiechnęła się złośliwie i usiadła na murku na fontannie. Udawała znudzoną i oglądała dokładnie swoje paznokcie, ale po chwili zrozumiałam, że nie była znudzona - czekała tylko na dobre show i pewnie na to, abyśmy razem z Rossem zerwali. Chyba po moim trupie.
Po kilku minutach pojawił się też Ross. Na jego widok zabrakło mi powietrza w klatce piersiowej, wyglądał idealnie. Miał na sobie białą koszulkę i zwykłe czarne jeansy oraz ramoneskę, którą mu kiedyś dałam w prezencie jako cichy wielbiciel. Chyba jednak dobrze wiedział, że to ode mnie.
- Czego... ? Nie mam... Daj spokój... - słyszałam różne urywki rozmów.
- I co? - spytała Olivia - suka tylko próbuje go wrobić.
A potem stało się coś, czego SIĘ SPODZIEWAŁAM. Tak, spodziewałam się, że Sam pocałuje mojego chłopaka, a on będzie zbyt zdziwiony, żeby ją odepchnąć. Też miałam kiedyś podobną sytuację, tylko bez publiczności znajomych osób.
- Co za suka - parsknęła Holt przy mnie, a ja ją tylko uciszyłam ruchem ręki.
Ross w końcu odepchnął ją od siebie, a Sam spojrzała na nas i dostała chyba wewnętrznego zdziwienia, widząc, że nadal tu jestem, nie uciekłam z płaczem, jak to bywa w filmach.
- Ross ją odepchnął, to chyba dobry znak, nie? - ponownie zadała mi retoryczne pytanie.
- Teraz wystarczy, że się ulotnimy, a Ross mi o wszystkim powie. Związek buduje się na zaufaniu i chyba też chciałby wiedzieć, gdyby jakiś kretyn mnie całował na oczach wszystkich.
Przyjaciółka kiwnęła głową i wróciłyśmy do domów.
~*~
- Cześć, kochanie - powiedział blondyn i pocałował mnie w policzek - jak ci minął dzień?
- A dobrze - odparłam ucieszona, że się u mnie pojawił - byłyśmy z Olivią na zakupach.
- Iiii?
- Nie mam jeszcze sukienki.
- Laura - roześmiał się - masz jeszcze tydzień, poradzisz sobie?
- Ja? Nie poradzić sobie? Chyba żartujesz - prychnęłam i cmoknęłam go w nos - a powiesz mi, co ty dziś robiłeś ciekawego?
Miałam ochotę wiedzieć, jak zareaguje. Po jego twarzy przemknął cień, ale starał się to zamaskować i uśmiechnął się szeroko.
- Byłem cały dzień w domu - skłamał.
Miałam ochotę krzyczeć na cały świat, walić w ściany głową i sobie coś zrobić. Czemu po prostu nie mógł mi tego powiedzieć prosto w twarz? Dlaczego mnie okłamywał? Nie ważne, jak głupio brzmiałyby jego wytłumaczenia, chciałabym poznać prawdę z jego ust.
- Coś się stało? - spytał zaniepokojony, widząc moją minę.
- Wszystko w porządku, tak myślę. Na prawdę byłeś tylko w domu?
- Nie ufasz mi? - spytał i spuścił wzrok.
- Sądzę, że w tej sprawie ci nie zaufam.
Nie chciałam się kłócić. Nie chciałam krzyczeć, nawet tylko dlatego, aby pokazać Sam, że jest tępą idiotką i nie udało jej się, ale w jakiś sposób jej się udało, bo wiedziałam, że zaraz będziemy się kłócić.
- Słucham? A na jakiej podstawie sądzisz, że kłamię?
- Bo wiem, że nie byłeś tylko w domu - odparłam spokojnie - widziałam cię w parku. I zgadnij z kim? Z Sam.
- Jeszcze mi może powiesz, że uciekłaś z płaczem, jak to tylko w komediach romantycznych bywa?
- Nie, nie uciekłam.
- Więc w czym problem? Odepchnąłem ją przecież.
Stopniowo podnosiliśmy na siebie głos.
- Związek buduje się na miłości i zaufaniu - warknęłam - sądzę, że mogłabym o tym wiedzieć.
- Przecież wiesz.
- Co się stało? - spytałam, odwieszając typową sukienkę ze sklepu "Clarissy's".
- Nic - odparła - jestem tylko totalną idiotką - z cichym westchnieniem usiadła na małym, kwadratowym, obitym brązowym materiałem siedzeniu - wczoraj byłam z Leo w kinie.
- Ta informacja nie czyni cię większą idiotką, jaką byłaś dotychczas - zażartowałam, ale blondynka się nawet nie uśmiechnęła - co się takiego stało w tym kinie?
Koleżanka odprowadziła wzrokiem namolną szatynkę, która wyszła zza fioletowej zasłony przebieralni.
- Nic takiego oprócz tego, że wyznał mi, że mu się podobam i chciał mnie pocałować.
- To wspaniale...
- Wcale nie - przerwała mi - miałam metlik w głowie i po prostu uciekłam od niego.
Zawstydzona schowała twarz w dłoniach. Pogłaskałam ją po plecach w ramie pocieszenia.
- Przecież jeszcze się spotkacie i wszystko sobie wyjaśnicie.
- To wcale nie jest takie proste.
- To jest proste - zaoponowałam - mówienie o uczuciach jest stresujące i pewnie bardzo się denerwujesz, ale co złego może się stać?
- Na przykład... może mnie odrzucić - powiedziała, jakby nie była pewna tego, co mówi.
- Nagle się w tobie odkochał, magik - parsknęłam.
- Albo może mnie uderzyć. - mówiła co raz mniej prawdopodobne rzeczy.
- Jasne i od razu zrobi ci pogrzeb i załatwi trumnę w kwiatki i jednorożce. Daj spokój, nie masz żadnego powodu, aby się martwić.
- Nagle się znalazła zaklinaczka miłości - powiedziała z sarkazmem - ty z Rossem ukrywaliście swoje uczucia ponad trzy lata.
- To nie to samo - oburzyłam się - tobie chociaż chłopak się przyznał, że mu się podobasz.
- On nie musiał nic mówić, aby to okazać, a teraz idziesz z nim na ślub do osób, których nawet nie znasz. Ufasz mu z całego serca, to widać.
Uderzyłam ją żartobliwie w ramię.
- Na wasz ślub też pójdziemy - wytknęłam jej.
Uśmiechnęła się i wystawiła mi język.
- Dokończmy już szukanie tej sukienki i potem chodźmy na kawę - zaproponowała i wstała, mając więcej energii.
- Jasne - kiwnęłam głową i zrobiłam kilka kroków w stronę wieszaków, kiedy usłyszałam jej cichy głos.
- Laura?
- Tak? - odwróciłam się.
- Dziękuję.
Posłałam jej ciepły uśmiech, a potem zanurkowałam w kolejnych warstwach materiałów.
~*~
- Jestem wykończona - parsknęła Liv i usiadła ciężko na fotelu w Starbucksu - a to wszystko twoja wina!
- Moja? - spytałam rozbawiona i podniosłam rękę, aby przywołać kelnera.
- Jasne, że twoja. A kto kazał mi chodzić po sklepach prawie trzy godziny i nie wybrał tego, po co przyszedł?
- Nie było tej idealnej sukienki - przewróciłam teatralnie oczami.
Koło mojej nogi przewróciła się torba z ubraniami, które zdążyłam dziś kupić, więc rzuciłam się na nie, aby je pozbierać. Nie chciałabym mieć zabrudzonej nowej niebieskiej, luźnej bluzki, którą chcę nałożyć jutro do szkoły.
- Co podać? - usłyszałam dość znajomy głos, a potem zadrżałam.
Podniosłam głowę spod stołu i spojrzałam ostrzegawczo na chłopaka stojącego obok naszego stolika. Kiedy nasze oczy się spotkały, zbladł, a potem już domyślił się, kim jesteśmy.
Próbował niezauważenie odchrząknąć i potarł swoje skronie, a potem znowu wrócił duchem do nas i ponowił swoje pytanie.
- Frappuccino i duży deser lodów waniliowych, Rick - powiedziałam z przekąsem i poprawiłam pasmo włosów, które właśnie spadło mi na twarz.
Olivia kopnęła mnie pod stołem kostkę i spojrzała na mnie ostrzegawczo.
- A ja poproszę gorącą czekoladę - powiedziała przesłodkim głosem.
Czemu zawsze te głupie sytuacje, w których występuję, kojarzą mi się z głupimi romansidłami pozbawionymi krzty romantyzmu?
Brunet wszystko zapisał i zniknął szybciej, niż się tu pojawił.
- Mogłabyś pohamować swoją nienawiść, złotko - rzekła rozbawionym głosem blondynka, a potem rzuciła we mnie gumką do włosów, którą miała założoną na rękę jak bransoletkę - trzymaj, wątpię, żebyś chciała mieć stado swoich włosów w lodach.
- Prędzej będzie tam stado włosów tego przemiłego jegomościa, który nas obsługuje - nie mogłam pohamować sarkazmu, który wypływał wbrew mojej woli w każdym zdaniu.
Olivia parsknęła śmiechem.
Przez cały czas, kiedy czekałyśmy na zamówienie, rozmawiałyśmy o wszystkim, co nam ślina na język przyniosła. Holt obiecała, że zadzwoni do Leo gdy tylko wróci do domu, ale jeśli tego nie zrobi, zmuszę ją, aby wyjaśnili sobie wszystko jutro, w szkole. Oczywiście, gdy tylko zahaczyłam o temat jej wielbiciela, ona musiała odgryźć się Rossem, co szczerze mało już mnie ruszało. Liczyło się tylko to, co jest między nami.
- Zamówienie gotowe - podskoczyłam na głos bardzo uroczego chłopaka, który chciał mnie zmusić do randki ze sobą (to był sarkazm, jakby ktoś nie załapał :D ~od autorki). Postawił przed nami nasze napoje i chciał już odejść, ale go zatrzymałam.
- Czekaj. Nie rozumiem jednego, Rick - powiedziałam ostro - co ty widzisz w tym swoim zespole i czemu tak bardzo chciałeś iść na randkę z dziewczyną, której kompletnie nie znasz?
- Ty nic nie rozumiesz i nigdy nie zrozumiesz - parsknął wściekły - ty masz te swoje kolorowe jednorożce na tapecie w pokoju, kolorowe życie, najlepsze ubrania i wszystko, co tylko zechcesz, księżniczko. Ja nie mam nic.
- A co ty możesz wiedzieć o mnie, co? - wstałam prędko i zaczęłam głośno.
- Widzę to po tobie.
- A ja widzę po tobie, że nie masz ani krzty wdzięczności dla osób, które cię otaczają - gdyby tylko mogła, para wydobywała się z moich uszu - nie znasz mnie ani nic nie wiesz o moim życiu.
- Ani ty o moim, więc mnie zostaw - zagryzł dolną wargę - nie udawaj, że jest inaczej, niż mówiłem. Znam takie dziewczyny, które mają wszystko i są totalnymi idiotkami. Zupełnie jak ty.
Nie wytrzymałam i spoliczkowałam go z całej siły, na jaką było mnie stać. Dłoń mnie zapiekła, a chłopak, zdziwiony, złapał się za bolące miejsce na swoim policzku, gdzie widniał jeszcze ślad mojej dłoni.
- Sukinsyn - wyszeptałam i wzięłam wszystkie swoje rzeczy, aby po chwili skierować się ku wyjściu i trzasnąć drzwiami.
Kiedy sadowiłam się na podłodze ze łzami w oczach, z kawiarni wyszła moja przyjaciółka i usiadła obok mnie, obejmując ramieniem. Ludzie się na nas patrzyli jak na wariatki, ale nikt nic nie komentował. Zwykli, namolni, szarzy ludzie, którzy nie mają własnego życia. No właśnie, ale czy ja je mam? Do cholery, dlaczego jestem taka wrażliwa?
- Wszystko będzie dobrze - szeptała wciąż blondynka i opatuliła mnie swoimi ramionami, kołysząc nami na boki.
Ta pozycja zawsze była wyśmiewana przez Vanessę. Uważała, że tak bujają się tylko sieroty, a te słowa były takie wredne, że często kończyło się to bezsensowną kłótnią.
Mój płacz przerwał dzwonek telefonu. Zdziwiona, że w ogóle mam komórkę ze sobą, przypomniałam sobie, że Ross kupił mi nowy telefon. Zabroniłam mu, ale oczywiście musiał się uprzeć i mam jeden z najnowszych dotykówek. Nie mam pojęcia, ile przetrwa i niech się modli, żeby chociaż kilka tygodni.
"Jeśli chcesz sprawdzić wiarygodność i wierność swojego chłopaka, przyjdź za kwadrans do parku przy fontannie". Numer zastrzeżony.
- Ktoś chyba robi sobie z ciebie jakieś żarty - warknęła Liv.
- Żart czy nie żart, nie wiem, co o tym myśleć - wyznałam.
- Nie ufasz Rossowi?
- Jasne, że ufam - powiedziałam prędko, trochę wściekle - wiadomo już, że wszystko będzie ustawione. Nawet godzina i miejsce!
- Chcesz to sprawdzić? - spytała mnie blondynka spokojnie i powoli, jakby nie wiedziała, jak zareaguję.
Nigdy wcześniej chyba nie czułam się tak bezradna. Wzruszyłam ramionami i westchnęłam.
- Chyba chcę, żeby zobaczyć, o co chodzi i jak zareaguje Ross.
Już po chwili siedziałyśmy w samochodzie mojej mamy i jechałyśmy z naszego ulubionego centrum handlowego do parku. Na szczęście to nie było tak bardzo daleko, więc byłyśmy już na miejscu kilka minut potem. Schowałyśmy się za drzewem i czekałyśmy. Samantha pojawiła się niedługo po nas, rozglądając się wokół i chyba nas zauważyła, bo uśmiechnęła się złośliwie i usiadła na murku na fontannie. Udawała znudzoną i oglądała dokładnie swoje paznokcie, ale po chwili zrozumiałam, że nie była znudzona - czekała tylko na dobre show i pewnie na to, abyśmy razem z Rossem zerwali. Chyba po moim trupie.
Po kilku minutach pojawił się też Ross. Na jego widok zabrakło mi powietrza w klatce piersiowej, wyglądał idealnie. Miał na sobie białą koszulkę i zwykłe czarne jeansy oraz ramoneskę, którą mu kiedyś dałam w prezencie jako cichy wielbiciel. Chyba jednak dobrze wiedział, że to ode mnie.
- Czego... ? Nie mam... Daj spokój... - słyszałam różne urywki rozmów.
- I co? - spytała Olivia - suka tylko próbuje go wrobić.
A potem stało się coś, czego SIĘ SPODZIEWAŁAM. Tak, spodziewałam się, że Sam pocałuje mojego chłopaka, a on będzie zbyt zdziwiony, żeby ją odepchnąć. Też miałam kiedyś podobną sytuację, tylko bez publiczności znajomych osób.
- Co za suka - parsknęła Holt przy mnie, a ja ją tylko uciszyłam ruchem ręki.
Ross w końcu odepchnął ją od siebie, a Sam spojrzała na nas i dostała chyba wewnętrznego zdziwienia, widząc, że nadal tu jestem, nie uciekłam z płaczem, jak to bywa w filmach.
- Ross ją odepchnął, to chyba dobry znak, nie? - ponownie zadała mi retoryczne pytanie.
- Teraz wystarczy, że się ulotnimy, a Ross mi o wszystkim powie. Związek buduje się na zaufaniu i chyba też chciałby wiedzieć, gdyby jakiś kretyn mnie całował na oczach wszystkich.
Przyjaciółka kiwnęła głową i wróciłyśmy do domów.
~*~
- Cześć, kochanie - powiedział blondyn i pocałował mnie w policzek - jak ci minął dzień?
- A dobrze - odparłam ucieszona, że się u mnie pojawił - byłyśmy z Olivią na zakupach.
- Iiii?
- Nie mam jeszcze sukienki.
- Laura - roześmiał się - masz jeszcze tydzień, poradzisz sobie?
- Ja? Nie poradzić sobie? Chyba żartujesz - prychnęłam i cmoknęłam go w nos - a powiesz mi, co ty dziś robiłeś ciekawego?
Miałam ochotę wiedzieć, jak zareaguje. Po jego twarzy przemknął cień, ale starał się to zamaskować i uśmiechnął się szeroko.
- Byłem cały dzień w domu - skłamał.
Miałam ochotę krzyczeć na cały świat, walić w ściany głową i sobie coś zrobić. Czemu po prostu nie mógł mi tego powiedzieć prosto w twarz? Dlaczego mnie okłamywał? Nie ważne, jak głupio brzmiałyby jego wytłumaczenia, chciałabym poznać prawdę z jego ust.
- Coś się stało? - spytał zaniepokojony, widząc moją minę.
- Wszystko w porządku, tak myślę. Na prawdę byłeś tylko w domu?
- Nie ufasz mi? - spytał i spuścił wzrok.
- Sądzę, że w tej sprawie ci nie zaufam.
Nie chciałam się kłócić. Nie chciałam krzyczeć, nawet tylko dlatego, aby pokazać Sam, że jest tępą idiotką i nie udało jej się, ale w jakiś sposób jej się udało, bo wiedziałam, że zaraz będziemy się kłócić.
- Słucham? A na jakiej podstawie sądzisz, że kłamię?
- Bo wiem, że nie byłeś tylko w domu - odparłam spokojnie - widziałam cię w parku. I zgadnij z kim? Z Sam.
- Jeszcze mi może powiesz, że uciekłaś z płaczem, jak to tylko w komediach romantycznych bywa?
- Nie, nie uciekłam.
- Więc w czym problem? Odepchnąłem ją przecież.
Stopniowo podnosiliśmy na siebie głos.
- Związek buduje się na miłości i zaufaniu - warknęłam - sądzę, że mogłabym o tym wiedzieć.
- Przecież wiesz.
- Z twoich ust! - krzyknęłam - nie sądzisz, że też chciałbyś wiedzieć, gdybym się całowała z jakimś gościem spod supermarketu?!
- A co miałem powiedzieć? "Cześć, Laura, całowałem się z Sam, co słychać?" Nie bądź idiotką.
Po moich policzkach poleciały łzy, a Ross natychmiastowo złagodniał.
- Wyjdź - powiedziałam sucho.
- Ale...
- Wyjdź! - warknęłam - wyjdź i nigdy tu nie wracaj! Wyjdź i idź do Sam! Wyjdź i znajdź sobie dziewczynę, która spełni twoje wymagania i nie będzie idiotką! Wyjdź!
- Ja... przepraszam - wyszeptał smutno i wyszedł.
Jeszcze bardziej zaniosłam się płaczem. Ze złości wzięłam lampę, wyrwałam jej kabel z kontaktu i rzuciłam nią o ścianę. Przedmiot rozbił się na tysiąc szklanych kawałeczków, a ja położyłam się do łóżka i przykryłam po głowę kołdrą.
Jeśli nie umie mi teraz o tym szczerze powiedzieć, to co będzie później?
**************************************
Morning, sunshines.
Jak wam mija dzień? Mi okropnie. Przyjaciółka po raz kolejny mnie wystawiła (nawet nie wiem, czy mogę ją nazywać przyjaciółką) i po prostu mam taki zły dzień.
Niedługo będzie epilog oznaczający koniec pierwszej części bloga. Potem wezmę sobie kilka tygodni przerwy i pomyślę, co ma się dziać, itp. :)
Nie bójcie się. Raura pokłóciła się naprawdę lekko (wrócą do siebie szybciej, niż wam się wydaje, ponieważ nie potrafią bez siebie żyć).
Życzę Wam miłego wieczoru.
Kocham was, moje słoneczka ♥
Dziękuję za 18 komentarzy, mam nadzieję, że były one szczere, bo zrozumiałam, że nie chcę mieć fałszywych pochlebców. Pragnę, aby wszyscy szczerze oceniali mój wkład i moją pracę, a nie fałszywie oceniali, bo się obrażę, czy bla bla bla. To nieprawda. Prowadziłam kiedyś inny blog, o Zmierzchu i dostałam kilka negatywnych komentarzy. Jasne, to nie jest miłe, ale ja to piszę dla was, ale głównie dla siebie i swojej przyjemności. Dzięki takim słowom będę najwyżej wiedziała, co zrobiłam źle i w czym się poprawić. Naprawdę, dla mnie to też motywuje.
Dziękuję wam jeszcze raz i życzę miłego wieczoru oraz miłego dnia jutrzejszego w szkole, ja jutro mam kartkówkę z Polskiego z lektur z gwiazdką, bo szykujemy się do egzaminu, a do tego odpowiedź z niemieckiego, którego nie cierpię, bo nie mogę go ogarnąć i z historii.
Szlag, ale się rozpisałam ;-;
Jeśli ktoś chce coś, to szukajcie mnie na twitterze, gdzie bywam o wiele częściej niż na facebooku lub poczcie.
https://twitter.com/kalinowska_olaDo następnego :3
- A co miałem powiedzieć? "Cześć, Laura, całowałem się z Sam, co słychać?" Nie bądź idiotką.
Po moich policzkach poleciały łzy, a Ross natychmiastowo złagodniał.
- Wyjdź - powiedziałam sucho.
- Ale...
- Wyjdź! - warknęłam - wyjdź i nigdy tu nie wracaj! Wyjdź i idź do Sam! Wyjdź i znajdź sobie dziewczynę, która spełni twoje wymagania i nie będzie idiotką! Wyjdź!
- Ja... przepraszam - wyszeptał smutno i wyszedł.
Jeszcze bardziej zaniosłam się płaczem. Ze złości wzięłam lampę, wyrwałam jej kabel z kontaktu i rzuciłam nią o ścianę. Przedmiot rozbił się na tysiąc szklanych kawałeczków, a ja położyłam się do łóżka i przykryłam po głowę kołdrą.
Jeśli nie umie mi teraz o tym szczerze powiedzieć, to co będzie później?
**************************************
Morning, sunshines.
Jak wam mija dzień? Mi okropnie. Przyjaciółka po raz kolejny mnie wystawiła (nawet nie wiem, czy mogę ją nazywać przyjaciółką) i po prostu mam taki zły dzień.
Niedługo będzie epilog oznaczający koniec pierwszej części bloga. Potem wezmę sobie kilka tygodni przerwy i pomyślę, co ma się dziać, itp. :)
Nie bójcie się. Raura pokłóciła się naprawdę lekko (wrócą do siebie szybciej, niż wam się wydaje, ponieważ nie potrafią bez siebie żyć).
Życzę Wam miłego wieczoru.
Kocham was, moje słoneczka ♥
Dziękuję za 18 komentarzy, mam nadzieję, że były one szczere, bo zrozumiałam, że nie chcę mieć fałszywych pochlebców. Pragnę, aby wszyscy szczerze oceniali mój wkład i moją pracę, a nie fałszywie oceniali, bo się obrażę, czy bla bla bla. To nieprawda. Prowadziłam kiedyś inny blog, o Zmierzchu i dostałam kilka negatywnych komentarzy. Jasne, to nie jest miłe, ale ja to piszę dla was, ale głównie dla siebie i swojej przyjemności. Dzięki takim słowom będę najwyżej wiedziała, co zrobiłam źle i w czym się poprawić. Naprawdę, dla mnie to też motywuje.
Dziękuję wam jeszcze raz i życzę miłego wieczoru oraz miłego dnia jutrzejszego w szkole, ja jutro mam kartkówkę z Polskiego z lektur z gwiazdką, bo szykujemy się do egzaminu, a do tego odpowiedź z niemieckiego, którego nie cierpię, bo nie mogę go ogarnąć i z historii.
Szlag, ale się rozpisałam ;-;
Jeśli ktoś chce coś, to szukajcie mnie na twitterze, gdzie bywam o wiele częściej niż na facebooku lub poczcie.
https://twitter.com/kalinowska_olaDo następnego :3