środa, 25 czerwca 2014

18. Timeless

Praktyka wybaczania jest najważniejszym wkładem, który możemy wnieść w uzdrawianie świata ~Marianne Williamson

Gdyby wszyscy ludzie na świecie trwali w swoich frustracjach z przeszłości i kurczowo trzymali swojego bólu, nie byłoby nadziei na przyszłość, bo każdy byłby wściekły i zgorzkniały, przyklejony do swojej przeszłości. Wybaczanie ma nieopisaną moc. Jest zaraźliwie pięknym aktem pokory. Oznacza, że potrafisz odciąć się od swojego ego i uznać, że lepiej być szczęśliwym i żyć w pokoju niż "mieć rację".
Wkładaj energię w to, co cię uszczęśliwia, i nie przejmuj się tym, żeby mieć rację.

~*~

25 październik
wtorek

- Przepraszam.
Spojrzałam na niego znudzona.
- Co mi dadzą puste słowa?
- Po prostu wiedz, że mi przykro.
Prychnęłam i odwracając się, walnęłam go niechcący torbą w udo.
- Daj spokój. Idź do Ross'a, on nie ma nigdy do ciebie żalu, nie trzyma się przy sobie, jemu możesz wszystko powiedzieć i nie będzie miał ci za złe - wściekła prawie wykrzyczałam ostatnie słowa.
Miałam wielki żal do Caluma. Okej, nie zrobił nic złego, ale mógł mi powiedzieć. Takim zachowaniem pokazał mi, że mi nie ufa, a nasza przyjaźń jest krucha.
- Mam dość, okej?! - też się w końcu wściekł - spędzam z tobą, Christie i Olivią całe dnie! Lubię to, ale też potrzebuję coś porobić z chłopakami! Nie będę wiecznie przy tobie stał, aby tylko poszerzyć twój stolik przyjaciół, wiesz? Też jestem coś wart w życiu.
Teraz zrobił mi jeszcze większą przykrość. Zacisnęłam zęby, żeby z oczu nie popłynęły mi łzy.
- Nie wierzę - syknęłam - po prostu nie wierzę! Uważasz, że wykorzystuję cię do powiększenia swoich "marnych" przyjaciół?! Po prostu nie wierzę - prychnęłam i zrobiłam krok w tył - uważałam cię zawsze za przyjaciela, za brata. Ja śmiesz mnie o to oskarżać?!
- Ale Laura... - złagodniał, ale ja nie miałam zamiaru mu wybaczać.
- Nie odzywaj się do mnie i mnie nie dotykaj - dodałam, widząc, że wyciąga ku mnie rękę - ja też jestem coś warta w życiu i nie zamierzam być oskarżana o hipokryzję. Możesz już nigdy się mi nie pokazywać na oczy - mój głos robił się co raz cichszy, aż w końcu się rozpłakałam.
Odwróciłam się na pięcie i zaczęłam biec. Miałam dość. Choć dzień dopiero się zaczął, ja już miałam zły humor. Nie wierzę! Własny przyjaciel uważa mnie za hipokrytkę!
- Ej, uważaj - usłyszałam głos Lyncha - Laura, spokojnie.
Próbował mnie przytulić, ale zaczęłam się cofać.
- Udało ci się. Cieszysz się? - spytałam słabym głosem.
Nie miałam żalu. Po prostu byłam smutna.
Usiadłam na podłodze, zjeżdżając plecami po ścianie i schowałam twarz w rękach. Zaczęłam płakać.
- Ale co mi się udało?
- Udało ci się. Wpoiłeś mojemu przyjacielowi, że jestem hipokrytką. Zadowolony?
Kucnął obok mnie i mnie objął ramieniem.
- Nic mu nie mówiłem. Calum na pewno był zły i powiedział to pod wpływem wściekłości. Wszyscy wiemy, jaka potrafisz być uparta, nawet jeśli upierasz się, że kłamstwo jest prawdą. Wiedział, jak do ciebie trafić, abyś dała mu szansę.
Wtuliłam się w jego ramię.
- Mam dość, rozumiesz? Mam już wszystkiego dość!
- Wszystko będzie dobrze, Laura. Obiecuję - pogłaskał mnie po włosach.
Momentalnie się uspokoiłam. Ross zawsze to robił, aby mnie uspokoić. Nadal pamiętał, jak to na mnie działa.
Przy nim czułam się bezpieczna. I tak chyba pozostanie już na zawsze.
_____
_____

- Udaje wam się - przyznała Olivia - udaje wam się być spokojnymi. Pomagacie sobie, rozmawiacie ze sobą.
Przełknęłam sałatkę i spojrzałam na nią z pobłażaniem.
- Mówiłam, że jestem profesjonalistką. Uczę się.
Zachichotała.
- Moim zdaniem - odezwała się Christie - nie musicie za bardzo się starać. To są wasze odruchy, że w trudnych chwilach się wspieracie.
Wzruszyłam ramionami.
- Być może - wpakowałam sobie do ust kolejny kawałek mojego posiłku.
- Nie zaprzeczyła - powiedziała zadowolona Liv - nie zaprzeczyła! Widzisz, udało nam się!
Przybiły sobie piątki, a ja spojrzałam na nie radosna.
- Nie wiem, o co wam chodzi. Teoretycznie dalej jesteśmy wrogami.
- Jeśli tak dalej pójdzie, niedługo się to zmieni.
Pokręciłam głową, widząc ich determinacje. Są świetne.
- Przekażcie Calumowi, że nie musi się mnie bać. Nie będę go męczyć rozmową - powiedziałam smętnie - nie musi się przesiadać, bo się obraziłam.
- Udowodniłaś, że nie jesteś hipokrytką - rzekł Leo - może powiedział to niespecjalnie? Po prostu był zły, że wciąż jesteś taka uparta i upierasz się przy swoim?
Znów wzruszyłam ramionami.
- Nie wiem - skwitowałam to z uśmiechem.
Między nami zapadła cisza. W ciągu kilku minut Leo nieznacznie przysunął się ku Olivii, na co się szeroko uśmiechnęła. Chyba coś pomiędzy nimi jest.
Zaczęli cicho rozmawiać, na co zwróciła uwagę też Redford, która dla odmiany przesunęła się ku mnie.
- Co u Toma? - spojrzałam na brata Christiny, siedzącego w sąsiednim stoliku.
Widząc mój wzrok, puścił mi oczko.
- Dobrze - wyszeptała - nie jest łatwo w domu, bo rodzicom znów odbija, ale nie jest źle.
Przejechałam wzrokiem po stołówce i spotkałam się ze wzrokiem Luke'a, który posłał mi figlarny uśmiech. Siedział z tą nową, Dove i rozmawiał. Widać było, że czuł się dobrze w jej towarzystwie.
Pokiwałam ze zrozumieniem głową.
- U nas matka kwituje. Niedługo umrze ze stresu i przemęczenia. Wyżywa się na nas, dlatego Paul wychodzi często z domu. Martwię się o niego.
Dotknęła pod stołem mojej ręki.
- Co tak naprawdę stało się Paulowi?
Spojrzałam na nią przerażona. Nie chciałam tego mówić, to było bolesne.
- Nie chcę być nachalna - pośpieszyła z wyjaśnieniami - jeśli nie chcesz, to nie mów.
Westchnęłam.
- Chcę. Paul... - zaczęłam niepewnie - miał swoje własne demony. Był uzależniony przez kolegów, bo bardzo chciał im się przypodobać i...
W moim gardle powstała gula i przerwałam zdanie. Christie potarła moje plecy i położyła głowę na ramieniu. Nie trzeba było więcej mówić, rozumiała. Rozumiała mnie bez słów.
To naprawdę zabawnie, bo chyba jeszcze nikomu nie udało mnie się tak szybko poznać.
Olivia i Calum z Leo potrzebowali chyba z dwóch miesięcy, aby w końcu do mnie dotrzeć. Abym w końcu się do nich odezwała.
Jedynie Ross wiedział o mnie więcej. Znał mnie najdłużej, znał mnie najlepiej, proste, prawda? Dlatego dobrze wiedział, co zrobić, aby mnie zranić. Znał wszystkie moje sekrety i słabe punkty.
- Dziękuję - wyszeptałam.
____
____

*Rydel* (nowość, bo pierwszy raz chyba biorę punkt widzenia kogoś innego, niż Laury xd - od Cristal)

Znów mnie wkurzali. Siedzieli całe dnie na tych swoich tyłkach i grali na konsoli, a ja musiałam sprzątać i o wszystkim myśleć.
- Ruszcie się - powiedziałam zła - wstańcie i mi pomóżcie.
- Nieee - usłyszałam grupowy protest.
Warknęłam pod nosem i wzięłam z łazienki spryskiwacz. Napełniłam opakowanie wodą i ponownie zeszłam na dół. Siedzących na kanapie pochlapałam, budząc ich 'do życia', a kabel od telewizora wyjęłam z kontaktu, więc obraz zniknął. Mogli jedynie jęczeć.
- Im szybciej mi pomożecie, tym szybciej wrócicie do swoich beznadziejnych gierek - powiedziałam.
Pierwszy wstał Riker, głęboko wzdychając.
- Riker zmyje naczynia, Rocky wyniesie śmiecie, a Ellington posprząta ten bałagan - wskazałam na stół w salonie, na którym walało się mnóstwo śmieci.
Ratliff postanowił u nas zanocować, a nieodpowiedzialni egoiści postanowili zrobić sobie małą imprezkę. Do białego rana oglądali filmy i grali, obżerając się przy tym jak pasibrzuchy.
- To nie mój dom - zaprotestował.
- Gdyby nie ty, to by było tu czysto - wysyczałam - ja wyjdę w tym czasie na zakupy. I proszę cię, Rocky, nie spal domu.
Pozbierałam wszystkie rzeczy do torebki - portfel, kartę bankową, telefon i listę zakupów potrzebnych do obiadu.
- Niedługo wracam - mruknęłam i wyszłam z domu.
Prawie od razu miałam wrażenie, że ktoś za mną idzie, ale starałam się to zignorować. Kilkaset metrów dalej weszłam na przejście i wtedy rozbrzmiały klaksony i ryki silników. Stałam na środku, sparaliżowana, kiedy w moją stronę mknął rozpędzony samochód, starający zahamować.
Nie mogłam się ruszyć, jakby mój mózg odłączył się od kończyn. Auto się zbliżało. Już myślałam, że mnie potrąci, ale poczułam, że ktoś mnie odpycha. Poleciałam na chodnik, kiedy pod samochód wpadł Ellington.
ELLINGTON RATLIFF WPADŁ POD SAMOCHÓD ZA MNIE.

*********************************************

Siemka, siemka xd
Jak tam dzionek? Nie poszłam do szkoły i w końcu mogłam się wyspać ;)
Wiem, że to niedobrze, ale ostatnia scena powinna być początkiem radości dla fanów Rydellington. Więcej nie zdradzę ♠
Jakieś pytania? http://ask.fm/CristalBl
Mam nadzieję, że będziecie komentować ☺
Do następnego ♥

KOCHAM TĘ PIOSENKĘ ♥


wtorek, 24 czerwca 2014

piątek, 20 czerwca 2014

17. Superhero

Twoim przeznaczeniem jest być dzieckiem Boga ~Anonimowe

Każdy z nas pojawił się na tej ziemi z jakiegoś powodu. Nie ma dwojga takich samych ludzi. Wszyscy zostawiliśmy doskonale stworzeni i mamy coś uczynić na tym świecie. Jesteśmy cenni, jesteśmy niepowtarzalni, jesteśmy wyjątkowi, więc nie pozwólmy, aby ktoś mówił nam coś innego.

~*~

24 październik
poniedziałek

No to nas załatwiły. Dosłownie.
Jak ja mam być dla niego miła przez dwa tygodnie? Znając życie, będzie mnie specjalnie podpuszczał, aby mieć pewność, że nie przegra. Sorry, też bym nie chciała siedzieć w obcym basenie z godzinę czasu.
Wiedziały, jak nas wziąć. Dobrze wiedziały, że specjalnie weźmiemy w tym udział, aby ta druga osoba dostała nauczkę.

Na zegarku była godzina piąta. Zawsze lubiłam się polenić przed pójściem do szkoły.
Zdziwiłam się, gdy pod moją ręką, którą głaskałam leżącą na moich nogach Abby, zadrżał telefon. Kto by pisał do mnie o tej godzinie?

Raini też brała w tym udział ~Liv 

Zmarszczyłam czoło nie do końca wiedząc, o co chodzi. Szybko na klawiaturze napisałam wiadomość.

Jaka Raini? W czym? -Laura

W zakładzie. A Raini jest z ekipy Ross'a. Taka niska szatynka. Na pewno ją znasz ~Liv 

No to wszystko jasne.

Jak milutko, że R. też chce nas pogodzić. Jesteście takie słodkie! -Laura 

No po prostu nie mogę. Zabiję te wszystkie słodkie idiotki. Zadźgam na miejscu albo wykastruję patelnią! (jak mnie niektóre dziewczyny straszyły z rozdziałem xd - od aut.)
W sumie, króciutka rozmowa z przyjaciółką dała mi kopa.
Przez weekend w końcu wszystko wróciło do normy.
Vanessa jednak postanowiła zostać mówiąc, że znajdzie jakąś propozycję tutaj. Ucieszyłam się, nie pokazując tego. Nie odzywam się do niej, ale sytuacja między nami jest mniej napięta.
I w końcu wróciły sny. Będę mogła skupić się na próbach!

Nie bądź wredna. To dla waszego dobra ~Liv

Prychnęłam i rzuciłam telefon na łóżko. Skierowałam się do garderoby, wybierając się w czarne, obcisłe jeansy oraz białą bokserkę. Na nogi czarne vansy i wszystko było gotowe.
Pomimo wczesnej godziny i pominięcia rytuału siedzenia na parapecie, wzięłam prysznic, uczesałam włosy w wysokiego kucyka i pomalowałam usta czerwoną szminką. Ubrałam się i zeszłam na dół.
Tam, pomimo mojego zdziwienia, siedziała Van.
Cholera, co ona tu robi? Jest dopiero 5:30!
Udając, że ją ignoruję, poszłam do kuchni, aby zrobić sobie śniadanie. Gdy wyjmowałam wszystkie składniki do omletów, do pomieszczenia jak cień weszła siostra.
- Cześć - mruknęłam i próbowałam całkowicie skupić się na tym, co robię.
- Laura, przepraszam - powiedziała.
Słyszałam w jej głosie szczerość i skruchę.
- Naprawdę nie chciałam was zranić. Ale wiesz od dawna, jak kocham aktorstwo. To była jedyna szansa, abym mogła się wybić.
- Naprawdę Van? Naprawdę? - spojrzałam na nią z powątpiewaniem - w LA też jest mnóstwo szans na 'wybicie się' - zacytowałam ją - mogę ci nawet dziś znaleźć aktualny casting do dobrego filmu albo serialu.
Westchnęła ciężko.
- Nie chcę grać w głupotach.
- Znajdę ci coś mądrego, może nawet film po studiach - powiedziałam z sarkazmem - pasuje?
- No okej.
Przewróciłam teatralnie oczami i odwróciłam się z powrotem do niej plecami.
- Ale naprawdę jest mi przykro.
- Okej - odparłam krótko.
- Naprawdę? - spytała z nadzieją.
- Jasne - wzruszyłam ramionami - jak na taką staruchę jesteś ostro pokręcona i mało spostrzegawcza. Już od kilku dni nie jestem na ciebie zła!
Roześmiała się.
- Czyli jednak mogę pojechać do Londynu?
- NIE! - wrzasnęłam i rzuciłam się jej na szyję.
Znów wybuchnęła śmiechem.
- To dobrze. Tylko znajdź dla mnie ten casting.
- Dobra. Ale ty masz przyjść do szkoły na bal halloweenowy.
- Po co?
- Nie tylko ty będziesz występować - mrugnęłam do niej i na tym skończyła się ta rozmowa.

~*~

- Zabiję was. Obiecuję wam, że was zabiję.
Christie i Liv zachichotały, a razem z nimi Raini.
Przyjaciółki namówiły Rodriguez do spotkania się ze mną. Dziewczyna jest fajna i nie mam pojęcia, czemu zadaje się z takim pajacem, jakim jest Lynch.
- Nie żartuję.
- Nie masz podstaw to zabicia nas.
- Mam. I to wielkie.
Znów wybuchnęły śmiechem.
Po chwili poczułam kolejne drganie w kieszeni spodni. Wyciągnęłam komórkę i przeczytałam SMS-a.

Nie mogę dziś z wami iść. Jestem zajęty. -Cal 

Westchnęłam i schowałam telefon.
- Calum nie idzie dziś z nami na pizzę. Napisał, że jest zajęty.
- A nie mógł tego powiedzieć osobiście? Stoi tam - Olivia wskazała mi palcem na rudowłosego przyjaciela, który rozmawiał z ROSS'EM!
- Najwidoczniej ma ważniejsze sprawy na głowie - powiedziałam chłodno i odwróciłam się w drugą stronę.
Po chwili i one zauważyły powód mojej frustracji.
- Aj tam, Laura, daj spokój. Naprawdę myślisz, że Calum byłby zdolny do wystawienia nas dla Lyncha? - spytała Christina.
- Tak. Lynch chce go mieć przeciwko mnie. Ja już to wiem.
- Przesadzasz.
- Zobaczymy - mruknęłam pod nosem - wracajcie dziś same, muszę coś załatwić.

~*~

- Co, ciężko mnie nie dręczyć, prawda? - Ross, aby mnie zirytować, dosiadł się do nas na lunchu.
Zainteresowanie na stołówce sięgało zenitu.
- Wiesz, nie interesuje mnie to zbytnio - mruknęłam i przełknęłam kawałek kanapki.
- Ale Lau...
- Wiesz, że nie lubię, gdy ktoś, kogo mam dość, używa tego zdrobnienia, ale nie wkurzysz mnie dziś. Mam dobry humor.
- Naprawdę, Lau? Naprawdę? - spytał, udając niedowierzanie.
- Sluchaj, Ly... Ross - Boże, jak mi jego imię przeszło przez gardło? - nie próbuj - uśmiechnęłam się do niego z wymuszeniem - nie wkurzysz mnie.
Już miał zacząć kolejny tekst, kiedy (na moje szczęście!) zadzwonił dzwonek na lekcję.
- Na razie, Rossiu - powiedziałam z przekąsem i wyszłam ze stołówki.

~*~

Wiem, że to złe, ale śledziłam Caluma. Kiedy pomyślał, że już poszłyśmy do domu, wyszedł z Ross'em ze szkoły. Szłam za nimi i czułam się jak ninja! Laura-ninja, kto by pomyślał?!
Gdy doszli do domu Lynchów, miałam już pewność, że Calum miał już bardzo dobre plany.
- A więc spotkanie z dobrym kolegą? - spytałam pewnym głosem, wchodząc na ich posesję.
Oboje drgnęli i odwrócili się na dźwięk mojego głosu. Cal zarumienił się, a ja oparłam się nonszalancko o bramkę.
- Po co tu przyszłaś, Ma... Laura? - spytał Ross.
- A po co ty żyjesz, Ross? - spytałam sztucznie przesłodzonym głosem - przyszłam porozmawiać z przyjacielem, który, jak widzę, ma lepsze plany niż spotkanie z przyjaciółmi.
- Laura, przepraszam - zaczął cicho rudzielec - nie chciałem, aby tak wyszło.
Zaśmiałam się sztucznie.
- Jasne. Chciałeś, abym się nie dowiedziała. No cóż, przeliczyłeś się.
- Gdybym ci powiedział, wściekłabyś się.
- Teraz się nigdy tego nie dowiemy - powiedziałam zimno, aż obaj się wzdrygnęli.
Uwielbiam udawać królową lodu .
- Ja po prostu nie chciałem, żebyś mnie znienawidziła.
Trochę złagodniałam. Starał się nie złamać mi serca, ale zrobił, co zrobił.
- Teraz mam do tego pewne prawo. Spoufalasz się z moim wrogiem.
- Ale...
- Teraz ja mówię - dopiero się rozkręcałam - wolisz mi więc pokazać, że uważasz mnie jak wszyscy za wredną sukę, tak? Że nie mam żadnych uczuć, a przyjaciołom wszystkiego zabraniam? Że każę wam się przyjaźnić tylko ze mną?
- Ale ja tak nie uważam - bronił się.
- To mogłeś mi powiedzieć. Zrozumiałabym. Ale wolałeś pokazać mi, że mi nie ufasz. Dzięki ci bardzo - warknęłam - teraz to i ja ci nie ufam. Proszę bardzo, baw się dalej ze swoim kolegą. Miłego dnia.
Odwróciłam się i rzuciłam do biegu. Nie chciałam go zranić, ale on zranił mnie.
- Laura! - usłyszałam krzyk Ross'a - zaczekaj!
W moich oczach pojawiły się łzy, ale biegłam dalej.
- Do cholery, Laura! Zatrzymaj się!
Nie chciałam nie mogłam. Jednak i tak mnie zatrzymał, ciągnąc za ramię.
- Boże, jaką ty masz kondycję!
- Czego chcesz?
Próbowałam wyrwać rękę z jego uścisku, ale wytrwale mnie trzymał. Dawno nie widział, że płaczę.
- Chcę ci powiedzieć, żebyś nie miała za złe Calumowi. To ja zaproponowałem mu obejrzenie wspólnego meczu moimi braćmi.
- To nie zmienia faktu, że mógł mi powiedzieć - powiedziałam, a wściekłość znowu wróciła.
- Okej, mógł. Popełnił błąd. Ale nie przekreślaj waszej przyjaźni.
- Tak jak ty nie przekreśliłeś naszej? Ja chociaż mam powód - wysyczałam - ty go nie miałeś.
- Popełniłem kilka błędów, których żałuję.
- Szczerze wątpię.
Chciałam odejść, ale znów mnie zatrzymał. W odwecie spoliczkowałam go.
- Poza szkołą nie liczy się zakład. Do zobaczenia, Rossiu.

*****************************

Hihihi! Takim szaleństwem kończymy dzisiejszy rozdział :D
A co mi tam. Niedługo się tak rozkręcę, że będzie ostro... xd
No co tam, ważne, że rozdział jest, prawda? :)

SERDECZNIE POLECAM!
http://lynchandmarno.blogspot.com/

Może niektórzy wiedzą, ale dziś mija 6 lat od wydania CAMP ROCKA!
Ja osobiście uwielbiam ten film i nieźle świętuję. :) ♪
W sumie dzięki niemu poznałam Demi, którą bardzo sobie cenię! ♥














KOCHAM TĘ PIOSENKĘ!!! ♥♥



Pozdrawiam :)

sobota, 14 czerwca 2014

16. Two Pieces

Gdybyśmy czekali na ten jeden moment, kiedy wszystko, absolutnie wszystko będzie gotowe, nigdy byśmy niczego nie zaczęli ~Ivan Turgieniew

Nie siedź bezczynnie i nie czekaj, aż przyjdzie na coś czas. Nie istnieje coś takiego jak właściwy moment. Gdybym czekała na odpowiednią chwilę, by rozpocząć na przykład naukę gry na fortepianie, nie byłoby mnie tu, gdzie dziś jestem. Więc ciężko pracuj i miej wielkie marzenia. Musisz tylko się ruszyć i sprawić, żeby to się stało.

~*~

- Co tu się w ogóle dzieje?! - krzyknęłam - co wy tu robicie?
- Szukamy Ross'a - odparła wkurzona Rydel - gnojek zwiał z pokoju przez okno, kiedy matka zabroniła mu wyjść dziś wieczorem na imprezę.
- A bierzcie go sobie - popchnęłam Lyncha prosto w ramiona jego rozwcieczonej siostry - czemu w ogóle pomyśleliście, że on tu jest?
- Mruczał coś wcześniej, że chce cię zobaczyć w akcji i coś tam dalej - odpowiedział za Delly Riker.
- Calum, Leo, zamknijcie się - warknęłam, kiedy przyjaciele zaczęli wyć jak opętane wilki do księżyca - próbuję rozmawiać, nie widzicie?
- No dobra - powiedział zasmucony Calum i naburmuszył się, siadając na kanapie.
- A więc... O czym to ja mówiłam? A, tak. Macie swojego ukochanego braciszka, zabierajcie go i spotkamy się jutro, Delly - pocałowałam przyjaciółkę w policzek.
Uśmiechnęła się słodko.
- Ok. Idziemy, chłopcy.
Gdy zniknęli za drzwiami, odwróciłam się do przyjaciół.
- Olivia, tak sobie myślę... czy może nie chciałabyś zaśpiewać coveru Eminema i Rihanny z Lukiem zamiast mnie? Ja zaśpiewam piosenkę moją i Christie.
- Ja? Śpiewać?
- Wiem, że to lubisz.
Liv się uśmiechnęła.
- W sumie, masz rację. Ale czemu chcesz to zrobić?
- A tak jakoś.
Po chwili zaczęliśmy próbę. Tak się zsynchronizowaliśmy, że nikt nie popełnij ani jednego błędu. Liv z Lukiem zaśpiewali piosenkę. Było naprawdę dobrze.
Gdy rozbrzmiał ostatni akord gitarowy od Christie, moją uwagę przykuł poruszający się cień w korytarzu za drzwiami. Gdy nie usłyszałam stamtąd ani jednego dźwięku ani nic nie zobaczyłam pomyślałam po prostu, że miałam przewidzenia. Jestem po prostu przemęczona.

~*~

21 październik
piątek 

Do końca tygodnia miałam problem ze skupieniem się na najprostszych rzeczach. Na próbach zanikał mi głos, nie dawałam rady śpiewać, w szkole spotykały mnie co raz gorsze oceny, a w nocy nie umiałam zasnąć.
Nie miałam pojęcia, dlaczego tak jest. Myślałam, że to ze stresu przed występem, który zbliżał się nieubłaganie albo z powodu Vanessy, która zaczęła się już pakować.
Całe nocy przesiadywałam na parapecie, starając się uspokoić patrząc w gwiazdy, ale to też nie pomagało. Cały czas byłam podenerwowana, przemęczona, zniecierpliwiona i nie mogłam się skupić.
- Laura, co się dzieje? - spytała mama przy śniadaniu.
- Nie udawaj, że cię to interesuje - syknęłam - miałam gorsze okresy, a wtedy nie odezwałaś się ani słowem. Nie potrzebuję udawanej troski.
- Ale Laura... - zaczęła Vanessa.
- Proszę, dajcie mi spokój - warknęłam - nie obchodzi was, co czuję, więc czego się wtrącacie?
I choć dopiero po kilku godzinach przyznałam sobie, że przesadziłam, wtedy poczułam ogromną ulgę. Poczułam, jak z mojego ciała odchodzi duży ciężar. Po prostu w końcu powiedziałam coś, co miałam do powodzenia. Co było absolutną prawdą.
- Laura, jesteś jeszcze z nami? - Calum pomachał mi przed oczami ręką.
Znowu był lunch, a ja znowu nie miałam ochoty czegokolwiek zjeść. Chyba przez trzy dni schudłam parę kilo.
- Zabierz tą rękę, wszystko gra - powiedziałam znudzona.
A może mam depresję?
Ostatnio dość często popadam w niewielkie kłótnie z Ross'em, które chyba trochę mnie osłabiają. Czy ja na serio muszę się tak do wszystkiego przywiązywać? Przez weekend znów stał mi się bliższy. A żeby nie okazać mojej słabości, wywieram presję na sobie i nim, wywołując głupie sprzeczki.
- Mam dla ciebie dobry zakład, bejbs - zaśmiała się Olivia, kiedy Christie przyciągnęła Ross'a do naszego stolika, sadzając do niezbyt delikatnie sadzając go na krześle - i dla ciebie też, Lynch.
- A więc, tak próbujecie udowodnić sobie, jakie macie silne charaktery i silną wolę... - zaczął Leo.
- Tak więc mamy dla was zakład - dokończył Calum.
Lekko się ożywiłam, ale nie dałam po sobie tego poznać.
- Czego będzie dotyczył? - spytał Lynch.
- A więc... od poniedziałku przez 2 tygodnie macie być dla siebie mili - powiedziała Redford - macie mówić sobie miłe rzeczy, nie kłócić się. Jeśli tego nie dotrzymacie, to oboje... będziecie musieli wskoczyć do obcych basenów ogrodowych i siedzieć tam przez godzinę.
- Że co?! - wrzasnęliśmy oboje.

**************************

Hello, everyone :)
Rozdział krótki, ale nie mam żadnej weny. Wiem, co będzie się działo, ale nie wiem, jak to ubrać w słowa. To jest maksymalnie wkurzające i irytujące :<
Nie bądźcie źli, postaram się, aby next był ciekawszy oraz pojawił się szybciej.
Wybaczcie :(

PS. Naprawiłam komentarze :)
Nie ma weryfikacji obrazkowej, a także anonimki mogą komentować ^^




poniedziałek, 2 czerwca 2014

15. Because of you

Dostaniesz w życiu to, o co masz odwagę prosić ~Oprah Winfrey 

Ludzie będą wchodzić i wychodzić z twojego życia. Nie każdy z nich potrafi dać ci promyk szczęścia, ale nie musisz na tym polegać - nie trzymaj się tego. Ludzie, którzy zostają w twoim życiu, są tymi, dzięki którym masz się cudownie. Ale nie opieraj swojego poczucia szczęścia na innych, bo niekiedy spotkają cię rozczarowania. 

~*~

18 październik
wtorek

- Chyba powinnaś mi podziękować - powiedział chłopak.
Z całych sił powstrzymywałam się, aby go nie uderzyć. Jeszcze niedawno go lubiłam, a teraz miałam go dość. Tak strasznie przypominał mi Ross'a.
- Niby za co? - spytałam rozdrażniona - za udowodnienie mi, że moje życie jest jednym wielkim gównem? A może za to, że udowodniłeś mi, że zrobiłam błąd przywiązując się do siostry, która mnie okłamała?
- Chodziło mi o piosenki - mruknął niezadowolony - tłumaczyłem ci to wczoraj. Poza królowej lodu ci się nie uda, a ja i tak nie dam ci spokoju.
- A to niby czemu? - wysłałam mu mordercze spojrzenie - jestem pewna, że jest mnóstwo ciekawszych rzeczy niż siedzenie ze mną.
Od kłócenia się z Lukiem po raz kolejny zaschło mi w gardle. Popiłam coli z puszki i znowu zajęłam się grzebaniem w sałatce, którą kupiłam sobie na lunch. Na nic nie miałam ochoty, nie miałam apetytu. Być może z powodu zbyt dużej ilości 'wrogów' albo wyjazdu Vanessy.
Nie odezwałam się do niej ani słowem. Od wczoraj milczę jak zaklęta i teoretycznie nie odzywam się do nikogo w domu z wyjątkiem Abby, której żalę się wieczorem.
- Wątpię - moje przemyślenia przerwał jego głos - jesteś bardzo zabawna.
Zmarszczyłam czoło.
- Zabawna? Nie wiem, co w tej sytuacji jest zabawne. Przez ciebie czuję się jeszcze gorzej.
- Albo sobie to wmawiasz i wywołujesz te uczucia. Wiesz, że negatywne uczucia można...
- Nic, a nic mnie to nie obchodzi - przerwałam mu - weźcie go ode mnie, bo nie ręczę za siebie i go uderzę.
Olivia z Christie przyglądały się nam z zainteresowaniem, a Calum z Leo, jakże mądrzy ludzie, grali w kciukowe zapasy i nie zważali na otaczający ich świat. Teraz nikt mi nie udowodni, że mam normalnych przyjaciół.
Nawet mnie zdziwiły moje uczucia. Pierwszy raz tak świerzbiły mi ręce. Pierwszy raz miałam tak wielką ochotę się na kimś wyżyć. I moim celem była ta jakże przystojna twarzyczka mojego towarzysza.
- Skąd w tobie tyle agresji?
Spojrzałam na niego ostrzegawczo. Cholera, na tego gościa nic nie działało.
- Naprawdę mam odpowiadać?
Chłopak kiwnął głową.
- No cóż, nie każdy doprowadza mnie do granic wytrzymałości. Jedynym wyjątkiem jest Lynch, który cię przegania. Niestety, nie jesteś ani pewnie nie będziesz na pierwszym miejscu w mym rankingu.
- Jestem pewien, że gdybym chciał, to bym go przegonił.
Odchrząknęłam.
- Męskie ego podważone? Wybacz - powiedziałam z ironią - jeśli chcesz, to próbuj. Ale wtedy nie ręczę do rękoczynów.
- Powinieneś się jej bać, dobrze ci radzę - koło naszego stolika przeszedł Ross - ona nie żartuje.
- Widzisz? - uniosłam brwi do góry w zarozumiałym geście - a co jak co, on o tym wie najlepiej.
- Uups, frytki mi wypadły, wybaczysz? - spytał po kilku sekundach  blondyn, wysypując specjalnie na mnie swój lunch.
Połowa z tych frykasów wpadło mi do stanika.
Zacisnęłam zęby. Wzięłam puszkę coli do ręki, wstałam i wylałam zawartość Lynchowi we włosy.
- Uups, cola mi się wylała, wybaczysz?

~*~

- Znowu próba? Jestem wykończona - padłam plackiem na kanapę w piwnicy, naszego miejsca do prób - możecie zrobić ze mnie naleśnika, upoważniam was do tego zadania.
Liv zachichotała.
- Ja pierwsza skosztuję kawałek mojej przyjaciółki.
- Próbuj, próbuj. Wtedy ja jako naleśnik nawiedzę cię w twoim śnie, z którego już więcej się nie obudzisz - jęknęłam jak duch, podchodząc do blondynki jak zombie.
- Uch, już się boję - udawała panikę.
Po chwili obie wybuchnęłyśmy śmiechem.
- Skończyłyście swoje naleśnikowo-paniczno-koszmarowe zagrywki? - Christina się uśmiechnęła - jesteście takie słodkie, że mogłabym was zjeść na śniadanie.
- Jako dżem? Och, dziękuję - powiedziałyśmy obie, a po chwili przytuliłyśmy z całych sił Redford.
Wszyscy, razem z Leo i Calumem, którzy też byli obecni, popadliśmy w głupawkę. Śmialiśmy się z najgłupszych rzeczy, takie jak głupie miny Caluma czy koszmarne odgłosy prosto z horroru Christie. Leo też dodał swój głupi krzyk małej dziewczynki z marnego horroru i w takim stanie odnalazł nas Benward, który nie był sam.
- Co tu się dzieje? - spytał Luke - i co tu robił Ross?
Od razu spoważniałam i stanęłam na równe nogi, spoglądając na Lyncha.
- Co on tu robi? - wskazałam na chłopaka palcem.
- Sam chciałbym wiedzieć. Stał przy drzwiach.
Przymknęłam oczy i wciągnęłam powietrze głęboko.
- Nie jesteś upoważniony do przebywania w szkole w tych godzinach. My tu robimy próbę, więc proszę cię wyjdź.
- Chciałbym posłuchać.
- Nie jesteś do tego upoważniony. Słuchaj, Lynch. Uważaj się za kogo chcesz, śpij z kim chcesz i podrywaj, kogo chcesz. Ode mnie trzymaj się z daleka. Weekend minął, nie musisz już udawać miłego - wyłożyłam wszystko, co leżało mi na duszy - dzięki za aparat, dzięki za miły biwak, ale to już się skończyło. Nie musisz udawać.
- Akurat nie udaję - w jego oczach błyszczały iskierki.
Bezwiędnie przesunęliśmy się ku sobie.
- Szczerze wątpię w szczerość tych słów. Jak tam blondyneczka, którą próbowałeś wczoraj mi dopiec?
- Dove?
- Skąd mam wiedzieć - wzruszyłam ramionami - nie znam jej. Nie próbowałam się z nią przespać, jak ty.
- Ja też nie próbowałem.
- Używałeś na nią chwytu, który na mnie testowałeś. No cóż, nie udało ci się jej oczarować. Przykro mi, Lynch.
- Co na tobie testował? - spytała podekscytowana Olivia - to, co wczoraj na tej nowej?
Dopiero teraz przypomniałam sobie o obecności pozostałych.
- Ross? Jesteś tu?
Cała rodzina Lynchów wparowała do piwnicy. I powstał niezły gwar.


*************************************

Cześć :)
Krótki, ale zawsze coś.
Oceniajcie ☺
Do następnego ☻