piątek, 20 czerwca 2014

17. Superhero

Twoim przeznaczeniem jest być dzieckiem Boga ~Anonimowe

Każdy z nas pojawił się na tej ziemi z jakiegoś powodu. Nie ma dwojga takich samych ludzi. Wszyscy zostawiliśmy doskonale stworzeni i mamy coś uczynić na tym świecie. Jesteśmy cenni, jesteśmy niepowtarzalni, jesteśmy wyjątkowi, więc nie pozwólmy, aby ktoś mówił nam coś innego.

~*~

24 październik
poniedziałek

No to nas załatwiły. Dosłownie.
Jak ja mam być dla niego miła przez dwa tygodnie? Znając życie, będzie mnie specjalnie podpuszczał, aby mieć pewność, że nie przegra. Sorry, też bym nie chciała siedzieć w obcym basenie z godzinę czasu.
Wiedziały, jak nas wziąć. Dobrze wiedziały, że specjalnie weźmiemy w tym udział, aby ta druga osoba dostała nauczkę.

Na zegarku była godzina piąta. Zawsze lubiłam się polenić przed pójściem do szkoły.
Zdziwiłam się, gdy pod moją ręką, którą głaskałam leżącą na moich nogach Abby, zadrżał telefon. Kto by pisał do mnie o tej godzinie?

Raini też brała w tym udział ~Liv 

Zmarszczyłam czoło nie do końca wiedząc, o co chodzi. Szybko na klawiaturze napisałam wiadomość.

Jaka Raini? W czym? -Laura

W zakładzie. A Raini jest z ekipy Ross'a. Taka niska szatynka. Na pewno ją znasz ~Liv 

No to wszystko jasne.

Jak milutko, że R. też chce nas pogodzić. Jesteście takie słodkie! -Laura 

No po prostu nie mogę. Zabiję te wszystkie słodkie idiotki. Zadźgam na miejscu albo wykastruję patelnią! (jak mnie niektóre dziewczyny straszyły z rozdziałem xd - od aut.)
W sumie, króciutka rozmowa z przyjaciółką dała mi kopa.
Przez weekend w końcu wszystko wróciło do normy.
Vanessa jednak postanowiła zostać mówiąc, że znajdzie jakąś propozycję tutaj. Ucieszyłam się, nie pokazując tego. Nie odzywam się do niej, ale sytuacja między nami jest mniej napięta.
I w końcu wróciły sny. Będę mogła skupić się na próbach!

Nie bądź wredna. To dla waszego dobra ~Liv

Prychnęłam i rzuciłam telefon na łóżko. Skierowałam się do garderoby, wybierając się w czarne, obcisłe jeansy oraz białą bokserkę. Na nogi czarne vansy i wszystko było gotowe.
Pomimo wczesnej godziny i pominięcia rytuału siedzenia na parapecie, wzięłam prysznic, uczesałam włosy w wysokiego kucyka i pomalowałam usta czerwoną szminką. Ubrałam się i zeszłam na dół.
Tam, pomimo mojego zdziwienia, siedziała Van.
Cholera, co ona tu robi? Jest dopiero 5:30!
Udając, że ją ignoruję, poszłam do kuchni, aby zrobić sobie śniadanie. Gdy wyjmowałam wszystkie składniki do omletów, do pomieszczenia jak cień weszła siostra.
- Cześć - mruknęłam i próbowałam całkowicie skupić się na tym, co robię.
- Laura, przepraszam - powiedziała.
Słyszałam w jej głosie szczerość i skruchę.
- Naprawdę nie chciałam was zranić. Ale wiesz od dawna, jak kocham aktorstwo. To była jedyna szansa, abym mogła się wybić.
- Naprawdę Van? Naprawdę? - spojrzałam na nią z powątpiewaniem - w LA też jest mnóstwo szans na 'wybicie się' - zacytowałam ją - mogę ci nawet dziś znaleźć aktualny casting do dobrego filmu albo serialu.
Westchnęła ciężko.
- Nie chcę grać w głupotach.
- Znajdę ci coś mądrego, może nawet film po studiach - powiedziałam z sarkazmem - pasuje?
- No okej.
Przewróciłam teatralnie oczami i odwróciłam się z powrotem do niej plecami.
- Ale naprawdę jest mi przykro.
- Okej - odparłam krótko.
- Naprawdę? - spytała z nadzieją.
- Jasne - wzruszyłam ramionami - jak na taką staruchę jesteś ostro pokręcona i mało spostrzegawcza. Już od kilku dni nie jestem na ciebie zła!
Roześmiała się.
- Czyli jednak mogę pojechać do Londynu?
- NIE! - wrzasnęłam i rzuciłam się jej na szyję.
Znów wybuchnęła śmiechem.
- To dobrze. Tylko znajdź dla mnie ten casting.
- Dobra. Ale ty masz przyjść do szkoły na bal halloweenowy.
- Po co?
- Nie tylko ty będziesz występować - mrugnęłam do niej i na tym skończyła się ta rozmowa.

~*~

- Zabiję was. Obiecuję wam, że was zabiję.
Christie i Liv zachichotały, a razem z nimi Raini.
Przyjaciółki namówiły Rodriguez do spotkania się ze mną. Dziewczyna jest fajna i nie mam pojęcia, czemu zadaje się z takim pajacem, jakim jest Lynch.
- Nie żartuję.
- Nie masz podstaw to zabicia nas.
- Mam. I to wielkie.
Znów wybuchnęły śmiechem.
Po chwili poczułam kolejne drganie w kieszeni spodni. Wyciągnęłam komórkę i przeczytałam SMS-a.

Nie mogę dziś z wami iść. Jestem zajęty. -Cal 

Westchnęłam i schowałam telefon.
- Calum nie idzie dziś z nami na pizzę. Napisał, że jest zajęty.
- A nie mógł tego powiedzieć osobiście? Stoi tam - Olivia wskazała mi palcem na rudowłosego przyjaciela, który rozmawiał z ROSS'EM!
- Najwidoczniej ma ważniejsze sprawy na głowie - powiedziałam chłodno i odwróciłam się w drugą stronę.
Po chwili i one zauważyły powód mojej frustracji.
- Aj tam, Laura, daj spokój. Naprawdę myślisz, że Calum byłby zdolny do wystawienia nas dla Lyncha? - spytała Christina.
- Tak. Lynch chce go mieć przeciwko mnie. Ja już to wiem.
- Przesadzasz.
- Zobaczymy - mruknęłam pod nosem - wracajcie dziś same, muszę coś załatwić.

~*~

- Co, ciężko mnie nie dręczyć, prawda? - Ross, aby mnie zirytować, dosiadł się do nas na lunchu.
Zainteresowanie na stołówce sięgało zenitu.
- Wiesz, nie interesuje mnie to zbytnio - mruknęłam i przełknęłam kawałek kanapki.
- Ale Lau...
- Wiesz, że nie lubię, gdy ktoś, kogo mam dość, używa tego zdrobnienia, ale nie wkurzysz mnie dziś. Mam dobry humor.
- Naprawdę, Lau? Naprawdę? - spytał, udając niedowierzanie.
- Sluchaj, Ly... Ross - Boże, jak mi jego imię przeszło przez gardło? - nie próbuj - uśmiechnęłam się do niego z wymuszeniem - nie wkurzysz mnie.
Już miał zacząć kolejny tekst, kiedy (na moje szczęście!) zadzwonił dzwonek na lekcję.
- Na razie, Rossiu - powiedziałam z przekąsem i wyszłam ze stołówki.

~*~

Wiem, że to złe, ale śledziłam Caluma. Kiedy pomyślał, że już poszłyśmy do domu, wyszedł z Ross'em ze szkoły. Szłam za nimi i czułam się jak ninja! Laura-ninja, kto by pomyślał?!
Gdy doszli do domu Lynchów, miałam już pewność, że Calum miał już bardzo dobre plany.
- A więc spotkanie z dobrym kolegą? - spytałam pewnym głosem, wchodząc na ich posesję.
Oboje drgnęli i odwrócili się na dźwięk mojego głosu. Cal zarumienił się, a ja oparłam się nonszalancko o bramkę.
- Po co tu przyszłaś, Ma... Laura? - spytał Ross.
- A po co ty żyjesz, Ross? - spytałam sztucznie przesłodzonym głosem - przyszłam porozmawiać z przyjacielem, który, jak widzę, ma lepsze plany niż spotkanie z przyjaciółmi.
- Laura, przepraszam - zaczął cicho rudzielec - nie chciałem, aby tak wyszło.
Zaśmiałam się sztucznie.
- Jasne. Chciałeś, abym się nie dowiedziała. No cóż, przeliczyłeś się.
- Gdybym ci powiedział, wściekłabyś się.
- Teraz się nigdy tego nie dowiemy - powiedziałam zimno, aż obaj się wzdrygnęli.
Uwielbiam udawać królową lodu .
- Ja po prostu nie chciałem, żebyś mnie znienawidziła.
Trochę złagodniałam. Starał się nie złamać mi serca, ale zrobił, co zrobił.
- Teraz mam do tego pewne prawo. Spoufalasz się z moim wrogiem.
- Ale...
- Teraz ja mówię - dopiero się rozkręcałam - wolisz mi więc pokazać, że uważasz mnie jak wszyscy za wredną sukę, tak? Że nie mam żadnych uczuć, a przyjaciołom wszystkiego zabraniam? Że każę wam się przyjaźnić tylko ze mną?
- Ale ja tak nie uważam - bronił się.
- To mogłeś mi powiedzieć. Zrozumiałabym. Ale wolałeś pokazać mi, że mi nie ufasz. Dzięki ci bardzo - warknęłam - teraz to i ja ci nie ufam. Proszę bardzo, baw się dalej ze swoim kolegą. Miłego dnia.
Odwróciłam się i rzuciłam do biegu. Nie chciałam go zranić, ale on zranił mnie.
- Laura! - usłyszałam krzyk Ross'a - zaczekaj!
W moich oczach pojawiły się łzy, ale biegłam dalej.
- Do cholery, Laura! Zatrzymaj się!
Nie chciałam nie mogłam. Jednak i tak mnie zatrzymał, ciągnąc za ramię.
- Boże, jaką ty masz kondycję!
- Czego chcesz?
Próbowałam wyrwać rękę z jego uścisku, ale wytrwale mnie trzymał. Dawno nie widział, że płaczę.
- Chcę ci powiedzieć, żebyś nie miała za złe Calumowi. To ja zaproponowałem mu obejrzenie wspólnego meczu moimi braćmi.
- To nie zmienia faktu, że mógł mi powiedzieć - powiedziałam, a wściekłość znowu wróciła.
- Okej, mógł. Popełnił błąd. Ale nie przekreślaj waszej przyjaźni.
- Tak jak ty nie przekreśliłeś naszej? Ja chociaż mam powód - wysyczałam - ty go nie miałeś.
- Popełniłem kilka błędów, których żałuję.
- Szczerze wątpię.
Chciałam odejść, ale znów mnie zatrzymał. W odwecie spoliczkowałam go.
- Poza szkołą nie liczy się zakład. Do zobaczenia, Rossiu.

*****************************

Hihihi! Takim szaleństwem kończymy dzisiejszy rozdział :D
A co mi tam. Niedługo się tak rozkręcę, że będzie ostro... xd
No co tam, ważne, że rozdział jest, prawda? :)

SERDECZNIE POLECAM!
http://lynchandmarno.blogspot.com/

Może niektórzy wiedzą, ale dziś mija 6 lat od wydania CAMP ROCKA!
Ja osobiście uwielbiam ten film i nieźle świętuję. :) ♪
W sumie dzięki niemu poznałam Demi, którą bardzo sobie cenię! ♥














KOCHAM TĘ PIOSENKĘ!!! ♥♥



Pozdrawiam :)

6 komentarzy:

  1. Ja chcę wiedzieć kto wygra zakład! Nie męcz mnie tutaj..jak możesz.
    Btw...rozdział jest boski i ja chcę next!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale zajebissty rozdział
    Nie mogę. Się doczekać nexta

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny!!!!! Czekam z niecierpliwością na next:) I zapraszam do mnie: http://she-is-enigma-raura.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo ładnie ze strony Ross'a to pod koniec zrobiłaś! :) Rozdział piękny jak zawsze
    :) Nie mam co zbyt dużo tu pisać. Czekam na następny :3

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten plaskacz był niezły!
    Dawaj szybko next, bo ten był zarąbisty!

    OdpowiedzUsuń
  6. Super rozdział :*
    Miła to ze strony Rossa.
    Czekam na nexta, NIECIERPLIWIE !!
    <3

    OdpowiedzUsuń