wtorek, 26 sierpnia 2014

25. Wind of change

Budząc się rano pomyśl, jaki to wspaniały skarb żyć, oddychać i móc się radować ~Marek Aureliusz

~*~

Siedząc obok Rossa w samochodzie, nerwowo skubałam palcami końcówki sukienki. Męczyły mnie wyrzuty sumienia, że tak łatwo mogłam go zdradzić i iść z jakimś pieprzonym skubańcem na randkę. Nie mogłam się zdecydować, czy powiedzieć mojemu chłopakowi o Rick'u, czy raczej dać sobie spokój, żeby nie zrobił żadnej głupoty. 

Ross uważnie patrzył przed siebie, na drogę, ale co chwilę pobłażliwie zerkał na mnie kątem oka. Prowadząc kierownicę jedną ręką, drugą trzymał na mojej dłoni. I choć byłam naprawdę zdenerwowana, ciepło jego ciała mnie uspokajało.
Widząc, że już dojeżdżamy do mojego domu, postanowiłam jednak zaczepić o temat.
- Umm... Ross? - powiedziałam cicho, niepewnie.

- Tak? - spojrzał na mnie łagodnie i zaparkował równolegle przed trawnikiem. 
- Sądzę, że musisz o czymś wiedzieć.
Chłopak kiwnął głową, a ja zaczęłam mu opowiadać. O tym, jak Rick podsłuchał naszą próbę, obraził nas i założył z nami. Kiedy doszłam do momentu warunków i powiedziałam, jak brunet chciał mnie wykorzystać, jego twarz wykrzywił grymas, a mina zmieniła diamentralnie. 

- Zabiję go - wysyczał i wysiadł z auta, po czym ze złości kopnął nasz kosz na śmieci stojący nieopodal mojego miejsca zamieszkania. 
- Ross... Ross... - szeptałam, próbując go złapać za ramię, ale wciąż się wyrywał - Ross! - krzyknęłam wściekła i szarpnęłam go za ramię - uspokój się! 
Próbował mi przerwać, ale mu na to nie pozwoliłam.
- Teraz ja mówię - powiedziałam niezbyt miło - uważałam, że skoro jesteśmy razem, powinieneś o tym wiedzieć.
- I słusznie - wtrącił, a jego głos był przesiąknięty wściekłością. 
- Chciałam ci o tym powiedzieć, ale nie możesz iść mu cokolwiek zrobić - warknęłam - upokorzyliśmy już go wystarczająco i nie pójdę na głupie spotkanie. Nie możesz się zachować jak człowiek i zostawić tą sprawę za sobą? 
Na potwierdzenie swoich słów złapałam go mocniej za dłoń i nie pozwoliłam zrobić ani kroku. Może i jestem o wiele niższa i słabsza, ale jak sobie coś postanowię, to nie ma zmiłuj.
Jego szczęka rozluźniła się, on sam też opuścił ramiona wzdłuż ciała. Spojrzał na mnie błagalnie, a potem usiadł na krawężniku i schował twarz w dłoniach. Przez chwilę miałam wrażenie, że płakał, ale tylko mi się wydawało. 

Z cichym westchnieniem i ulgą rozchodzącą się po moim ciele, usiadłam koło niego i wtuliłam w jego ramię. Siedzieliśmy tak przy sobie przez dłuższą chwilę, a ja słuchałam bicia serca mojego ukochanego, śpiewania ptaków i patrzyłam się na niebo, gdzie gwiazdy mrugały do nas figlarnie. Mi nie było do śmiechu. 
- Już dobrze? - wyszeptałam cicho - Ross, nic takiego się nie stało - nadal szeptałam, choć ulice były puste i wszystko wykluczało, żeby ktoś mógł nas podsłuchać. 
Poczułam jego drżenie, a potem podniósł głowę i nią pokiwał. 
A chwilę później poczułam, jak spadają na nas ciepłe krople jesiennego deszczu, co przypominało mi bardziej gorące lato. Uśmiechnęłam się pod nosem i podciągnęłam do góry, wyciągając rękę ku Rossowi, aby mu też pomóc wstać. Silnik w jego samochodzie nadal chodził, więc wyciągnęłam kluczyki i wsadziłam do jego marynarki, którą miałam na sobie. Czarny ubiór był na mnie przyduży, rękawy zakrywały całe moje ręce i jeszcze wisiały przez kilka centymetrów, a tył zakrywał mi nogi do połowy uda. Skrawek sukienki wystawał, ale nie był zbytnio duży.
Ściągnęłam z siebie jego ubranie i wrzuciłam na tylne siedzenie, trzasnęłam drzwiczkami i podeszłam do blondyna, który śledził uważnie każdy mój ruch. 
Od dziecka wiedziałam, że Ross marzył o magicznym pocałunku na deszczu. Wiem, że to nie byłby nasz pierwszy pocałunek, ale sądzę, że powinien się liczyć sam gest.
Przyciągnęłam do siebie jego wargi i zatonęłam w naszym magicznym pocałunku. Był on namiętny, a jednocześnie słodki i delikatny, mogłam się nim delektować.
Deszcz padał co raz mocniej, cały wysiłek Olivii szedł w diabły. Ross pewniej złapał mnie za biodra, a ja wplątałam palce w jego wilgotne włosy. Czułam go całą sobą, był wszędzie, ale jednocześnie nadal było go za mało. Jaka to sprawiedliwość? 

- Ej, Zdzisiek! - usłyszałam krzyk naszej sąsiadki, przemiłej pani Robertson - chodź tu szybko! To jest lepsze niż jakaś tam lipna komedia romantyczna! 
Tupot jego kapci było słychać nawet tutaj. Nim się zorientowałam, wszyscy sąsiedzi wyjrzeli z okien i rozległo się zbiorowe "awww". 
Zarumieniłam się i oderwałam od Rossa, chowając twarz w jego koszuli. Roześmiał się, rozbawiony. 
- Mogliby państwo włączyć jakąś miłą balladę? - spytał głośno chłopak, a pan "Zdzisiek" znowu pobiegł do salonu.
- Co ty robisz? - uderzyłam go w ramię. 
Dotknął delikatnie mojego nosa i uśmiechnął figlarnie. 
- Nic takiego - w tym samym momencie usłyszałam piękną fortepianową muzykę - czy mogę prosić moją piękną damę do tańca? 
Wyciągnął ku mnie rękę, którą bez zastanowienia uścisnęłam. Zaczęliśmy się miarowo poruszać, choć to bardziej Lynch prowadził. Ja jestem kompletnie ślepą kaleką, z dwoma lewymi nogami. 
- Za dużo już chyba dziś tego tańca - zauważyłam ze śmiechem, ale nie zamierzałam przerywać tej pięknej chwili. 
Ross stał tyłem do mojego domu, ale ja widziałam dokładnie Vanessę i moją mamę, które wyglądały z okna,  rozmarzone. Uśmiechnęłam się delikatnie, przymknęłam powieki i oddałam całkowicie pod władzę mojego chłopaka. Wtulona w niego, spędziłam najlepszy wieczór w życiu.

~*~

Kilka dni później

5 listopad

sobota

Gdy wstałam rano, nogi bolały mnie jak cholera. Pomimo tego, że szybko zdjęłam szpilki i tańczyłam na ulicy boso, pod ostrzałem tysięcy spojrzeń, i tak byłam cała obolała. Gdy wróciłam do domu, robiłam slalom jak jakaś nachlana, odpychając się od ściany do ściany. Z ust nie schodził mi uśmiech, nawet gdy, umyta i przebrana, przyłożyłam głowę do poduszki. Uśmiechałam się nawet chyba przez sen!
Więc kiedy wstałam o siódmej trzydzieści, miałam niemały problem, bo nie wspominając nawet o opuszczeniu mojego rytuału codziennego siedzenia na parapecie i patrzenia na wschodzące słońce ani o tym, że ledwo chodziłam, spóźniłam się prawie do szkoły. Prawie, bo gdy znowu wzięłam szybki prysznic, ubrałam szybko i chwyciłam jabłko i zapakowaną drożdżówkę, wsiadłam do samochodu Vanessy i dojechałyśmy przed budynek niecałą minutę przed rozpoczęciem lekcji. Prędko znalazłam Rossa i przyjaciół, którzy już chyba do końca zaakceptowali nasz związek, a ich nienawiść do niego rozpętałam ja, nikt mi tego nie wypominał. Pogodzona z Calumem i zapoznana do końca z paczką chłopaka, siedzieliśmy wielką grupą na stołówce. Tylko Sam, nadal zazdrosna, przesiadła się do przyjaciółek cheerleaderek i zabijała mnie wręcz wzrokiem, do czego się już zupełnie przyzwyczaiłam. 
Leżąc teraz w łóżku, poczułam ciepły oddech na swoim policzku i uśmiechnęłam się promiennie do Rossa, odwracając się w jego stronę. Chłopak został wczoraj u mnie na noc tłumacząc się, że za bardzo będzie za mną tęsknił. Tym banalnym tekstem podbił serce Vanessy i mamy, które cieszyły się moim szczęściem. Ale i tak mi się wydaje, że nie chodziło o to, a jeśli tak, to nie w wielkiej części.
- Kiedy wszedłeś na moje łóżko? - wyszeptałam i zerknęłam na zegarek, na którym wybiła godzina siódma. Nie ma to jak pobudka w sobotę o siódmej.
Jego twarz rozświetlił promienny uśmieszek.
- A tak niedawno - wymamrotał, chowając twarz w moje włosy - słodko spałaś, mały ptaszku.
Zarumieniłam się, jak zwykle. Przeciągnęłam się leniwie i odwróciłam tyłem do Rossa, wtulając się w jego nagi tors.
Chłopak miał na sobie zaledwie bokserki, a byliśmy przykryci tą samą kołdrą. Może to trochę niestosowne, ale kochałam go i nie miałam nic do zarzucenia tej sprawie.
- Nie dziwi cię to? - spytałam, wtulając się w niego jeszcze bardziej.
Przez chwilę miałam wrażenie, że nie może przeze mnie oddychać.
- Ale co?
- Jeszcze dwa tygodnie temu potrafiliśmy skoczyć sobie do gardeł - wyszeptałam i poczułam, jak jakiś mały, niewidzialny szpikulec przebija moje serce na wylot. Nie mogłam teraz uwierzyć, jak nienawiść potrafiła przysłonić moją miłość do niego. Wiedziałam, że zawsze wmawiałam sobie, że go nienawidzę - chciałam go nienawidzić. Może i stałam się ostrzejsza i wiecznie się z nim kłóciłam, ale zawsze zakrywało to moje prawdziwe uczucia.
- Czas zmienia ludzi - wyszeptał znowu w moje włosy i poruszył się niespokojnie na łóżku, aż kołdra zsunęła się z moich bioder. Koszulka, którą miałam na sobie, odkrywała mi połowę pleców, więc szybko rzuciłam się, aby to poprawić, lecz chłopak powstrzymał moje ręce - zostaw, tak jest dobrze.
- Wiesz, że nie o to mi chodzi - wyrwałam się z jego uścisku i usiadłam po turecku, poprawiając moją górę od pidżamy.
- Laura... - westchnął i także usiadł - kochasz mnie?
- Co za głupie pytanie? - odparłam prawie natychmiast - jasne, że kocham.
- Głupie czy nie, chciałem znać odpowiedź - przejechał sobie ręką po twarzy - ja też cię bardzo kocham. Po co rozpamiętywać, co było kiedyś?
- Kiedyś, czyli dwa tygodnie temu - każde moje słowo ociekało sarkazmem - ludzie się nie zmieniają, Ross.
Podniósł ręce w geście obrony.
- Kochałem cię od dawna, jasne? - spytał ostro, a jego brązowe oczy stały się prawie ciałem stałym - kochałem, dlatego cię zostawiłem. I myślałem, że jeżeli cię zostawię, moje uczucie zniknie. Potem zacząłem żałować, bo nie warto było niszczyć takiej przyjaźni. Jestem tchórzem i oboje o tym wiemy. Gdybym nim nie był, powiedziałbym ci prosto w twarz, że cię kocham, może pocałował i nawet jeśli byś mnie spoliczkowała i odrzuciła wiedziałbym, że zrobiłem to, co prawidłowe. Nawet teraz nie jesteśmy razem z mojej perspektywy, tylko dzięki Dove. Zamiast powiedzieć ci prosto w twarz wszystko, co czuję, ja chowałem się za kątami i mówiłem wszystko Dove, która miała na tyle dobre serce i jest na tyle sprytna, że to nagrała. A prawie nas nie zna! - po powiedzeniu swojego monologu, zaczął głęboko oddychać, a jego twarz wróciła do normalnego koloru.
Nie widząc u mnie żadnej reakcji na jego słowa, wypowiedział ciche "wiedziałem" i wstał prędko z łóżka, kierując się do szafy, aby stamtąd zdjąć swoje ubrania i się normalnie ubrać. A ja byłam za bardzo zdziwiona i onieśmielona, aby wypowiedzieć chociażby słowo.
Kiedy w końcu byłam zdolna do poruszenia jakąkolwiek kończyną, Ross był już całkowicie ubrany. Chwyciłam go mocno za ramię, nie pozwalając wyjść z pokoju. Całą swoją siłą pociągnęłam go w stronę łóżka. Kiedy stanął jak kołek przede mną, z miną podłego ignoranta, skoczyłam na niego i razem przeturlaliśmy się po ziemi, robiąc niezły huk. Zamiast się złościć na niego, że byłam zmuszona do obudzenia swojej śpiącej jeszcze smacznie rodziny, co mnie kompletnie nie obchodziło, i do zrobienia sobie kilku dodatkowych siniaków do kolekcji, śmiałam się jak opętana, nie mogąc złapać oddechu. Widziałam, że chłopak też nie mógł powstrzymać się od śmiechu, bo czułam, jak jego ciało porusza się pode mną.
- Laura! - wrzasnął zaspanym głosem Paul - dzieci robi się w nocy, a nie nad ranem!
Kiedy Lynch popadł w jeszcze większą głupawkę, ja wstałam i szybko poszłam do pokoju brata i skoczyłam na jego łóżko, próbując go udusić za głupawą uwagę. A potem, zamiast dokończyć to, co zaczęłam, opadłam na poduszkę koło niego i znowu zaczęłam się głośno śmiać.
- Ross! - krzyknęłam - weź mnie stąd!
Nie spodziewałam się, że chłopak spełni moją zachciankę, ale on zjawił się w try miga i wziął mnie na ręce jak księżniczkę. Palnęłam "cześć" bratu, machając ręką jak jakaś księżniczka, a potem znowu wylądowałam na swoim łóżku.
- Kocham cię mocniej, niż możesz sobie wyobrazić - powiedziałam cicho, już uspokojona i przycisnęłam wargi Rossa do swoich - niż wszystko inne na świecie razem wzięte. To ci wystarcza?
Uśmiechnął się.
- Wystarcza. I wystarczy już na wieczność.

*****************************

Cześć :3
Rozdział krótki i jakiś taki... strasznie ciężko idzie mi pisanie ostatnio. Nie wiem, może jestem przemęczona tym wszystkim czy coś. Chyba popadam w jakąś depresję. Potrafię się śmiać z niczego, a po chwili płakać. A do tego zbliżająca się szkoła... ech, jest ciężko.
Przepraszam, że tak długo, ale ostatnio nie miałam weny ani czasu + te głupie wahania nastrojów, choć u mnie uwaga "okres" będzie słuszna.
Czekajcie cierpliwie na następny rozdział, który, mam nadzieję, będzie ciekawszy i dłuższy.

DZIĘKUJĘ ZA 16 KOMENTARZY POD POPRZEDNIM ROZDZIAŁEM :)
UDAŁOBY SIĘ WAM POD TYM UZBIERAĆ PONAD 20? BYŁABYM PRZESZCZĘŚLIWA :3
PRZYPOMINAM :
KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ. 






niedziela, 10 sierpnia 2014

24. Determinate

Zdrowy rozsądek to rzecz, której każdy potrzebuje, mało kto posiada, a nikt nie wie, że mu brakuje ~Benjamin Franklin



~*~

Ten sam dzień

Jeszcze chyba nigdy nie widziałam, żeby Ross był aż tak zdenerwowany. Ściskał mocno kierownicę, aż pobielały mu knykcie, ciało miał napięte, szczękę zaciśniętą, patrzył uparcie cały czas przed siebie i chyba co chwilę przyspieszał, co nie wróżyło dobrze dla mnie, kiedy prawie zwracałam cały nasz piknik. Patrzyłam się wciąż na niego i ani razu nie odwróciłam wzroku, ale on nawet na mnie nie zerknął. Widać było, że bardzo zależało mu, aby szybko znaleźć Rylanda albo chociażby znaleźć się w domu przy boku rodziny. 
- Ross - szepnęłam miękko - uspokój się. Wszystko będzie dobrze. 
Pogłaskałam go po dłoni. Jego uścisk złagodniał i spojrzał na mnie z ukosa, połowę uwagi zwracając nadal ku drodze.
- Zwolnij - przypomniałam mu - na pewno nie pomożesz Rylandowi, a do tego narobisz większych zmartwień rodzinie, jeżeli spowodujesz wypadek.
- Ale...
- Ross - powiedziałam tonem nieznoszącym sprzeciwu - naprawdę, daj spokój. Wiem, jak to dla ciebie ważne, ale nikomu nie pomożesz, kiedy uderzysz w drzewo i będziemy w złym stanie, o ile w ogóle będziemy jeszcze żyć. 
Westchnął ciężko i zwolnił prędkość ze 160 km na godzinę do niecałej setki. Odetchnęłam z ulgą i pocałowałam do delikatnie w policzek. Gdy z powrotem usiadłam na miejscu pasażera, zdjął jedną dłoń z kierownicy i splątał nasze palce w uścisku.
- Jesteśmy już niedaleko - poinformował mnie.
Chciałam wrednie coś odpowiedzieć, ale wiedziałam, że oboje nie mamy humorów do żadnych żartów. To na pewno była poważniejsza sprawa niż rzucenie moim telefonem o ścianę, co kompletnie mnie nie ruszało, albo zawalenie jakiegoś sprawdzianu w szkole.
Po kilku minutach znaleźliśmy się przed domem Lynchów. Wysiadłam i trzasnęłam drzwiczkami, aby z powrotem się zamknęły. Znów złapałam jego ciepłą rękę i ramię w ramię weszliśmy do ich rezydencji. Cicho zamknęłam drzwi, ale i tak wszyscy w salonie spojrzeli na nas. W oczach pani Stormie widziałam lekką ulgę i szybko wstała. Minęła swojego syna i przygarnęła mnie do siebie, przygniatając w niedźwiedzim uścisku. Odwzajemniłam jej uścisk. Wiedziałam, jak jej teraz było ciężko. 
Wszyscy byli tam zebrani - Vanessa, moja mama, państwo Lynch i wszystkie ich dzieci z wyjątkiem tego najmłodszego, przez co było to zebranie. 
- Coś postanowiliście? - spytał Ross, łapiąc mnie za biodra i ciągnąc w kierunku naszych rodzin. 
Wyminęłam go i usiadłam na wolnym miejscu koło Rydel, która prawie od razu lekko mnie przytuliła. Pogłaskałam ją po dłoni i uśmiechnęłam się smutno. 
- Na razie nie - poinformował nas Mark - czekaliśmy na niego dłuższą chwilę, ale wciąż nie wraca. Ellen niedawno zadzwoniła na policję i poinformowała ich o zaginięciu. Niedługo powinni być u nas w domu.
Nastała grobowa cisza. Nikt się nie odzywał, było słychać nasze oddechy. Nie wiem, ile tak siedzieliśmy. Może kilka minut, może nawet godzin. Wiem tylko, że ciszę przerwał rozdzierający dźwięk dzwonka do drzwi. Małżeństwo ruszyło ku drzwiom, a reszta została na swoim miejscu. Po kilku sekundach umundurowani mężczyźni weszli do salonu. 
Mama też wstała i dołączyła do dorosłych, którzy zniknęli za drzwiami kuchni. 
- Przepraszam, że przerwaliśmy wam randkę - wyszeptała mi do ucha Delly - po prostu... wszyscy są teraz tak podenerwowani.
- Nic się nie stało - znów pogłaskałam ją po ramieniu w geście uspokojenia.
Zaczęłyśmy cicho rozmawiać. Ryd prosiła mi, abym zdała jej relację z randki, którą, jak się potem dowiedziałam, pomogła przygotować Rossowi. Dobrze wiedziałam, że coś przeciwko mnie knuli.
Nagle policjanci razem z naszymi rodzicami wyszli z kuchni. Rozmawiali coś jeszcze dłuższą chwilę na korytarzu, aż usłyszeliśmy trzask drzwi. Pomyślałam, że mężczyźni wyszli, ale po sekundzie usłyszałam cichy okrzyk pani Stormie.
- O Boże.
Wstałam, w sumie, nie tylko ja. Całą grupką skierowaliśmy się ku korytarzowi, gdzie matka Lynchów tuliła do siebie Rylanda.
W domu zapanowało poruszenie.
- Gdzie ty byłeś?
- Coś ty robił?
- Co ty myślałeś?
Wszyscy przekrzykiwali siebie nawzajem. 
- Cisza! - krzyknęła moja matka - Ryland, może wytłumaczysz nam to zajście?
Chłopak miał wielkie oczy oznaczające zdziwienie.
- Telefon mi się rozładował - wytłumaczył cierpliwie.
- A czemu się spóźniłeś?
- Byłem ze znajomymi na imprezie i straciliśmy kompletnie rachubę czasu. 
- No właśnie, impreza - Stormie znów zaczęła tulić do siebie syna.
- Ryland, masz szlaban - wygłosił swoją rodzicielską mowę Mark - dziękujemy panom za fatygę. Odwołujemy zgłoszenie, bo nasz syn już wrócił, cały i zdrowy.
Policjanci kiwnęli głową i wyszli z domu. 
A potem każdy, z wyjątkiem mnie i Rossa, zajęli się wypytywaniem najmłodszego o wszystko. Pocałowałam blondyna przelotnie w usta i ukradkiem wycofałam się z domu. Skoro przyjaciel już wrócił, mogłam spokojnie też wrócić do domu, wziąć prysznic i zasnąć. Tak też zrobiłam, ale sny przerywały mi SMS-y od Rossa. Boże, jak ja go kocham.

~*~

31 październik
poniedziałek
dzień balu

- Co wy tu robicie? - spytałam zdziwiona.
Olivia wyjrzała zza okna samochodu i pomachała do mnie.

- Rydel zajechała po mnie, aby podwieźć nas do szkoły. 
- Hmm, domyślam się - mruknęłam - ale...
- Nie gadaj tylko siadaj - powiedziała Delly. 
Parsknęłam śmiechem i zdjęłam sobie torbę z boku. Wepchnęłam się po środku na tylnych siedzeniach, przy okazji całując Ross'a w policzek. Uśmiechnęłam się do niego uroczo i rzuciłam torbę do tyłu, aby nie zawalała miejsca na moje nogi.
- Jak tam z Rylandem? - zapytałam, kiedy przyjaciółka wyjeżdżała sprzed mojego domu. 
- Nic. Dostał szlaban na wychodzenie ze znajomymi - odpowiedział mój chłopak - okazało się, że poszedł jeszcze na jakąś imprezę z dziewczyną, w której rzekomo się zakochał, choć niedawno jej nienawidził. 
Spojrzałam na niego krzywo. Te słowa, które teraz powiedział, idealnie pasowały do nas. Uśmiechnął się i pocałował mnie w czoło. 
- Jesteście tacy słodcy razem - rozczuliła się blondynka za kierownicą.
Powinnam krzyczeć ze strachu? 

- Uważaj na drogę - przypomniałam jej - nie chcę pominąć balu, na którym będę występować, przez głupi wypadek.
- Będziesz występować? Czemu mi tego wcześniej nie powiedziałaś? - spytała z wyrzutem. 

- Jakoś mi wypadło z głowy - uśmiechnęłam się głupio i spuściłam głowę.
Moje buty jakoś wydawały mi się ósmym cudem świata w tym momencie.
- Będziesz tak ubrana? - spytała Liv, patrząc krytycznie na moje przetarte w kolanach jeansy i czarny t-shirt, który aktualnie miałam na sobie.
- Nie - odpowiedziałam szybko - w torbie mam swoją sukienkę.
- Kiedy ją kupiłaś? - spytała ponownie Holt - nie przypominam sobie jakoś.
Uśmiechnęłam się na wspomnienie tamtego dnia naszych feralnych zakupów.
- Nie kupiłam jej. Dostałam od Vanessy i mamy. Złożyły się. Ale mówię ci, jest fantastyczna.
- Jesteście dość ekscentryczne - powiedział Ross - to bal halloweenowy, czyli przebierańców, a nie wybieg mody.
Wzruszyłam ramionami.
- Cukierek albo psikus był modny w podstawówce.
Jechaliśmy chwilę w ciszy, aż nagle przejechaliśmy koło bloku Christie. Stała na środku ulicy koło samochodu swoich rodziców z Tom'em przy boku i kłóciła się ze swoimi rodzicielami. Podejrzewam, że chodziło o jej wygląd. Jej włosy były zakręcone lokówką i dość mocno była pomalowana kosmetykami. Powieki na czarnawy kolor, rzęsy podkreślone i mocno czerwona szminka. Czarna sukienka z koronką na plecach prezentowała się fantastycznie na jej szczupłym ciele, a dość wysokie szpilki podkreślały jej długie nogi.
- Rydel, zatrzymasz się na chwilę? - spytałam przyjaciółki.
Skinęła lekko głową i zaparkowała przy chodniku. Wysiadłam z samochodu i, starając się być niewidoczna, skierowałam się ku nim.
- W takim stroju nie wsiądziesz do naszego samochodu - powiedziała oschle matka dziewczyny.
- To pójdę piechotą - powiedziała wściekła Christine - cieszę się, że za pół roku już będę się mogła od was przeprowadzić. Nienawidzę was - syknęła.
- Christie - westchnął najmłodszy synek państwa Redford.
- Patrick - warknęła znowu matka.
Chłopiec wrócił na swoje miejsce, a moja przyjaciółka szybkim krokiem kierowała się w moją stronę. Podejrzewam, że mnie nie zauważyła, dlatego stojąc zza murkiem zaciągnęłam ją za niego, jak jakiś porywacz. Westchnęła zdziwiona i chyba chciała mnie zaatakować, ale widząc, że to ja, uśmiechnęła się ponuro.
- Chodź, podwieziemy cię. Jest miejsce koło kierowcy.
Kiwnęła smutno głową i ramię w ramię skierowałyśmy się w stronę auta. Otworzyłam jej drzwiczki.
- Hej - mruknęła na przywitanie i zajęła miejsce koło Rydel.
Ja usiadłam z tyłu na moim starym miejscu i znów zaczęliśmy jechać.

~*~

- Dobra, ostatnia próba - zarządziłam - raz, dwa, trzy, cztery!
Najpierw Liv, potem ja. Wychodziło za każdym razem tak samo dobrze. Nie było szans, abyśmy coś zawalili.
Gdy skończyłam śpiewać, usłyszałam ciche brawa. Do pomieszczenia w piwnicy wszedł nieznajomy dla mnie chłopak o niemiłym wyrazie twarzy. I pewnie wobec nas nie miał miłych zamiarów.
- Świetnie, świetnie - uśmiechnął się złośliwie.
- Czy my się znamy? - spytałam zimno.
- Nie, jeszcze nie, księżniczko. Jestem Rick - szarpnął moją rękę, aby ją pocałować.
Poczułam niemałe obrzydzenie. Do tego jeszcze te "księżniczko". Wyrwałam dłoń z jego uścisku i puściłam ją z boku ciała.
- I co w związku z tym? - spytał Luke.
- Chciałem po prostu sprawdzić, jacy jesteście dobrzy - powiedział - jestem liderem drugiego zespołu. I, co wywnioskowałem z ogromną łatwością, jesteśmy o niebo lepsi od was.
- Ooo, proszę - prychnęłam rozbawiona - nie dość, że namolny, to jeszcze zarozumiały.
- Twierdź jak chcesz - wzruszył ramionami - ale zobaczymy, kogo występ będzie się bardziej podobał publiczności.
- A więc zakład? - spytała Christie, wychodząc na przód.
- Zakład - wyciągnął ku mnie rękę - jeśli przegracie, przyznacie na scenie, że nasz występ był o wiele lepszy od waszego.
- I odwrotnie - posłałam mu wyzywający uśmieszek.
- Zgoda - zjechał po mnie wzrokiem - i jeszcze jedno. Jak przegracie, umówisz się ze mną na randkę - pokazał na mnie palcem i wyszedł z pomieszczenia.
Prychnęłam.
- Jeśli Ross się o tym dowie...
- Niech lepiej nie wie - powiedziała cicho Liv i spojrzała na zegarek - o matko! Laura! Za dwadzieścia minut bal, a ty nadal nie jesteś przygotowana!

~*~

Olivia w ciągu 10 minut zrobiła mi lekki makijaż, który podkreślał moją naturalność. Pomalowała mi rzęsy, powieki na lekko srebrny kolor, a na usta położyła odrobinę błyszczyka. Potem lekko natapirowała mi włosy, a potem zrobiła z nich kłosa. Potem wepchnęła za ścianę, abym mogła bez skrupułów przebrać się w śliczną sukienkę. Wciąż nie mogłam uwierzyć, jak tak szybko wszystko zrobiła.
Gdy wyszłam zza ściany, dziewczyny miały wymalowane na twarzy "wow".
Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Naprawdę? - nie musiałam kończyć pytania.
- Ross zaniemówi gorzej od nas - zażartowała Holt, która była ubrana w czarno-białą sukienkę.
Zachichotałam pod nosem.
- Damy czadu.
Przybiłyśmy sobie piątki i wyszłyśmy z toalety. W całej szkole można już było słyszeć dudniącą muzykę, zapewne na razie lecącą z radia. Skierowałyśmy się w stronę szkolnej sali gimnastycznej i po chwili weszłyśmy do środka. W tym samym momencie na scenę wyszedł ten przebrzydły Rick z zespołem i uśmiechnął się do mnie głupio.
- Witajcie, balowicze! - krzyknął do mikrofonu - razem z moim zespołem Sommers zagramy dla was dziś kilka piosenek! Ale jest też taka sprawa. Razem ze szkolnym zespołem założyliśmy się o to, kto da dziś wam lepszy koncert. Po skończonym występie obu zespołów odbędzie się głosowanie! A więc, zaczynamy!
Światła przygasły i mogłam słyszeć znajomą dla mnie piosenkę Nirvany - Drain You. Potem było jeszcze kilka rockowych hitów, aż w końcu światła znów się zapaliły i zespół zszedł ze sceny. Zostali nagrodzeni gorącymi brawami i dostałam trochę wątpliwości w powodzeniu tego zakładu. Cholera.
- A teraz - na scenę weszła moja mama - zapraszamy szkolny zespół The Group!
Nawet jeśli ktoś nie wiedział, kim jesteśmy, to i tak klaskał jak opętany.
Luke i Leo, którzy znaleźli się bliżej sceny, weszli pierwsi, a potem odnaleźli nas wzrokiem. Też ruszyłyśmy w tamtą stronę, a po chwili stałam tam na górze, pod ostrzałem spojrzeń wszystkich uczniów w szkole. Połowa mnie nienawidziła, a druga połowa uważała, że mam piekielny charakterek, dlatego dziwnie było stać tam. Odnalazłam wzrokiem Ross'a, który stał koło Rydel i Vanessy, a niedaleko dalej wszyscy chłopcy z rodziny Lynchów i Ell. Van posłała mi pokrzepiający uśmiech. Odetchnęłam głęboko i z całej siły powstrzymywałam się, aby nie zwymiotować.
- Laura, wszystko dobrze? - spytała Christie, kładąc mi rękę na ramieniu.
Kiwnęłam lekko głową i znów wzięłam głęboki wdech. Wzięłam gitarę do ręki i założyłam jej pasek na swoje ramię, aby było mi wygodniej na niej grać. Spojrzałam na Liv, która widząc mój wzrok kiwnęła głową. Najpierw zaczęła grać Christie, potem dołączyłam do niej. Potem rozbrzmiał głos Olivii.

I'm friends with the monster that's under my bed
Get along with the voices inside of my head
You're tryin' to save me, stop holdin' your breath
And you think I'm crazy, yeah, you think I'm crazy

I wanted the fame, but not the cover of Newsweek
Oh well, guess beggars can't be choosey
Wanted to receive attention for my music
Wanted to be left alone in public excuse me
For wantin" my cake, and eat it too, and wantin" it both ways
Fame made me a balloon cause my ego inflated
When I blew; see, it was confusing
Cause all I wanted to do's be the Bruce Lee of loose leaf
Abused ink, used it as a tool when I blew steam
(Ooh!) Hit the lottery, oh wee
But with what I gave up to get was bittersweet
It was like winnin' a used mink
Ironic cause I think I'm gettin' so huge I need a shrink
I'm beginning to lose sleep: one sheep, two sheep
Going cuckoo and cooky as Kool Keith
But I'm actually weirder than you think cause I'm...

I'm friends with the monster that's under my bed
Get along with the voices inside of my head
You're tryin' to save me, stop holdin' your breath
And you think I'm crazy, yeah, you think I'm crazy

Well that's nothin',
Well that's nothin'...

Now, I ain't much of a poet but I know somebody
Once told me to seize the moment and don't squander it
Cause you never know when it all could be over tomorrow
So I keep conjurin', sometimes I wonder where these thoughts spawn from
(Yeah, ponderin'll, do you wanders?
No wonder you losing your mind, the way it wanders)
Yodel-odel-ay-hee-hoo
I think you've been wanderin' off down yonder and stumbled onto Jeff VanVonderen
Cause I need an interventionist to intervene between me and this monster
And save me from myself and all this conflict
Cause the very thing that I love's killin' me and I can't conquer it
My OCD is conkin' me in the head
Keep knockin', nobody's home, I'm sleepwalkin'
I'm just relayin' what the voice in my head's sayin'
Don't shoot the messenger, I'm just friends with the...

I'm friends with the monster that's under my bed
Get along with the voices inside of my head
You're tryin' to save me, stop holdin' your breath
And you think I'm crazy, yeah, you think I'm crazy

Well that's nothin',
Well that's nothin'...

Call me crazy, but I have this vision
One day that I'll walk amongst you a regular civilian
But until then drums get killed
And I'm comin' straight at MC's, blood get spilled
And I take it back to the days that I get on a Dre track
Give every kid who got played at, pumped up feelin'
And shit to say back to the kids who play 'em
I ain't here to save the fuckin' children
But if one kid out of a hundred million
Who are goin' through a struggle feels and then relates, that's great
It's payback, Russell Wilson fallin' way back in the draft
Turn nothin' into somethin', still can make that, straw into gold chump
I will spin Rumpelstiltskin in a haystack
Maybe I need a straight jacket face facts, I am nuts for real
But I'm okay with that, it's nothin', I'm still friends with the...

I'm friends with the monster that's under my bed
Get along with the voices inside of my head
You're tryin' to save me, stop holdin' your breath
And you think I'm crazy, yeah, you think I'm crazy

I'm friends with the monster that's under my bed
Get along with the voices inside of my head
You're tryin' to save me, stop holdin' your breath
And you think I'm crazy, yeah, you think I'm crazy

Well that's nothin',
Well that's nothin'... * 

Serce zabiło mi szybciej i zaczęłam się co raz bardziej denerwować. Piosenka się skończyła i teraz była moja kolej. 

Holt odeszła od mikrofonu i zwolniła mi miejsce. Zdjęłam gitarę i podałam ją przyjaciółce, a sama podeszłam powolnym krokiem do niego. W sumie, było mi łatwiej niż na początku. Dzięki występowi blondynki poczułam się pewniej na scenie.
Zabrzmiała muzyka. Jeszcze raz wzięłam głęboki wdech, a po chwili usłyszałam swój głos. 

Trying hard to fight these tears
I'm crazy worried
Messing with my head this fear
I'm so sorry
You know you gotta get it out
I can't take it
That's what being friends about

I, I want to cry
I can't deny
Tonight I wanna up and hide
And get inside
It isn't right
I gotta live in my life
I know I, I know I
I know I gotta do it
I know I, I know I
I know I gotta do it

Gotta turn the world into your dance floor
Determinate, d-determinate
Push until you can't and then demand more
Determinate, d-determinate
You and me together, we can make it better
Gotta turn the world into your dance floor
Determinate, d-determinate

Hate to feel this way
And waste a day
I gotta get myself on stage
I shouldn't wait or be afraid
The chips will fall where they may
I know I, I know I
I know I gotta do it
I know I, I know I
I know I gotta do it

Gotta turn the world into your dance floor
Determinate, d-determinate
Push until you can't and then demand more
Determinate, d-determinate
You and me together, we can make it better
Gotta turn the world into your dance floor
Determinate, d-determinate

It's Wen and I'm heaven-sent
Use it like a veteran
Renegade, lemonade, use it in my medicine
Go ahead and try to name a band we ain't better than
Reason why the whole world's picking us instead of them
People need a breather 'cause they're feeling that adrenaline
Stop! Now hurry up and let us in. Knock!
'Cause we're coming to your house (and)
People keep on smiling like the lemons in their mouths
I'm the real deal, you know how I feel
While they're in it for the mill
I'm just in it for the thrill
Get down now I ain't playin' around
Put your feet up on the ground
And just make that sound like

Gotta turn the world into your dance floor
Determinate, d-determinate
Push until you can't and then demand more
Determinate, d-determinate
You and me together, we can make it better
Gotta turn the world into your dance floor
Determinate, d-determinate

Come on and, come on and
Come on and get it going
Come on and, come on and
Come on and get it going
On the dance floor
On the dance floor
D-D-Dance floor
D-Determinate ** 


Matko! Zrobiłam to! Zrobiłam! Zaczęłam piszczeć jak wariatka i skoczyłam na szyję przyjaciółkom, które zaczęły się śmiać. Wokół nas zawrzała publiczność i zostaliśmy nagrodzeni dużą ilością oklasków. Pospiesznym krokiem zeszłam ze sceny i zaczęłam się przepychać między ludźmi. Gdy odnalazłam go wzrokiem, rzuciłam się Rossowi w uścisk.
- Byłaś niesamowita - powiedziała Vanessa, a w jej głosie usłyszałam dumę. 

Potem popadłam w wir kolejnych uścisków bliskich mi osób, a byłam tam pępkiem wszechświata.
Resztę wieczoru przetańczyłam w ramionach Ross'a. I wiecie co? Wygraliśmy ten zakład!

*Eminem feat. Rihanna - Monster
** Lemonade Mouth - Determinate

**************

Dzień dobry, państwu :)

Nie umiem pisać takich rzeczy, ale co tam xd Nie wyszedł mi zbytnio rozdział, ale chwilowo mam zanik weny, więc wybaczcie. A dodatkowo od środy będę się uczyć u mojej cioci do chemii, bo w następnym roku chcę mieć laureata. A mi się tak nie chce :C
Piszcie komentarze, kochani :3
Do następnego!





czwartek, 7 sierpnia 2014

LBA + Zapraszam :)

Pierwsza sprawa, nominacja. Dziękuję Patacie Ciastku, jestem naprawdę szczęśliwa, bo kocham twojego bloga od bardzo dawna :) http://story-of-two-amazing-people.blogspot.com/
Ty możesz mnie męczyć jak długo chcesz :D
ALE ZNÓW NIKOGO NIE NOMINUJĘ :C NASTĘPNYM RAZEM NA PEWNO KOGOŚ ZNAJDĘ, OBIECUJĘ - JEŚLI BĘDZIE NASTĘPNY RAZ.

Pytania :
1. Jesteś szczęśliwa..?
2. Jaka jest twoja największa zaleta?
3. Jaka jest twoja najgorsza wada?
4. Jaki jest twój ulubiony zapach?
5. Opiszesz siebie w 3 zdaniach?
6. Jeśli patrzysz na świat... co chciałabyś w nim zmienić jako pierwsze oraz na czym polegałaby ta zmiana?
7. Masz do wyboru: nieśmiertelność, niewidzialność, władanie ogniem, wodą, czytanie w myślach, wyostrzenie zmysłów... Co byś wybrała, dlaczego..?
8. Cieszysz się że za niecały miesiąc znów do szkoły? xD
9. Jesteś realistką, pesymistką czy optymistką?
10. Podobają ci się nowe piosenki R5? Która najbardziej?
11. Jak myślisz... co świadczy o większej miłości..? To, że dasz odejść swojej miłości życia by była szczęśliwa z kimś innym, czy to że będziesz o nią walczyć do końca życia..? 


Odpowiedzi :
1. Nie mam depresji, to na pewno :D Tak, jestem. Mam wokół tylu wspaniałych ludzi, a do tego poznałam cudowną Szanell i mnóstwo innych bloggerek :)
2. Cóż, nie umiem na siebie patrzeć obiektywnie, bo nienawidzę siebie, ale może duże serce? Kocham pomagać.
3. Jestem strasznie pyskata, głośna i kłótliwa xd
4. Nie mam ulubionego, ale uwielbiam lawendy i pieczonej szarlotki.
5. Jestem strasznie pokręcona i mało kto mnie rozumie. Kocham horrory, komedie romantyczne i thillery oraz Raurę <3 Jestem chyba strasznie dziwna, bo nie mam dużo znajomych.
6. Pewnie na tym, żeby na całym świecie skończyły się wojny i ludzie przestali się nienawidzić. Albo żeby skończyło się mordowanie ludzi, bo są innej religii, rasy i w ogóle.

7. Chyba władanie wodą (w sumie wolałabym powietrzem) albo wyostrzenie zmysłów. Nieśmiertelność jest przereklamowana (Zmierzch się kłania XD) i w sumie nie chciałabym sama żyć wiecznie, kiedy odchodzą moi bliscy. Władanie wodą, bo mi się to jakoś podoba, a wyostrzenie zmysłów, bo na pewno przydałoby mi się to nie raz.
8. O nie! Chcę jeszcze wakacji.
9. Realistką, z domieszką optymistki. Coś w tym stylu :D
10. Uwielbiam je! Najbardziej spodobała mi się "Stay With Me" <3
11. Wydaje mi się, że gdybym dałabym jej odejść. Może bym i cierpiała, ale osoba, którą kocham byłaby szczęśliwa i to się liczy :3

Dziękuję jeszcze raz :)

Sprawa druga : 
Zapraszam na blog nowej bloggerki i zarazem mojej dobrej koleżanki Sylwii. Dziewczyna pisze o Raurze :
http://lauraiross-raura.blogspot.com/
Jest już dodany pierwszy rozdział :)
Skomentujcie czasami i obserwujcie, prosimy was obydwie.

Sprawa trzecia, postaram się, żeby rozdział był jutro :) Ale na pewno będzie w tym tygodniu.


Pozdrawiam, xx