"Bądź sobą, wszyscy inni są już zajęci" ~Oskar Wilde
I znów wracam do Wilde'a i do stwierdzenia, że to bardzo mądry człowiek.
Zawsze trzeba być sobą i nie udawać nikogo innego, bo po co? Po co być doskonałą kopią kogoś innego, jak możemy być marną kopią samego siebie. I to jest najlepsze rozwiązanie.
~*~
Ranek jak ranek. Co może się dziać w środowy poranek?
Oprócz, jak zwykle, snu telefonu na podłodze, tyłka Abby przy mojej twarzy i chłopaka biegającego w bokserkach po podwórku. No chyba nic.
Śmiejąc się w najlepsze obserwowałam z okna, jak Rocky biega w bokserkach po nawet ruchliwej o tej porze drodze. Po kilku chwilach zauważyłam z boku mojego domu Rydel gwiżdżącą w gwizdek, a w oknie naprzeciwko naszą nastoletnią sąsiadkę, Marię, która wszystko nagrywała na swojej przenośnej kamerze. Mam nadzieję, że wrzuci to do internetu. To będzie hiiiiittt!
W szampańskim nastroju poszłam się umyć i ubrać, a po kwadransie zeszłam na dół i odkryłam, że nikogo nie ma w domu. Do ceramicznej miseczki nasypałam płatków kukurydzianych i zalałam zimnym mlekiem prosto z lodówki. W miską w ręku wyszłam na taras, gdzie przywitały mnie radosne promienie ciepłego słońca.
Podeszłam do blondynki.
- Cześć, Ryd - uśmiechnęłam się - co tam?
Dziewczyna odwróciła się i odwzajemniła mój gest.
- Jestem normalny i wiem co robię! - krzyczał Rocky.
- Wprost genialnie, a u ciebie?
- Nigdy nie mogło być lepiej - spojrzałam na męczącego się bruneta - co znów zmajstrował?
Wiedziałam, że gdy chłopcy zrobili coś szczególnie okropnego dla blondi, to ona znajdowała sposób, by się na nich zemścić. I umiała ich do tego zmusić, a to nie lada wyzwanie.
Raz Ross musiał podejść do podobającej mu się dziewczyny i nagadać jej różnych głupot dyktowanych przez starszą siostrę. Uwierzcie, tamta ruda się więcej do niego nie odezwała.
A innym razem Riker musiał wskoczyć do rzeczki nieopodal, cały mokry biegać po ulicy, przytulając pluszaka Hello Kitty i wrzeszczeć "Kocham mojego koteczka, z którym zawsze śpię w nocy, bo boję się, że zombie wyssie mi mózg!". A to najlżejsze kary dawane przez Delly.
- Nałożył moją ulubioną bluzkę na siebie, udawał mnie przed chłopakami,a zachowywał się naprawdę idiotycznie, potem podarł ją na pół i jedną część dał psu sąsiadki, który to obsikał, a drugą wrzucił do kibla.
Roześmiałam się.
- Kretyn.
- Jestem normalny i wiem co robię!
- Większych chyba nie widział świat - powiedziała wesoło i zagwizdała w gwizdek - koniec na dziś! Wracaj do domu!
- Na dziś? - zdziwiłam się.
- Będzie to robił jeszcze do niedzieli.
- Wow - wystawiła mi język - zdzwonimy się potem?
- Jasne. Zadzwonię. Na razie.
- Paa - pomachałam jej i wróciłam do domu. Umyłam miskę i włączyłam telewizor, bez celu oglądając nudny teleturniej.
Jednak po chwili zadzwonił dzwonek do drzwi. Z cichym jękiem wstałam z kanapy i otworzyłam je. Za nimi stała zapłakana Olivia.
- Miałam iść już po ciebie, ale widzę, że nie ma już takiej potrzeby. Co się stało? - przygarnęłam przyjaciółkę do siebie, a ona wtuliła się we mnie.
- Ja... to znaczy... on... o Boże - rozpłakała się jeszcze bardziej.
Zrobiło mi się jej strasznie żal. Ona nigdy nie płakała bez powodu.
Zamknęłam drzwi nogą i zaprowadziłam przyjaciółkę do salonu. Wyłączyłam pilotem telewizor i położyłam go na szklany stolik.
- Nie możesz w takim stanie iść do szkoły. Zrobimy sobie dziś wagary - nakazałam.
- Ale... ale twoja... twoja matka? - wyjąkała.
- Porozmawiam z nią później. Przecież jeden dzień nieobecności w szkole nic nie zrobi, odrobimy to szybko. Jak się ogarniesz, to pójdziemy do Christie i Toma na obiad. Miło spędzimy dzień - uśmiechnęłam się lekko - a teraz opowiadaj, co się stało.
- No bo...
~*~
*Rossy*
Dzień jak co dzień. Ranek jak co ranek.
Rocky chociażby dobrze się bawił, ganiając się z Rydel po ulicy, a my tymczasem nudziliśmy się przed telewizorem. Nie wiedzieć czemu, żaden z nas nie chciał grać na konsoli. Przed szkołą zawsze tracimy chęć na cokolwiek.
Odblokowałem swój telefon. Była już 7.40 i miałem nowe powiadomienie z facebooka. Mam tak ustawione, że gdy ktokolwiek pisze coś o moich przyjaciołach albo rodzinie, zawsze mi się to wyświetla.
Był to filmik, jak Rocky biega w żółtych bokserkach w kaczuszki i szarej koszulce po ulicy. Pokazałem go moim braciom, na co wybuchnęli śmiechem.
Ciekawe, kto to nagrał.
- Zapewne nagrała to Laura - powiedział Ellington.
Pokręciłem przecząco głową.
- Zobacz na imię i nazwisko dziewczyny. Maria Fox.
- Może poprosiła ją, żeby to wrzuciła?
- Nie - zaprzeczył Riker - Laura by się odważyła i normalnie wrzuciła filmik z własnego konta. Widać, że mają niezłą widownię.
- Albo mieliśmy - do domu wszedł zdyszany Rocky - ja nie wiem, jak ja wytrzymam tak do niedzieli.
Uśmiechnąłem się kwaśno.
- Jesteś sławny - pokazałem mu filmik. Roześmiał się, wycierając pot z czoła.
- Widzisz, mam widownię w postaci ładnych dziewczyn.
- Wątpię, żeby Maria się chciała z tobą teraz umówić. A teraz do basenu, raz. Nie ma prysznica, bo nie zdążysz - trzasnęła drzwiami Rydel.
- To dalsza część kary? - jęknął chłopak.
- Do basenu - wysyczała blondynka - bo inaczej dajesz mi 30 dolców.
Westchnął, a dziewczyna uśmiechnęła się triumfująco.
- I mówią, że to faceci rządzą światem - podeszła do drzwi ogrodu - radzę ci się pospieszyć, bo za 5 minut wyjeżdżamy! - krzyknęła do bruneta.
- Jesteś wredna - wyjęczał, wychodząc i kładąc się na trawnik.
- Wiem - mruknęła - i dzięki temu mam dobry humorek. Raz dwa idź się przebieraj i wysusz, bo nie zdążysz. Twój czas mija, tik tak, tik tak.
- No dobra - burknął i wyminął ją w drzwiach, wchodząc po schodach na górę.
- Następnym razem pomyśl dwa razy, zaraz, zaraz. Powiedziałam do ciebie, żebyś pomyślał?
Wybuchnęliśmy śmiechem, a naburmuszony brunet wlazł na górę.
- Ale naprawdę bardzo dobrze udawał ciebie - powiedziałem rozbawiony.
Spojrzała na mnie wilkiem.
- Nie przeginaj, dobra? Chcesz do niego dołączyć?
Podniosłem ręce w geście obrony.
Po chwili jechaliśmy już do szkoły.
~*~
- Nie ma Marano? Normalnie wydarzenie roku - mówiłem do Joe'go.
Wzruszył ramionami.
- Kilka razy jej nie było.
- Ale wtedy była chora. Wczoraj nie zapowiadało się na to, żeby miała chorować.
- A ty co tak się nią interesujesz, co? - obok mnie stanęła ta nowa. Próbowałem przypomnieć sobie jej imię - Christie - założyła ręce na biodra i patrzyła na mnie wyczekująco.
- Cześć, Christie...
- Dla ciebie Christina - odsunęła się ode mnie, gdy się przysunąłem odrobinę - czekam na odpowiedź. Co ciebie tak interesuje Lau?
Pozwala tak do siebie mówić, a dziewczynę zna dopiero od dwóch dni? To bolało. Kiedyś tylko ja mogłem tak do niej mówić. Ale wszystko zniszczyłem.
- Nie powinieneś się cieszyć? Nie kopnie cię tam, gdzie słońce nie dochodzi - kontynuowała - żadnych kłótni, cała szkoła dla ciebie. No co, żadnej reakcji?
Spojrzałem tępo w ścianę. Pokiwała głową ze zrozumieniem. Joe jakoś nie spieszył mi się z pomocą, stał tylko i wpatrywał się w dziewczynę.
- Tak myślałam. Z łaski swojej odczep się od Marano, bo wystarczająco ją już skrzywdziłeś.
- To rozkaz?
Spojrzała na mnie wyzywająco.
- Wiem więcej, niż ci się wydaje. I jeśli nie będziesz się od niej trzymał z daleka, to osobiście wymyślę jakiś plan, żeby cię zniszczyć. Ode mnie też trzymaj się z daleka.
- To groźba?
- Jak kto na to patrzy - odburknęła.
- Joe - spojrzałem na kolegę ponaglająco - może mi pomożesz?
- Christina...
- Zamknij się - warknęła.
Odeszła pospiesznym krokiem.
Odetchnąłem głęboko.
- Wariatka - westchnąłem.
- Jak kto na to patrzy - powtórzył jej słowa.
Spojrzałem na niego krzywo.
- No co? Ostra jest. I nie do zdobycia.
Uniosłem wysoko brwi.
- Nawet dla mnie?
~*~
*Laura*
- Pamiętasz Gregorga, prawda? - spytała mnie Olivia.
Greg był kolejnym bezmózgim mięśniakiem, który nawet na procent nie stawiał na dorastanie umysłowe.
Pokiwałam głową ze zrozumieniem.
- Podobał ci się - dodałam.
- Tak - mruknęła. Uspokoiła się trochę od płaczu - posłuchałam serca i postanowiłam, że powiem mu o tym. Zobaczyłam go dziś rano, jak biegał. Wybiegłam, bo chciałam mu to powiedzieć.
- W ogóle nie wiem, jak może ci się podobać. Przecież ty nawet nie lubisz sportu.
Spojrzała na mnie wilkiem.
- Lubię czy nie lubię, on mi się podobał.
Między brwiami pojawiła mi się taka zmarszczka.
- Podobał?
- Teraz nie ma szans, żebym z nim się umówiła. I z mojej, i z jego strony.
- No to o co chodzi?
- Powiedziałam mu.
Zamilkła, spuszczając głowę w dół.
- Wyśmiał mnie i nazwał kujonką. Założę się, że teraz rozpowie całej szkole, że mi się podoba... podobał - poprawiła się.
- Nie przejmuj się. To chłopak, który nie zasługuje na odrobinę zachodu.
Przytuliłam się do niej. Odwzajemniła gest.
- Teraz to wiem. Ale boję się trochę iść do szkoły.
Pokiwałam głową ze zrozumieniem. Znowu.
- Nie bój się. Jak coś, to cię obronię. Założę się, że Christie też jest w zasięgu, żeby nam pomóc.
- Dziękuję - mruknęła i przytuliła się jeszcze mocniej.
- To ja dziękuję. Za to, że jesteście.
Na chwilę zapanowała między nami cisza.
- No to co z tym obiadem u Redfordów? - spytała mnie, starając się w jakikolwiek sposób rozluźnić atmosferę.
Wzruszyłam ramionami.
- Sama nie wiem. Teraz chyba musimy poczekać, aż lekcje się skończą, żeby zadzwonić do Christie.
Skinęła głową i spojrzała na zegarek.
- Jest 9.20. To co robimy?
- Możemy coś porobić. Tylko co?
- Iść na trzecią lekcję?
Roześmiałam się.
- Już za późno. Chodź, coś wymyślimy - pociągnęłam ją za rękę w stronę mojego pokoju.
~*~
W moim pokoju siedziałyśmy aż do godziny 14. Przez pięć godzin gadałyśmy o wszystkim, co nam ślina na język przyniosła.
Gdy w salonie zadzwonił telefon, podskoczyłam ze zdziwienia.
- Zaczekaj tu. Zaraz wrócę - poleciłam przyjaciółce i zeszłam na dół. Podniosłam słuchawkę.
- Laura?
- Calum - powiedziałam, gdy usłyszałam jego głos - coś się stało?
- Nic takiego. Co się stało z wami? Przez cały dzień nie było was w szkole. Lynch chodził struty i nikomu jakoś dziś nie szkodził.
Zachichotałam.
- A jeśli powiem, że zrobiłyśmy sobie wagary?
Wiedziałam, że nie uwierzył.
- Serio Laura, serio? Ty i wagary?
- To nie twój interes. I tak nie zrozumiesz.
- Chłopcy?
- Mhm - mruknęłam - porozmawiamy jutro, bo będziemy wtedy już normalnie w szkole.
- Spoko. Jeśli nie, to zaciągnę was do niej siłą.
- Gadaj zdrów. Na razie, Calum.
- Narka.
Rozłączył się.
Po chwili zeszła Olivia po schodach.
- Kto to był?
- Calum - szepnęłam - teraz chyba należy zadzwonić do Christie.
- Chyba nie trzeba - powiedziała blondynka, spoglądając w okno - już tu przyszła.
Widziałam dziewczynę, która szła w stronę mojego domu. Po chwili zadzwonił dzwonek.
Otworzyłam jej drzwi.
- Skąd masz mój adres? - spytałam podejrzliwie.
- Też mi ciebie miło widzieć - powiedziała z ironią - mam swoje sposoby. Idziecie już?
Spojrzałam na Holt, która tylko skinęła głową.
- Tylko uważajcie. Moi rodzice są mega porąbani - odezwała się brunetka - będziecie musiały zostawić buty pod drzwiami, a włosy konieczne związane.
Spojrzałam na nią dziwnie.
- Mają dziwny przesąd, że jeśli kobieta w domu ma rozpuszczone włosy, to będzie tu bieda. Mówię, że są porąbani.
Westchnęłam.
- Zgoda - podałam gumkę przyjaciółce i sama związałam włosy w ciasnego koka.
- I żadnych zielonych ubrań. Podobno to przyciąga nieszczęście.
- Coś dużo tego.
Uśmiechnęła się lekko.
- Zdziwiłabyś się. Idziemy?
~*~
Christie mieszkała w naprawdę dobrym domu. Najnowsze apartamenty na przedmieściach, których ceny były boleśnie wysokie, nie należały do każdego.
- Twoi rodzice są aż tak bogaci? - mruknęłam do brunetki.
- Są biznesmenami - odpowiedziała.
- Zupełnie jak rodzice Lynchów - powiedziała Liv.
Nowoczesną windą wjechałyśmy na ósme piętro. Na każdym piętrze były po dwa mieszkania.
Na korytarzu nie stały żadne rośliny, tylko czerwony dywan prowadzący do mieszkań. Fioletowa farba na ścianach była nieskazitelnie czysta.
- Nikt tu prawie nie wchodzi. Jak zauważyłyście, musiałam wpisać cholernie długi kod.
Pokiwałam głową, że rozumiem.
Gdy doszłyśmy do mieszkania pod numerem 19 zdjęłyśmy buty i weszłyśmy do mieszkania.
- Już jesteśmy, mamo. Przyprowadziłam koleżanki.
Weszłyśmy niepewnie wgłąb mieszkania.
- Dzień dobry - powiedziałam grzecznie, gdy ujrzałam przed sobą niewysoką kobietę o srogim wyrazie twarzy i ostrych rysach, krótkich czarnych włosach związanych w ciasnego kucyka i czarno-białym ubraniu. Za nią stanął średniego wzrostu mężczyzna o lekkim zaroście, króciutkich brązowych włosach i tak samo, jak jego żona, ostrych rysach twarzy. Kompletnie nie przypominali swoich dzieci.
- Dzień dobry - odpowiedział mężczyzna basowym głosem - miło mi poznać pierwsze koleżanki naszych dzieci.
Pomimo tych słów wydawało mi się, że nie przypadłyśmy małżeństwu do gustu.
- Darujcie sobie - warknęła Christie - gdyby nie Tom, to by nigdy tu nie przyszły. Nie interesujecie się nikim oprócz samymi sobą i Tomem. Victora też zaniedbujecie.
- Kto to Victor? - spytałam cicho.
- Mój młodszy brat. Też nie chce iść w ślady rodziców i uczyć się wszystkiego oraz tworzyć bezsensownych rzeczy, dlatego nie zwracają na niego uwagi.
Dała powód do myślenia swoim rodzicom, ale ich to nawet nie ruszyło.
- W końcu jesteście - sytuacje rozładował Tom, wpadając do korytarza z uśmiechem - nie mogłem się was doczekać.
Za nim stanął chłopczyk w wieku około 10 lat. Był niewesoły i nieswój.
- Może przejdźmy już do jadalni - zaproponowała kobieta.
- Chcecie się ich jak najszybciej pozbyć, co?
- Christina - powiedział ostrzegawczo jej ojciec, a ona spojrzała na niego wilkiem.
- Taka prawda. Nie są takie, jak córeczki waszych znajomych, dlatego nie macie zamiaru zbyt długo znosić ich obecności. Prawda boli, co?
Zrobiła krok do przodu, ale Tom zatrzymał ją za ramię. Odwróciłam się do małego Victora.
- Cześć - uśmiechnęłam się lekko - jestem Laura, a ty?
- Victor - powiedział beznamiętnie.
- Często się tak kłócą?
- O byle rzeczy? Tak. O wiele za często. Ale to Christie ma rację. Rodzice przesadzają.
Kucnęłam lekko. Gdy Christie znowu warknęła przy moim uchu, aż podskoczyłam ze zdziwienia.
- Jeśli upieracie się, że nic nie macie do moich koleżanek, do może ucieszy was fakt, że tworzymy razem szkolny zespół i będą się tu często pojawiać.
Olivia stała pod ścianą i milcząca patrzyła na kłótnię rodzinną.
- Christie, nie zawsze ty musisz mieć ostatnie słowo - powiedział Thomas - usiądźmy już przy tym stole, a potem pójdziemy do naszych pokoi. Będziecie miały spokój i dokończycie swoją piosenkę.
Westchnęła.
- Dobra, Ale nie robię tego dla nich - spojrzała znów na swoich rodziców, którzy nadal wyglądali, jakby nic się nie stało. To nie jest normalne zachowanie.
- Chodźcie, dziewczyny. Usiądźcie do stołu - powiedział facet, a my razem z blondynką poszłyśmy za jego poleceniem. Usiadłam niepewnie do stołu i spojrzałam na apetycznie wyglądające jedzenie. Nie wiedziałam, co robić. Teraz i ja czułam się nieswojo.
- Co planujecie na przyszłość? - spytała pani Redford, starając się na miły ton.
- Ja chyba pójdę na medycynę - powiedziała Olivia i znów wbiła wzrok w stół.
- A ty, Lauro?
- Tak naprawdę sama nie wiem. Mama chyba planuje mi studia prawnicze, ale nie jestem pewna, czy aby na pewno to chcę robić przez całe życie.
Spojrzała na mnie zdziwiona. Wreszcie jej twarz przedstawiała jakieś emocje.
- Dlaczego? To bardzo dobry pomysł.
- Niestety nikt nie może mnie do tego zmusić. Jeśli będę czuła, że mam ochotę być prawnikiem, to to zrobię. Nie mam zamiaru wykonywać poleceń innych dotyczących mojego życia.
Mruknęła coś pod nosem, nakładając sobie kawałek pieczeni na talerz.
- To miło, że masz własne zdanie.
Christie spojrzała na mnie porozumiewawczo, a Tom chyba z... podziwem?
Nałożyłam sobie niewielki kawałek pieczeni i trochę ziemniaków, zjadając porcję sałatki. Cisza była niemiła.
Gdy obiad dobiegł końca, w reszcie mogłyśmy iść do pokoju koleżanki.
Wcześniej tak zaaferowana ludźmi nie zwróciłam uwagi na wystrój domu. Teraz miałam szansę odrobić braki.
Wszystkie ściany były w kolorze jasnym-pomarańczowym. Salon był jak zwykły salon - telewizor plazmowy, kanapa, stolik. Kuchnia normalna, przestrzenna i pełna światła. Cztery sypialnie - do pokoju ich rodziców nie miałam zamiaru wchodzić. Normalny dom i nienormalni domownicy.
Pokój Christie był typowo rockowo-nastoletni (czy coś w tym stylu xd - od aut). Czerwone ściany, wielka szafa. Oddzielna garderoba, w której i tak nie było zbyt dużo ciuchów. Najwięcej ich było w kolorze czarnym. Laptop na biurku, tam też porozwalane książki. Na półkach było wiele tomów opasłych ksiąg o różnej tematyce. Moją uwagę najbardziej przykuł keyboard prawie na środku pokoju.
- Wow - westchnęła Olivia koło mojego ucha - ale odjazd.
- Nigdy nie podobał ci się taki styl - odpowiedziałam jej, ale miałam takie same zdanie.
Wzruszyła ramionami.
- Może pora na zmiany?
Pokręciłam szybko głową.
- Nie ma mowy. Christie mi wystarczy.
Zaśmiały się obie. Christina podeszła do instrumentu i zabrała wszystkie kartki, które rozsypały jej się po podłodze. Podeszłam do niej i pomogłam pozbierać.
Zauważyłam, że są to nuty i teksty różnych piosenek, których jeszcze nie znałam.
- Piszesz piosenki? - spytałam, zachwycona tekstem rockowej piosenki.
Pokiwała głową.
- Czasami, kiedy mam wenę twórczą i czas, ale nie są zbyt dobrze - odparła beznamiętnie.
- Ty żartujesz? - pisnęłam.
- Jak tak ci się podoba, to przyniosę ci ją jutro. Dokończoną. A teraz wam pokażę, jaką miałam koncepcję na twoją piosenkę.
- No dobra - westchnęłam - ale masz mi ją jutro przynieść.
Zignorowała moją ostatnią wypowiedź i zagrała kilkanaście taktów piosenki. Po chwili usłyszałam jej dźwięczny głos.
Trying hard to fight these tears
I'm crazy worried
Messing with my head this fear
I'm so sorry
You know you gotta get it out
I can't take it
That's what being friends about
I, I want to cry
I can't deny
Tonight I wanna up and hide
And get inside
It isn't right
I gotta live in my life
I know I, I know I
I know I gotta do it
I know I, I know I
I know I gotta do it
- Jest naprawdę świetna. Dziewczyno, masz talent! - wykrzyknęła Liv, na co Christ się uśmiechnęła.
- Dzięki. Choć dwie osoby to doceniają.
I tak minął, słodko-kwaśno, świetny dzień. I mam nadzieję, że już nigdy nie wyląduję w mieszkaniu Redfordów, gdy małżeństwo będzie w domu.
******************************
Weny za grosz. Przeciętniak.
Ale taki już los szaraczków :D
Dziękuję za 11 komentarzy pod ostatnim postem. Dobijecie do 15? xd
Nie karzę, ale bardzo proszę ;)
Do następnego ♥