środa, 5 lutego 2014

03. Bottle You Up

3 październik

Jest znacznie łat­wiej burzyć niż bu­dować, szkodzić niż po­magać, niena­widzić niż kochać.~Alfred Aleksander Konar.

I to jest święta prawda. Nawet nie wiemy, jak łatwo jest zniszczyć coś, co się budowało lub na co się zapracowało naprawdę kupę czasu. Możemy nawet chcieć coś osiągnąć przez całe życie, a gdy nam się to udaje to jedną głupią decyzją wszystko burzymy. Tak jak Ross zniszczył naszą długoletnią przyjaźń.
Może i jestem egoistką, bo wszystko zwalam na niego, ale nie potrafię inaczej. Bo w czym ja tu zawiniłam? Pewnie w tym, że w ogóle istnieję. Bycie dla wszystkich ciężarem nie jest miłe.
A, no i jestem jeszcze masochistką. M.A.S.O.C.H.I.S.T.K.Ą, rozumiecie? Jestem pewna, że zdołałabym mu wybaczyć, nawet jeśli by to zrobił jeszcze tak z milion razy. Jestem pewna, że zdołałabym wybaczyć mamie te wszystkie złe chwile, nawet jeśli by miała tak robić do końca życia. Widzicie? MASOCHISTKA!
Dziś poniedziałek, więc zbudziłam się z samego rana. Od kilku ostatnich tygodni mam manię siedzenia na parapecie i patrzenie na budzące się miasto. To jest naprawdę przyjemne i przynosi mi ulgę na duszy. Jestem dziwna, wiem.
Po może dwóch godzinach zlazłam wreszcie z mojego 'podestu' i poszłam do garderoby, wybierając strój do szkoły. Były to czarne rurki i szara tunika. Umyłam się, uczesałam... Z resztą, to bez sensu. Codziennie rano jest to samo. Zjadłam śniadanie zrobione przez matkę i o 7.32 wyszłam z domu. Szłam w stronę domu Olivii, bo codziennie rano chodzimy razem do szkoły. Jej obecność naprawdę podnosi mnie na duchu - może i nie ma jakiegoś kolorowego życia, ale wciąż potrafi się uśmiechać i zapomnieć o złych chwilach. Ja tej umiejętności nie posiadam. Jedynym minusem chodzenia po nią był fakt, że nie mieszkała tak strasznie daleko od Lynchów. Codziennie mijam ich dom, a oni wychodzą w tym samym czasie, kiedy idę. Rydel wozi ich do szkoły, wysyłając mi serdeczny uśmiech. To normalka. Dziś nie było inaczej. No, może troszeczkę.
Gdy obojętnie minęłam ich posiadłość, podbiegł do mnie Ryland, zapewne wysłany przez któregoś ze starszych braci i położył mi rękę na ramieniu.

(coś w tym stylu, tylko że oni byli na ulicy, stali i nie byli aż tak blisko xd - od aut).









Spięłam się i od razu ją zrzuciłam.
- Może zechcesz z nami pojechać?
Zaśmiałam się sztucznie.
- Nie, dziękuję. Z Rydel spotkam się kiedy indziej. Co, Rossowi zabrakło odwagi i wysłał swojego młodszego braciszka?
- Nie, nie zabrakło mu odwagi - zaprotestował RyRy.
Prychnęłam.
- Właśnie widać. Przekaż swojemu braciszkowi, że niech się ode mnie odwali. Paa - mruknęłam, popychając go lekko w stronę domu. Poszłam przyspieszonym krokiem dalej, zachodząc po Liv.
Nie chciałam jej psuć humoru, więc nic jej nie mówiłam. Ona nienawidzi Lynchów tak samo jak ja. No trochę mniej. I chyba ich nienawidzi.
W dzisiejszych czasach trudno jest komukolwiek zaufać i wierzyć. Wiecie, jak ciężko znaleźć prawdziwych przyjaciół, którzy nie będą ci obrabiać dupy za plecami? Ja wiem.
Z Olivią gadałyśmy o wszystkim, co nam ślina na język przyniosła i jakoś szybko upłynęła nam droga do szkoły. Przed budynkiem czekali już na nas Calum i Leo. Przywitałyśmy się z nimi i całą paczką weszliśmy do szkoły. Przebrałam się i poczekałam na przyjaciół. Pierwszą naszą wspólną lekcją była chemia. Poszliśmy całą grupką, jak to zawsze, rozmawiając i żartując.
Przed samymi drzwiami lekcyjnymi wpadłam na jakąś dziewczynę. Obie byłyśmy poszkodowane, bo obie upadłyśmy.
- Może byś uważała, jak chodzisz? - powiedziała niemiło, wstając szybko. Może bym i odpyskowała, ale dziewczyna była zupełnie inna niż Sam. I była nowa.
- Sorry - mruknęłam - moja wina.
- No w sumie to nas obu - powiedziała obojętnie i minęła mnie, wchodząc do sali.
- Zaczekaj - podbiegłam za nią - jesteś Christina?
- Po prostu Christie - zatrzymała się, ale nie odwróciła.
- Laura - powiedziałam - mam cię oprowadzić po szkole.
- Chyba nie będzie takiej potrzeby - mruknęła.
- Jednak wolę nie ryzykować. Moja matka jest dyrektorką i o wszystkim się dowie - teatralnie westchnęłam.
- Zgoda - prychnęła - jakoś za bardzo słuchasz się mamusi.
Zacisnęłam usta w wąską linijkę.
- Myślisz, że mam łatwo? - spytałam wściekła - i tak mam za dużo problemów za jednego takiego kretyna. Myślisz, że to fajnie jest mieć codziennie w domu kłótnię, jaka to jestem zła?!
Przez chwilę mierzyłyśmy się wzrokiem.
- Po tej lekcji widzimy się pod tą salą - powiedziałam chłodno - i nie obchodzi mnie, jak bardzo tego nie chcesz. Nie zamierzam mieć kolejnych kłopotów tylko dlatego, że księżniczce się tak chce.
Ominęłam ją obojętnie, siadając na swoje miejsce i ze znudzeniem czekając na nauczycielkę. Dziewczyna usiadła kilka sekund później, pewnie trochę zaskoczona moimi słowami.
Już po chwili słucham, jakie to ekscytujące, gdy kwas dodaje się do wody. Boże!

~*~

 Gdy spakowałam się i leniwym krokiem wyszłam z sali, Christie już na mnie czekała. Dołączyłam do niej, pożegnałam przyjaciół i zabrałam brunetkę na oprowadzenie.
Pokazałam jej wszystkie zakamarki szkoły - wszystkie sale, toalety, schowki - po prostu wszystko!
Po przejściu w kolejne miejsce obie uporczywie się do siebie nie odzywałyśmy. W postanowiłam ją tylko ostrzec przed Lynchem. Mówiłam, jakim babiarzem się stał?
- No cóż - przerwałam nieprzyjemną ciszę - chcę ci tylko powiedzieć, żebyś uważała na Ross'a Lyncha.
- A co? To twój chłopak? - spytała zaczepnie, a ja aż zakaszlałam ze zdziwienia. A potem się roześmiałam.
- No co ty - prychnęłam - po prostu on lubi wykorzystywać dziewczyny.
- Za kogo ty mnie uważasz, co? Za kolejną pustą lalkę? - wkurzyła się - nie polecę na jakiegoś chłoptasia, który ma budyń zamiast mózgu.
Wybuchnęłam śmiechem.
- To doskonale go opisuje - uśmiechnęłam się.
- W każdej szkole znajdzie się jakiś pewniak, który myśli, że wolno mu wszystko. Przykro mi, ale spotka go rozczarowanie - powiedziała i szła pewnie dalej.
- Nie będzie ci przykro, prawda?
- Nie będzie - uśmiechnęła się lekko. 
Szłyśmy dalej i żadna z nas nie wiedziała, co powiedzieć. Szczerze powiedziawszy, przełamałyśmy pierwsze lody, ale do przyjaźni to i tak daleko.
- Jeśli nie miałabyś gdzie usiąść na stołówce, to może usiadłabyś ze mną i moimi przyjaciółmi? - zaproponowałam po dłuższej chwili, a ona przystanęła i spojrzała na mnie swoimi piwnymi oczami - nie przejmuj się, nie będą się narzucać. Mogą się nawet do ciebie nie odzywać.
Zastanawiała się chwilę, ale potem kiwnęła głową.
- Zgoda - westchnęła - i jeśli mój brat Joe nie znajdzie sobie nowych kolegów, to też usiądzie z nami.
- Joe? - zmarszczyłam czoło - czy wy macie w domu psa?
Spojrzała na mnie zdziwiona i chyba lekko zirytowana moją ciekawością i dociekliwością.
- Tak. Owczarka niemieckiego, Oskara.
- Kurde - roześmiałam się - widziałam wczoraj twojego brata w parku. Nasze psy wspólnie się bawiły. Czy ta jego czupryna nie jest farbowana?
- Ale psa czy brata? - poszła za moim przykładem i też się śmiała - Joe ma takie naturalne. Może się to wydawać dziwne, ale mamy innych ojców. Czyli nie jesteśmy rodzonym rodzeństwem. Urodziłam się rok po nim, ale on nie zdał jeden raz do następnej klasy. Tępak.
Pokiwałam głową ze zrozumieniem, ale gdy usłyszałam dzwonek na kolejną lekcję, od razu pociągnęłam nową znajomą w stronę klasy.
- Teraz mamy matmę!

~*~

Zgodnie z obietnicą Christie usiadła z nami na przerwie na lunch. Cała stołówka patrzyła na nas z zainteresowaniem, jak to zawsze, gdy ktoś się do nas dosiadał.
Zauważyłam Josepha w kolejce po jedzenie, więc do niego pomachałam, ale mina mi zrzędła, gdy okazało się, że usiadł do Lyncha. Przebrzydły Lynch!
Joe jednak mnie nie zauważył. A gdy zaczął szukać swojej siostry po całej stołówce i dostrzegł mnie razem z nią przy stole, podszedł do nas z szerokim uśmiechem.
- Cześć Christie, Laura i grupko nieznajomych mi ludzi.
Calum, Olivia i Leo przywitali go z pewną ostrożnością. Pewnie nie wiedzieli, jak mają zareagować, skoro przyszedł od stolika, w którym siedział Lynch.
- Hej - mruknęła Christina, a ja lekko mu pomachałam.
Ogólnie Christ mało się odzywała. Poinformowałam moich przyjaciół, żeby nie wywierali na niej presji rozmowy. Grzebała tylko widelcem w swojej sałatce z łososiem.
- To co cię tu sprowadza? - spytałam grzecznie, pijąc sok.
- A tak chciałem porozmawiać. Kurcze, jestem tu pierwszy dzień, a już dochodzą do mnie plotki, jaka to jesteś straszna.
Odsunął krzesło i usiadł koło mnie. Z mojej drugiej strony siedziała Liv.
- Taką mam opinię - pokiwałam głową z przekonaniem - jedni mnie tak nazywają, bo znają mnie aż za dobrze, a inni, bo słyszą tak od swoich znajomych i boją się do mnie podejść.
- Oj nie bądź już taka skromna - Olivia dała mi kuksańca w bok - wielu próbowało, ale nie mają takiego daru, aby pokonać jej charakterek.
Joe się roześmiał.
- No cóż. Ja też nie miałem zbyt pozytywnej oceny w starej szkole.
- Jest zbyt ekscentryczny - powiedziała Christie, pierwszy raz się odzywając.
Cała paczka spojrzała na nią zdziwiona, a ta tylko wzruszyła ramionami i wróciła do jedzenia.
Wzięłam swoją prawie pełną tacę i chciałam ją odnieść, ponieważ nie miałam ochoty nic zjeść, gdy nagle wywaliłam na kogoś całą jego zawartość. Ironia losu wyznaczyła Lyncha. Prychnęłam.
- Gdyby byłby to ktoś inny, to bym go przeprosiła. 
- A gdyby to byłby ktoś inny, to bym mu nie oddawał - powiedział z przekąsem i już wymierzył we mnie, gdy się odchyliłam i trafiła ona w Christie. Ta z mordem w oczach rzuciła sałatką w Lyncha, ale się uchylił i jedzenie trafiło w chłopaka z sąsiedniego stolika. I nawet się nie obejrzałam, a cała stołówka zaczęła swoją bitwę na jedzenie. Każdy rzucał w każdego, nie patrząc nawet, czy tego kogoś nie skrzywdzi. Cała stołówka się śmiała. My też.
Nawet Christina się nieźle bawiła.
Po kilku minutach zabawę przerwała moja matka, która oprowadzała jakichś sponsorów.
- Kto to zaczął?! - krzyknęła zdenerwowana.
Nikt się nie odezwał. W końcu i tak sobie uświadomiłam, że prawda wyjdzie na jaw.
- Ja - podniosłam rękę do góry.
Matka spojrzała na mnie wściekła, a cała szkoła patrzyła na mnie - z podziwem, zdziwieniem i Bóg wie czym jeszcze - a ja zaczęłam iść w stronę rozwścieczonej kobiety. Jednak za ramię zatrzymał mnie Lynch.
- Nie prawda, pani dyrektor. To ja - powiedział dobitnie.
Nadepnęłam mu na nogę.
- Nie musisz mnie chronić - wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
- Nieprawda, to ja - rękę tym razem podniosła Christie - Laura chce mnie tylko chronić.
A potem ręce podnosili wszyscy po kolei.
Po swojej siostrze był Joe, potem chłopak, w którego trafiła Christ, potem jego towarzysze, a potem cała stołówka podnosiła ręce. Popatrzyłam na ich wszystkich z niedowierzaniem. Chronili mnie i Ross'a. Przełknęłam ślinę. Ross mnie chronił. Wzdrygnęłam się, a matka warknęła zła.
- Skoro tak - po całym pomieszczeniu rozniósł się jej głos - to wszyscy uczniowie, którzy tu są, posprzątają całe to miejsce - wskazała palcem po stołówce.
Rozniósł się szmer.
- Do widzenia - powiedziała jeszcze i odeszła ze sponsorami. Z mowy jej ciała odczytałam, że im się tłumaczy. Cała szkoła zaczęła sprzątać pomieszczenie. Nie zajęło nam to dużo czasu, ale wystarczająco tyle, by nie iść na ostatnią lekcję. Po kilkunastu minutach wszyscy uczniowie wybiegli ze szkoły, szczęśliwi i podekscytowani jakąś akcją, w której mieli szansę brać udział. Nieważne, jak marna była. Ważne, że wszyscy się dobrze bawili.

 ***********************************************

Witajcie kochani!
Inne bloggerki mają rację - ciężko jest pisać w stanie podgorączkowym, z chorobą na karku i zmęczeniem przed oczami - przekonałam się o tym. Moja odporność została pokonana. Porażka!
Rozdział wyszedł taki... nijaki. Ale komentujcie :)
Dziękuję za ponad 1000 wejść!
Next'a dodam, gdy będzie ich 2000! Brakuje wam jeszcze... hmm... dokładnie 835!
Hihi, żarcik. Sama nie wiem, kiedy go dodam. Jeśli mi zdrowie i samopoczucie pozwoli, to być może jeszcze w tym tygodniu. Nic nie obiecuję.



















Pozdrówka! ;)









7 komentarzy:

  1. Twa historia jest cudowna.Nie Spotkałam jeszcze takiej fabuły i się cieszę.Jesteś bardzo oryginalna.Czekam na nexta!

    OdpowiedzUsuń
  2. niesamowity <3 czekam na nexta z niecierpliwością

    OdpowiedzUsuń
  3. normalnie piszesz super zajebiście. <3 takiej historii się nie spodziewałam, normalnie każdy twój rozdział jest cudowny na każdym blogu. masz wieki talent i masę genialnych pomysłów. zajebisty rozdział z niecierpliwością, czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział niesamowity. Nie moge doczekac sie nastepnego. Christine

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział jest cudowny!!! Piszesz zarąbiście:d
    Dawaj szybko next<3
    Życzę szybkiego powrotu o zdrowia:)

    OdpowiedzUsuń
  6. rozdział jest świetny! piszesz nieziemsko! dodaj szybko nexta!!!

    OdpowiedzUsuń