poniedziałek, 28 kwietnia 2014

11. Somebody

Tak jak księżyc wyłoń się zza chmur. Zajaśniej! ~Budda 

Wszyscy miewamy złe dni, ale ciemność zawsze zapowiada światło. Masz możliwość wyboru oraz siłę, by wydobyć się z wszelkich mroków czy tarapatów, które cię nękają. Skorzystaj ze swego wewnętrznego światełka, by zajaśnieć i rozświetlić świat. Niekiedy wystarczy wprowadzić jakąś dobrą myśl do głowy albo uśmiechnąć się, kiedy wcale nie jest nam do śmiechu. Dam ci radę, a jednocześnie zadanie - rozpromień świat swoim uśmiechem, nawet jeśli jesteś markotna. Pokaż światu, że masz tą siłę!

~*~

14 październik
(piątek)

Dość szybko dowiedziałam się o planach matki i Lynchów. Z samego rana zbudziła mnie dość podle (wylała na mnie miskę wody, bo zakrywałam się kołdrą!), pozwoliła nie iść do szkoły (ją samą zastąpi wicedyrektorka) i kazała się pakować. Spotykając się z moim pytającym spojrzeniem wyjaśniła, że rodzinnie jedziemy na biwak do lasu, aby spędzić ze sobą czas i się zintegrować. Rodzinnie to było słowo kluczowe.
Dość entuzjastycznie podeszłam do tego planu, kiedy doszło do pół godziny przed naszym wyjazdem. Do naszego domu wpakowali się wszyscy Lynchowie + chłopak, którego w życiu na oczy nie widziałam!
- Umm, mamo? Możemy porozmawiać? Na osobności - zaznaczyłam i pociągnęłam matkę za ramię do ogrodu, nie zasuwając szklanych drzwi - mogę wiedzieć, co oni tu  robią? - wskazałam ręką na rodzinę, która z uwagą obserwowała każdy mój ruch i zapewne podsłuchiwała naszą rozmowę.
- Jadą z nami na biwak - odpowiedziała mi, jakby było to oczywiste.
Dla mnie nie było.
- Miałyśmy jechać na rodzinny biwak.
- I jedziemy. Przecież będziemy razem. Lynchowie i Ellington są taką jakby doczepką.
- Kto?
- Ellington, przyjaciel chłopców.
- Super, kolejny narcyz - jęknęłam - myślałam, że chodziło o nas, Vanessę i Paula. Wiem, co mogę zrobić! Zostanę z Abby!
- Przykro mi Laura, ale już jest za późno. Wszystko zostało zaplanowane. Abby będzie u Holtów, a ja wynajęłam świetne miejsce na camping. Pojedziesz z nami, nawet jeśli będę musiała cię pchać siłą do auta.
- Nie wiem, co sobie myślicie, ale ten pieprzony biwak nie naprawi moich relacji z Ross'em! - krzyknęłam.
- Nigdy nie mów nigdy, kochanie - pocałowała mnie w policzek - proszę, znieś grzecznie swoje torby, bo zaraz trzeba odprowadzić Abby i wyjeżdżamy.
- Tatuś nigdy mi nie mówił, że jestem grzeczną dziewczynką - powiedziałam, jak mała rozkapryszona dziewczynka.
Odwróciłam się i chciałam odejść, ale mnie zatrzymała.
- Laura, proszę - położyła mi rękę na ramieniu - nie bądź egoistką oraz masochistką i postaraj się dobrze bawić
Zrzuciłam jej dłoń.
- Ja egoistką? No ładnie.
- Laur...
- Idę odprowadzić Abby - przerwałam jej wrednie - niedługo wrócę.
I właśnie w taki sposób zostałam wplątana w biwak, na który kompletnie nie chciałam jechać.

~*~

Po godzinie byliśmy już kilkadziesiąt kilometrów od domu. Siedziałam w vanie obok Rydel, a obok niej siedział Ross. Tylne siedzenia nie są takie złe. Otworzyłam okno i oparłam głowę o oparcie, pozwalając wiatrowi rozwalać moje włosy. Z przodu siedzieli państwo Lynch, Rocky oraz Riker. W drugim aucie siedziała Vanessa, Paul, mama, Ellington (którego zdążyłam już wystarczająco poznać) i Ryland.
- Mogłabyś zamknąć okno? Zimno mi - burknął Ross.
Już nie pierwszy raz podczas naszej drogi zdążył się do mnie czepiać.
- To nałóż sobie bluzę - uprzedziła mnie Stormie, żeby nie zacząć kolejnej głupiej sprzeczki, które zaczęły już ich nudzić - to będzie najdłuższy weekend w dziejach - szepnęła do Mark'a.
- Jak pani chcę, to z wielką chęcią wyskoczę z auta - zaproponowałam, dokładnie słysząc jej słowa - jestem też uprzedzona, jak pani. I będziecie się lepiej bawić beze mnie.
- Laura, nie żartuj - posłała mi smutny pół-uśmiech - będzie świetnie.
- Tak, jasne - mruknęłam - banda dzieciaków latająca po lesie. Świetna zabawa, ju hu.
Rydel dała mi kuksańca w bok i zachichotała.
- Na szczęście ty będziesz ze mną - oparłam głowę na jej ramieniu, a ona potargała mi włosy.
- W campusie jest już zapewniona rozrywka - powiedział Mark Lynch - będzie mnóstwo zabawy. Będą też kajaki, rejs żaglówką i wiele innych.
- Nałożyłem bluzę i nadal jest mi zimno - wciął się blondyn.
Westchnęłam. Wyciągnęłam z podręcznej torebki słuchawki i MP3. Wsadziłam sobie słuchawki do uszu, wsłuchując się z rockowe brzmienia Linkin Park, kompletnie zapominając o otaczającym mnie świecie. No i chyba zasnęłam.

~*~

- Muszę przyznać, że jest tu naprawdę ładnie - powiedziałam, wysiadając z samochodu i podziwiając naturę.
Zawsze lubiłam świeże powietrze i takie biwaki, bo w L.A tego brakowało.
- Popieram - powiedziała zadowolona Rydel, wysiadając za mną - byliśmy już w kilku miejscach, ale tu jest szczególnie pięknie.
Podeszłam do bagażnika, gdzie pan Mark wyjmował nasze bagaże. Chwyciłam swoją torbę i odwróciłam się do mamy.
- Więc... śpimy w namiotach?
- Trzyosobowych - stwierdziła - i rozdzieliłam już, kto z kim śpi.
- No super - usiadłam na trawie - będę z Ross'em, na sto procent.
- Wow, nie połamałaś języka wymawiając moje imię - rzekł Lynch, przechodząc obok mnie.
- Zaraz ty będziesz miał coś innego złamanego, niż język - warknęłam.
Wkurzyłam się. Najpierw zakładali mu gips, bo myśleli, że złamana. Potem nagle przyszli na wizytę, inny lekarz i powiedział, że jest lekko zbita i skręcona. No ludzie! To są dopiero amatorzy. Mogę się założyć, że Liv będzie o miliony lata świetlne lepsza od tych dzisiejszych lekarzy. No właśnie, przypomniałam sobie o niej. Jak przyprowadziłam moją suczkę, cmoknęła mnie lekko w policzek i zabrała smycz, aby po chwili zacząć mnie wyganiać, bo mi się spieszy. Wyciągnęłam telefon, by napisać do niej SMS-a, ale nagle komórka zniknęła mi sprzed oczu.
- Bez telefonów - powiedziała matka, machając mi urządzeniem przed oczami - to ma być inny weekend niż wcześniej.
- Będzie inny, jeśli wrzucę Lyncha do jeziora i utopię, jak blondynka rybę - znów warknęłam - oddaj go!
Matka pokręciła głową. Tupnęłam nogą wściekła i bezradna. Nagle wstałam i zaczęłam biec przed siebie. Nie obchodziło mnie to, że mogę się zgubić. Że mogą się o mnie martwić, albo że ktoś zaraz mnie zamorduje. Musiałam po prostu odetchnąć i spędzić czas samotnie.

~*~

- Gdzieś ty była?! - wrzasnęła moja matka, kiedy tylko postanowiłam wrócić do obozu.
Było grubo po 17, a wybiegłam około 12. Muszę przyznać, pogubiłam się, ale język do kijowa zaprowadzi. Popytałam kilka osób i oto jestem!
- Gdzieś tam - wskazałam ręką w las - nie liczy się to, że jestem cała i zdrowa?
- Zachowałaś się bardzo nieodpowiedzialnie - powiedziała wściekła - szukaliśmy cię!
- Ale już jestem! Cała i zdrowa! I nie potrzebuję ekipy poszukiwawczej, poradziłam sobie sama.
- Laura i Ellen, spokojnie - Stormie objęła mnie lekko ramieniem - wina leży po obu stronach. Ty Laura, nie powinnaś tak wybiegać, ale też masz trochę racji. Potrzebowałaś chwili samotności.
- To wcale nie była chwila! - matka nie zamierzała przegrać tej słownej walki. Wolałam oddać jej miejsce i niech się cieszy.
Podeszłam po swoje rzeczy i wzięłam torbę do ręki.
- Z kim śpię?
- Z Ross'em i Rydel.
Pokiwałam obojętnie głową, bo i tak wiedziałam, że nic nie zdziałam krzykiem.
- I tak wam się nie uda - powiedziałam pewnie i skierowałam się do namiotu.
Po pół godzinie samotnego siedzenia ogarnęłam się już i lekko rozgościłam w namiocie. Wyszłam na wieczorne, świeże powietrze i zaczęłam oddychać pełną piersią. Już dawno nie spędzałam czasu tak niegroźnie. Usłyszałam głośne śmiechy i okrzyki. W jeziorze kąpali się Lynchowie i Vanessa z Paulem. Od dawna nie spędzali ze sobą czasu. Dołujące jest, że to wszystko moja wina.
- Rocky, nie masz prawa! - krzyknęła Van, kiedy Rocky nurkował pod nią i łapał ją za nogi. Teraz miał zamiar ją trochę podtopić.
- Nie masz zamiaru się z nimi pobawić? - obok mnie stanęła znowu pani Lynch.
Wzruszyłam ramionami.
- Nie pasuję tam. Oni się lepiej bawią beze mnie. Czasami myślę, że niepotrzebnie żyję. Że tylko wszystkim zawadzam - wyszeptałam drżącym głosem.
- Co ty gadasz? Laura, jesteś jedną z najwspanialszych młodych dziewcząt, jakie znam. Okej, może nie łącząc cię już zbyt bliskie kontakty z moimi synami, ale oni pomimo wszystkiego wciąż traktują cię jak przyjaciółkę. Zawsze będziesz częścią naszej rodziny.
Po moim policzku popłynęła łza.
- Dziękuję - szepnęłam i przytuliłam blondynkę - naprawdę dziękuję.
- A teraz wskakuj w strój i sama lub z nimi idź się pokąp.
Uśmiechnęłam się lekko i pokiwałam głową.

~*~

Wszyscy umilkli, gdy tylko stanęłam nad brzegiem. Rysowałam nogą wzorki i nie miałam odwagi na nich spojrzeć.
- Mogę...? - wskazałam głową.
Nie musiałam kończyć pytania.
- Jasne - uśmiechnął się Riker - wow, kto postanowił do nas dołączyć? Szanowna Laura Marie Marano, proszę państwa!
Roześmiałam się.
- Nie żartuj.
Rydel uśmiechnęła się szeroko.
- Wskakuj.
Weszłam powoli do zimnej wody, oswajając się z nią.
- Już nie musisz - usłyszałam znajomy głos i lodowatą wodę na moich plecach.
- Ross! - krzyknęłam - jak śmiałeś!
Wybuchnął śmiechem.
Zaczął uciekać, więc podążyłam w ślad za nim.
Nie liczyło się teraz to, co pokazujemy światu. Nie liczyła się nasza nienawiść, nasza niechęć.
Liczyło się teraz tylko to, co teraz się działo. I wiedziałam już, że pani Stormie ma rację. Oni na zawsze pozostaną moimi przyjaciółmi, a ja zawsze będę częścią ich licznej rodziny.
Gdy dogoniłam Ross'a, choć było ciężko, bawiłam się w najlepsze z resztą. I dobrze wiedziałam, że moja matka i rodzice Lynchów patrzą się na nas z uśmiechem na twarzy.
Kochałam tych ludzi. Kocham ich. Nigdy to się nie zmieni.

************************************

Hejka!

Dziś mija 3 miesiące, odkąd założyłam tego bloga :)
Kto się cieszy razem ze mną?

Krótkie podsumowanie :
7600 wyświetleń
19 obserwatorów
111 komentarzy
i 15 postów, w tym 11 rozdziałów + prolog.

Może i nie jest to jakaś powalająca liczba, ale mi wystarczy!
Dziękuję wam ♥
Teraz tylko czekać na jeszcze 3 miesiące! :)

Kocham tą piosenkę ♥


I te gify ♥


♥♥♥


No ja nie mogę :D 


Hahahahahahhahahahah xd 


Sweet ♥

Do następnego! 

12 komentarzy:

  1. Ostatni fragment przypomina mi kawałek mojego życia. Też jestem uparta jak osioł, a potem stwierdzam, że fajnie się bawić i nie tra być upartym.
    Zajebisty rozdział.
    A i zajęłaś drugie miejsce w konkursie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo, zmieniłaś nazwę :) Dzięki, jutro się zgłoszę.
      xx

      Usuń
  2. Super
    Między Rossem i Lau choć na chwile zapanował pokój... mam nadzieję, że ta chwila potrwa troche dluzej... tym bardziej, że są razem w namiocie.
    Czekam na next ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Sweet rozdział.... Czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział genialny i cudowny. Oczywiscie czekam na nexta^^

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudny <333 czekam na nexta!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Cieszę się i życzę weny!
    A co do rozdział to jest mega!
    Dawaj szybko next!
    Zapraszam do mnie:
    http://na-zawsze-razem-tak.blogspot.com/2014/04/rozdzia-27.html

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny! ;D Czekam niecierpliwe na next!

    OdpowiedzUsuń
  8. Zajebisty ;3 Cieszę się, że Laura zrozumiała, że zawsze byli i będą jej przyjaciółmi :)
    PS. Też kocham Somebody *_*
    Czekam na kolejny ;d

    OdpowiedzUsuń
  9. Kocham ten rozdział. <3<3<3<3<3<3

    OdpowiedzUsuń
  10. Dopiero znalazłam twojego bloga i już go pokochałam<3 tak samo jak i tego drugiego;) czekam niecierpliwie na next:*

    OdpowiedzUsuń