Nigdy nie trać nawet chwili na myślenie o kimś, kogo nie lubisz ~Dwight Eisenhower
Mądre słowa, ale ja zawsze go lubiłam. Nie, przepraszam, kochałam. Kochałam Ross'a od dziecka - najpierw jako brata, potem jak przyjaciela, a potem, najzwyczajniej w świecie, się w nim zakochałam. Uczucie to przetrwało nawet tą próbę czasu, kiedy nawzajem się krzywdziliśmy. Chciałabym o nim zapomnieć, rzucić w niego czymś i odejść, ale nie mogę. Bez niego nie ma mnie.
~*~
29 październik
sobota
- Już mogę? - pytałam co chwilę, zniecierpliwiona.
- Chwilkę - usłyszałam jego spokojny głos.
Kurczowo trzymałam jego dłoń i bawiłam się palcami, aby go nie zgubić. Ciepło jego dłoni mnie uspokajało, ale nie na tyle, abym nie panikowała.
Okej, od początku. Z samego rana Ross wpadł do mnie do domu i powiedział, że mnie gdzieś zabiera. Dupek, rozgadał już wszystkim, że jesteśmy parą! Rydel jeszcze wczoraj wieczorem dzwoniła do mnie po tysiąc razy, piszczała jak wariatka do telefonu, a potem się rozłączała i tak w kółko. Jej to się chyba przyda jakieś specjalne leczenie. Potem na rodzinną kolację przyszli wszyscy Lynchowie. Prawie mnie zabili w ich uścisku!
A wracając. Kazał mi się szybko szykować, bo ma dla mnie niespodziankę. Kiedy brałam prysznic, siedział pod drzwiami i cały czas mnie popędzał. Miałam ochotę go zdzielić, ale ostatkiem sił się powstrzymałam.
Ubrałam się w śliczną, białą sukienkę w wzorki i proste brązowe baleriny. Vanessa zrobiła mi jeszcze kłosa i powiedziała, że jestem gotowa. Nie dali mi nawet zjeść śniadania. Coś mi się wydaje, że oni już wczoraj wszystko zaplanowali.
Na szczęście Ross postawił mi śniadanie na mieście, bo inaczej bym chyba umarła z głodu. Po zjedzeniu posiłku pociągnął mnie w stronę plaży, wciąż trzymając w uścisku moją dłoń. Już na miejscu zdjęłam buty i poczułam gorący piasek, a wtedy blondyn postanowił mi zawiązać oczy opaską. Trochę się boję, ale jednocześnie mam motylki w brzuchu i jestem zniecierpliwiona tym, co zobaczę.
Słyszałam uspokajający szum oceanu, pod stopami gorący piasek, a niedaleko ciche rozmowy. Cholera! Jeślibym tylko mogła, zdjęłabym tę opaskę i rzuciła się do ucieczki. Ross dobrze wiedział i wie, że nienawidzę niespodzianek.
- Jeszcze chwilę - uspokajał mnie - zaufaj mi - dodał czując i zapewne widząc, że się co raz bardziej denerwuję.
Westchnęłam przeciągle.
Po kilku minutach poczułam, że wchodzimy na twardy grunt.
- Uważaj, stopnie - powiedział blondyn, ale po chwili zmienił zdanie.
Zamiast pomóc mi po nich wejść, wziął mnie na ręce i zaczął wnosić na górę. Wtuliłam się w jego i wdychałam jego zapach.
Nie wiedziałam, czy mam już jakieś zwidy czy coś, ale chyba wjeżdżaliśmy gdzieś windą.
- Laura, spokojnie - usłyszałam jego głos przy moim uchu - jesteś bezpieczna i nie musisz się denerwować.
Pogłaskałam go po policzku i znowu westchnęłam. Co do tego nie miałam nic do gadania.
Gdy znów zaczął iść, po chwili postawił mnie delikatnie na ziemi i zaczął mi odplątywać z tyłu głowy materiał. Gdy ciemność zniknęła mi sprzed oczu bałam się je otworzyć. Zaciskałam je z całej siły. Czego miałam się spodziewać?
Jednak po kilku sekundach otworzyłam je z pewnym ociąganiem i byłam oczarowana. Ross stał przede mną z uroczym uśmiechem. Byliśmy na dachu jakiegoś wysokiego budynku i stąd można było widzieć plażę i ocean. Akurat teraz stałam na jakiejś trawie. Wokół było mnóstwo kwiatów, taki ogród na dachu. Po środku stał stolik, a wokoło kilka foteli, ławeczek i ogólnie miejsc do siedzenia. Z boku stało radio, a w koszyku, którego wcześniej jakoś nie zauważyłam, było jakieś jedzenie.
- Jak ci się podoba? - spytał.
Nie umiałam powiedzieć ani słowa. Stałam tam z szeroko otwartymi ustami i wciąż oglądałam wszystko dookoła. Zamiast słów rzuciłam mu się na szyję z wielkim uśmiechem. Czułam, że jego uśmiech też się powiększa.
- Kocham cię - powiedziałam i pocałowałam go w usta.
Ross od razu z gorliwością odwzajemnił mój gest. Po chwili jednak odsunął się niewiele, ale tak, aby wszystko przerwać.
- Ja też cię kocham - odpowiedział i cmoknął mnie jeszcze raz w usta - ale chcę, aby wszystko było tak, jak należy.
Odszedł ode mnie kilka kroków i włączył piosenkę w radiu. To była nasza piosenka.
To była ulubiona piosenka moich rodziców. Podobno przy niej tata oświadczył się mamie. Pokochałam od razu ją i Rod'a Stewart'a. Przeze mnie i Ross się od niej uzależnił.
Uśmiechnęłam się lekko pod nosem.
- Mogę prosić panią do tańca? - spytał szarmancko, podając mi rękę.
- Chętnie - powiedziałam i złapałam jego dłoń.
Od razu znalazłam się w jego ramionach i znów mogłam czuć jego zapach i go całego. Boże, jak ja go kocham!
- A tak z ciekawości zapytam - powiedziałam chcąc się z nim podroczyć - czemu akurat mnie tu zaprosiłeś? Dove ci się znudziła?
Od razu załapał, o co mi chodziło.
- Nie, jesteśmy przyjaciółmi. Zrozumiałem, że nic nas nie łączy, a do tego ma kilka poważnych wad.
- Panna Bez Wad ma wady? Lubisz wkręcać ludzi? - spytałam rozbawiona.
Roześmiał się.
- A kto powiedział, że nie ma wad?
- Ty - przypomniałam mu - kiedy chciałeś, żebym się wkurzyła i powtarzałeś, że powinnam się uczyć od niej być idealną. Może powinnam zacząć u niej naukę?
Pokręcił przecząco głową i wsadził mój niesforny kosmyk za ucho.
- Nie, nie sądzę.
- A może powiesz, jakie to ona ma wady?
- Po pierwsze to fakt, że mam słabość do brunetek, a oboje wiemy, że ona nią nie jest - wyszeptał cicho mi do ucha.
- Och, naprawdę? - czując jego ciepły oddech zadrżałam.
- Tak. A kolejna jej wada to ta, że niestety nie jest kimś, za kim szaleję. A wiesz, jest taka jedna - zacmokał jak znawca.
Prychnęłam śmiechem.
- Powinnam być zazdrosna?
- Czy ja wiem? - przybliżył się do mnie jeszcze bliżej, jeżeli to w ogóle było możliwe.
Poczułam jego oddech na swojej twarzy, a serce szybciej mi załomotało. Cholera, jak on na mnie działa!
Przełknęłam ślinę, zdekoncentrowana jego obecnością.
- A możesz mi ją opisać? Może ją zobaczę i złożę gratulacje, że ten świetny Ross Lynch za nią szaleje.
Pogłaskał mnie po policzku.
- Ma duże, brązowe oczy jak lemurek. Długie, brązowe włosy z rozjaśnianymi końcówkami. Ładne, prawie zawsze zarumienione policzki. Pełne usta - mówiąc te słowa przejechał mi po dolnej wardze; zadrżałam pod jego dotykiem - dwie lewe nogi, bo wiecznie na kogoś wpada albo kogoś tratuje. Często nosi trampki i ubiera się na czarno. Lubi się kłócić i droczyć, szczególnie ze mną. Jest ideałem. Jest idealnie dla mnie stworzona i chyba nigdy nie przestanę jej kochać.
- Och, szczęściara - nie spuszczałam z niego wzroku.
Uśmiechnął się szeroko.
- Chyba tak. Jak myślisz, odwzajemnia moje uczucia?
- Byłaby idiotką, gdyby nie - wyszeptałam - nawet jeśli cię jeszcze nie kocha, to po usłyszeniu tych pięknych słów, którymi ją opisałeś na bank rzuci ci się w ramiona.
- Tak myślisz? - przybliżył swoją twarz do mojej.
- Mhm - mruknęłam.
Złapał mnie za podbródek i złączył nasze usta w słodkim, romantycznym pocałunku. Głaskał mnie po policzkach, co rozpalało mnie jeszcze bardziej od środka. Ja wplątałam palce w jego włosy i nie chciałam, żeby się odsunął chociaż na centymetr. Był wokoło mnie, działał na mnie jak szampan, a jednocześnie było go za mało. Chciałam go tylko więcej i więcej.
- Może coś zjemy? - spytał, odsuwając się tylko odrobinkę.
- Okej - wydyszałam.
Złapał mnie za dłoń i pociągnął delikatnie w stronę rozłożonego koca. Po drodze wziął jeszcze koszyk i mogliśmy zaczynać naszą ucztę.
Ross wziął chyba wszystko. Od kanapek, przez owoce i warzywa, do słodkości. Z boku stały jeszcze napoje. Zachichotałam pod nosem widząc, że pobrudził się czekoladą.
Po dobrej godzinie żartowania z siebie i naszych rodzin oraz zjedzenia wszystkiego, co było (przez to przytyję chyba ze sto kilo) położyliśmy się koło siebie na kocu i patrzyliśmy w niebo. Słońce powoli zachodziło już ku zachodowi zostawiając na niebie pomarańczowe smugi.
Położyłam się na ramieniu chłopaka i wtuliłam się w niego mocno.
- Nie wierzę, że tu jesteśmy. Razem - wyszeptałam.
- To aż takie dziwne? - spojrzał na mnie pytająco.
- Nigdy bym nie podejrzewała, że będziemy razem - wyznałam - tak długo się kłóciliśmy i w ogóle. Nie wiem, co bym zrobiła bez Dove.
- Ja też nie. Dzięki niej zrozumiałem, jak bardzo cię kocham - uśmiechnął się lekko - jeszcze niedawno byłem skory nazywać cię idiotką, bez której nie umiem żyć. Uwierzysz, że specjalnie powodowałem kłótnie, aby choć na chwilę usłyszeć twój głos albo poczuć dotyk twej skóry?
Zarumieniłam się lekko.
Złożyłam na jego ustach lekki pocałunek, który oczywiście od razu odwzajemnił. Uśmiechnęłam się pod nosem i nadal kontynuowalibyśmy naszą pieszczotę, ale przerwał nam telefon Ross'a.
- Nie muszę - wyszeptał cicho.
- Musisz - powiedziałam i wstałam, rzucając w jego stronę telefonem - Rydel dzwoni, Ross. A jak coś się stało?
Westchnął cicho i wcisnął zieloną słuchawkę. Podeszłam do poręczy i wyjrzałam na miasto. Na plaży chodziło jeszcze kilka par, trochę osób jeszcze się kąpało w oceanie.
- Halo? - usłyszałam jego głos - co?! Rydel, spokojnie... słyszysz? Spokojnie!... Wszystko będzie dobrze... no dobrze, już jadę, do zobaczenia. Laura? - odwróciłam się na dźwięk swojego imienia - musimy wracać. Ryland wyszedł rano i dotąd nie wrócił, a miał wrócić jakieś dwie godziny temu. Nie odbiera telefonu. Wszyscy się martwią.
- Pomogę wam - podeszłam do niego i złapałam za rękę w stronę wyjścia.
I tak właśnie skończyła się nasza pierwsza, nieoficjalna randka.
********************
Dzień dobry, kochani :)
Nie umiem pisać o romantycznych rzeczach. Chciałam, aby wyszło romantycznie, a to tu.... jest po prostu dziwne i w ogóle.
Dobra, nie będę się nad sobą użalała. Komentujcie :)
Do następnego, misie ♥
http://www.youtube.com/watch?v=34jZePnMQNQ
niedziela, 27 lipca 2014
środa, 23 lipca 2014
LBA
Tym razem mam nominację od Ani Fanki :)
Wy mnie serio chcecie zamęczyć xd
OD RAZU UPRZEDZAM, ŻE NIKOGO NIE NOMINUJĘ ;_; MAM TAKIEGO LENIA, ŻE KTOŚ CHYBA MNIE MUSI KOPAĆ W DUPĘ, ŻEBYM CHOCIAŻ ZACZĘŁA PISAĆ ROZDZIAŁ.
Pytania :
Wy mnie serio chcecie zamęczyć xd
OD RAZU UPRZEDZAM, ŻE NIKOGO NIE NOMINUJĘ ;_; MAM TAKIEGO LENIA, ŻE KTOŚ CHYBA MNIE MUSI KOPAĆ W DUPĘ, ŻEBYM CHOCIAŻ ZACZĘŁA PISAĆ ROZDZIAŁ.
Pytania :
1.Ile masz/ miałaś blogów?
2.Co cię inspiruje w pisaniu blogów?
3.Twój ulubiony kolor?
4. Czy lubisz R5?
5.Twoja ulubiona piosenka/piosenki.
6.Jakie lubisz książki?
7.Ile masz lat?
8.Od kiedy piszesz? ( blogujesz )
9.Masz ulubionego zwierzaka?
10. Chciałabyś cofnąć się w czasie? Dlaczego?
ODPOWIEDZI :
1. Z opowiadaniami 4 + jedno z one shotami + jeden blog założony, ale historia zacznie się pisać po skończeniu TF (raura-r5-my-story.blogspot.com)
2. Książki, inne blogi, filmy, muzyka :)
3. Żółty, czerwony, fioletowy.
4. Nie. Ja ich kocham! <3
5. Aktualnie R5 - Cali Girls, Demi Lovato - Together / Unbroken, Laura Marano - Parachute, Ross & Laura - You Can Come To Me, Miley Cyrus - When I Look At You
6. Romansidła, horrory, thillery.
7. Rocznikowo 15.
8. Od tamtego roku, chyba października.
9. Mojego psa, który zawsze ma wyczucie, kiedy chce wyjść (kiedy próbuję kończyć rozdział z Szanell) <333
10. Czasami chciałabym się cofnąć i nie popełnić drugi raz tych wszystkich głupich błędów, ale tak sobie myślę, że to niepotrzebne. Liczy się teraźniejszość.
ROZDZIAŁ ZACZYNA SIĘ PISAĆ C;
czwartek, 17 lipca 2014
22. Home
Kłamstwo obiegnie cały świat, zanim prawda zdąży włożyć buty ~Terry Pratchett
Taka jest prawda. Weźmy na przykład show-biznes, w którym nigdy nie chciałam się znaleźć. Gwiazda zrobi jedną głupotę, potem jest posądzana o różne rzeczy, pokłamie, pokłamie, a potem dopiero prawda wyjdzie na jaw. Moim zdaniem to głupota. I kariera wielkiej gwiazdki się kończy.
Po co kłamać? Wszystko wyjdzie na wierzch, wszyscy dowiedzą się prawdy. Szczerość do podstawa w związkach męsko-damskich, przyjaźniach i we wszystkim, co istnieje. Ja prawie nigdy nie kłamię, a ja tak, to tylko w słusznej sprawie.
~*~
28 październik
piątek
Tak się cieszę, że już prawie weekend. Od rana omijam Ross'a szerokim łukiem. Okej, słowa Dove były miłe, ale też takie niespodziewane. Patrzyłam płytkę - cała rozmowa była nagrana, wszystko się zgadzało. Tylko czemu jej tak bardzo zależało, żebym uwierzyła?
Unikanie Ross'a udawało mi się - choć widziałam go kilka razy i domyślam się, że on też, to specjalnie uciekałam w tabun uczniów, chowając się przed nim. Zachowuję się jak tchórz, ale nie potrafię inaczej. Kocham go, ale nie potrafię spojrzeć mu w oczy i powiedzieć, że o wszystkim wiem.
Siedząc sobie na matmie, znudzona szkicowałam różne postaci z tyłu zeszytu. Po skończeniu rysunku złapałam się na tym, że narysowałam siebie i Ross'a, trzymających się za rękę. Wściekła wyrwałam kartkę i wrzuciłam ją do plecaka i spojrzałam na Ross'a, siedzącego na pierwszej ławce razem z Dove.
Ugh, przeklęty Lynch!
Miałam ochotę wyrwać sobie wszystkie włosy z głowy i wydłubać oczy. Wylądować na ostrym dyżurze i nigdy więcej nie móc już go widzieć.
- Panno Marano, wszystko w porządku? - spytała mnie nauczycielka.
I znów cała klasa patrzyła prosto na mnie. Uch, czy mogę tę panią zwyzywać?
- Nie, nic nie jest w porządku - wymamrotałam, chowając głowę między ręce - mogę wyjść do toalety?
- Tak - powiedziała zaskoczona - czy coś się stało?
Szybkim ruchem wstałam, niechcący wywalając krzesło, na którym siedziałam. Niedbałym ruchem postawiłam go do pionu i prawie biegiem skierowałam się do drzwi.
- Tak - ucięłam krótko i wyszłam z klasy.
Kto by pomyślał, że to wszystko będzie takie ciężkie?
Po moich policzkach spływały łzy, których nie mogłam powstrzymać, co było nowością dla spotkanych uczniów, bo prawie wszyscy uważali mnie za wredną sukę bez uczuć. Miałam ochotę się pociąć czy coś, ale nie mogłam. Musiałam być silna dla... nawet sama nie wiem, kogo.
Po kilkunastu sekundach usłyszałam tupot butów. Myślałam, że to Liv albo Christie, ale przez otwór pod drzwiami widziałam męskie buty. Chłopak łomotał we wszystkie drzwi od kabiny.
- To damska toaleta, nie sądzisz? - powiedziałam smutna.
To był mój błąd, bo Ross od razu odnalazł mój namiar. Chciał otworzyć drzwi, ale już wcześniej zamknęłam je, więc nie miał nawet szansy.
Słyszałam, że oparł się o drzwi i zjechał po nich, siadając na ziemi.
- Laura, wiem...
- Nie, nic nie wiesz - przerwałam mu, pociągając nosem - nic a nic. Daj spokój. Idź stąd.
- Nie ma mowy. Nie chcę tam wracać, skoro wszyscy znów będą jechali po mnie wzrokiem.
Walnęłam pięścią w drzwi.
- Idź stąd - warknęłam.
- Nie.
Pamiętam jego upór, choć to nie mogło się równać do mojego. Zawsze śmiał się, że jestem osiołkiem. Praktycznie byłam uparta jak on, ale chyba nie wyglądałam identycznie. Tak przynajmniej sądzę...
- Wiesz, że możesz mi powiedzieć, co ci leży na sercu?
- A co mam powiedzieć? - wybuchnęłam - jak bardzo mam dość swojego życia? Jak bardzo mnie to wszystko irytuje? Jak mnie wkurza to, że nie mogę panować nad swoimi uczuciami? Boję się o Paula, matka wiecznie mnie straszy i cały czas wydaje mi się, że nawet mnie nie kocha.
- A co z Paulem?
- Znów znika na całe dnie! - po moich policzkach znów poleciały łzy - boję się o niego, rozumiesz? Wiem, jak było ciężko. Widziałam go ostatnio w objęciach dziewczyny, a od niedawna znów zaczął znikać.
- Paul wychodzi?
- Zdziwiony? - spytałam ostro, nadal szlochając, więc nie zabrzmiało to efektywnie - chłopak, który ma za sobą nieudane próby samobójcze, uzależnienia, wizyty u psychologa nie może już normalnie żyć?
- Nie, to naprawdę dobrze. Korzysta normalnie z życia.
- Ale ja się o niego boję - powiedziałam zdenerwowana.
Byłam bezradna. Nie miałam czasu dla młodszego braciszka i bałam się, że znowu wpadnie w kłopoty. Tego bym nie zniosła.
- Laura, wszystko będzie...
- Nie mów tego, bo nic nie będzie dobrze! - krzyknęłam przerywając mu, znów uderzając pięścią w drzwi - nigdy nie jest! Może w twoim wielce radosnym i kolorowym życiu jest, ale nie u mnie! U mnie nic nigdy nie jest dobrze!
- Dasz mi dokończyć chociaż jedno zdanie?
Wciągnęłam głośno powietrze przez nos i nie odpowiedziałam.
- Dobrze - westchnął - czemu nie dasz sobie pomóc?
- Miałam gorszy okres, kiedy potrzebowałam cię, a ciebie przy mnie nie było, więc teraz mi nie pieprz nad uchem, jaka to jestem zła, okej? - powiedziałam zła.
Miałam ochotę znowu w coś uderzyć, ale się powstrzymałam.
- Boże, czy ty masz rozdwojenie jaźni? - spytał.
- Znowu zaczynasz te swoje brednie - zacisnęłam mocno zęby - nie, nie mam, ale mam już dość wiecznego podporządkowywania się wszystkim.
Między nami zapadła cisza. Słychać było nasze oddechy - jego spokojny, unormowany, a mój szybki i płytki. Oddychałam jak astmatyczka, nie mogłam się uspokoić. Moje ręce drżały. Bałam się. Bałam się, że znów go skrzywdziłam, że znów skrzywdziłam innych. Czy ja nie mogę mieć normalnego życia?
- Otworzysz? - usłyszałam jego niepewne pytanie - ciężko jest rozmawiać przez te drzwi.
- Nie chcesz mnie zobaczyć w tym stanie - powiedziałam cicho - słonko świeci, trawa jest zielona - powtarzałam jak mantrę tekst, który usłyszałam w filmie Karate Kid 4.
Dziewczynę to uspokajało, czemu mnie nie uspokaja?
- Co?
Znałam go na tyle dobrze, że wiedziałam, że teraz zmarszczył czoło. Znałam go lepiej niż ktokolwiek inny.
- Nic.
Usłyszałam stukot jakiś szpilek.
- Profesor Smith kazała wam wracać już do klasy - usłyszałam głos nielubianej przeze mnie 'koleżanki' z klasy Margaret.
Domyślałam się, że zdziwił ją widok Ross'a siedzącego pod drzwiami łazienki w damskiej toalecie. Lynch machnął zapewne na nią ręką.
- Przekaż jej, że za chwilę wrócimy.
- Ale...
- Proszę - na pewno spojrzał na nią tym wielce rozbrajającym spojrzeniem, od którego robiło mi się niedobrze.
I na pewno się zarumieniła. Ech, ludzie są tacy przewidywalni, szczególnie klasowe lalunie w liceum.
Ale na myśl, że Ross obdarza kogoś tym spojrzeniem wywoływała we mnie zazdrość. Zacisnęłam dłonie w pięści. Po sekundzie albo dwóch Margaret uciekła z łazienki. Jeszcze przez dobrą minutę na szkolnym korytarzu było słychać echo jej szpilek.
- Laura, wiem, że przeżywasz złe chwile. Naprawdę chciałbym ci pomóc, ale nie wiem jak. Cały czas się zamykasz przed całym światem, nawet Olivia nie wie, co ci jest - mówił spokojnym głosem.
- Liv wie, co mi jest - odparłam - i wie, że dotyczy to ciebie.
Znów westchnął.
- Rozumiem, masz do mnie żal. Ale minęło już tyle lat!
- Nie chodzi o to - powiedziałam płaczliwie - proszę, przestań. To ty wywołałeś między nami nienawiść.
Zaskoczyłam go.
- Jeśli nie chodzi o tamtą sytuację, to w końcu o co?
No i się wkopałam.
- No... wiesz... no ten teges... - nie wiedziałam, jak się wytłumaczyć.
Plątałam się w zeznaniach, jakbym była na komisariacie i była obdarowywana ostrymi spojrzeniami siedzących tam policjantów.
- Hmm? - doczekiwał się wyjaśnień.
- Nic ważnego.
- Nic ważnego, a tak na to reagujesz? - spytał się sceptycznie.
- No bo... - wzięłam głęboki wdech; raz kozie śmierć - już wiem, co do ciebie czuję i to nie jest nienawiść.
Wiedziałam, że się uśmiechnął.
- Przyjaźń?
No cóż, przeliczył się.
- Nie.
Słyszałam, jak z niedowierzania wciąga mocno powietrze do płuc.
- Czy ty chcesz powiedzieć, że... - nie dokończył.
- Widzisz? Dlatego nie chciałam ci nic mówić.
Wstałam szybko na równe nogi i otworzyłam zamek. Miałam zamiar trzasnąć go drzwiami i uciec jak najszybciej przed nim. Wstydziłam się tego, co właśnie wyznałam.
Niestety, tym razem przeliczyłam się ja. Chłopak opierał się całą masą ciała o drzwi i żeby wyjść, musiałby zejść. Zszedł, to jasne, ale potem szybko złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie.
Bałam się spojrzeć mu w oczy. Opierałam się o jego tors i czułam, że próbuje podnieść moją brodę, abym spojrzała mu w oczy. A tego się właśnie bałam.
- Laura...
Czułam, że mnie przygniata w niedźwiedzim uścisku.
- Nie ma się czego wstydzić - wymamrotał w moje włosy.
Niepewnie przeniosłam moje ręce za jego plecy i objęłam do delikatnie.
- Tęskniłam za tym - powiedziałam cicho.
- Szczerze? Ja też.
- Macie wracać do kla... och! - usłyszałam głos Christie.
Pewnie musiało to dziwnie wyglądać. Szybko odsunęliśmy się od siebie.
Ross uśmiechnął się szeroko do mojej przyjaciółki, bajerując ją. Walnęłam go mocno w ramię.
- Ał! - krzyknął.
Obie wybuchnęłyśmy śmiechem.
- Już wracamy. Idź, za sekundę cię dogonimy - powiedział blondyn.
Redford spojrzała na mnie znacząco i wyszła z łazienki.
Lynch przekrzywił głowę i spojrzał na mnie ciepło jak jakiś Golder Retriever. Pogłaskałam go po policzku.
- Przepraszam cię za wszystko - wyszeptał - nigdy nie chciałem cię zranić.
- Już ci wybaczyłam.
- To dobrze - uśmiechnął się uroczo.
Schylił się i pocałował mnie przelotnie w usta.
- To dobrze - powtórzył cicho, chwycił mnie za dłoń i trzymając się swoich boków, wróciliśmy do klasy.
***********************************
Siemka :)
Mam dziś doskonały humorek i mogłabym śpiewać na cały regulator, ale, niestety, okropnie fałszuję xd
W końcu mniej więcej wiadomo, co było ukochanemu braciszkowi Laury, Paulowi. Pewnie to żadna tajemnica, ale co tam.
No i - Raura! Nie mogłam się doczekać, aż w końcu ją wprowadzę ^^
Z boku bloga dodałam ankietę, czy mam pisać drugi sezon tego bloga. Jakieś tam pomysły mam c;
A więc komentujcie, głosujcie, a ja postaram się szybko dodać next'a.
Taka jest prawda. Weźmy na przykład show-biznes, w którym nigdy nie chciałam się znaleźć. Gwiazda zrobi jedną głupotę, potem jest posądzana o różne rzeczy, pokłamie, pokłamie, a potem dopiero prawda wyjdzie na jaw. Moim zdaniem to głupota. I kariera wielkiej gwiazdki się kończy.
Po co kłamać? Wszystko wyjdzie na wierzch, wszyscy dowiedzą się prawdy. Szczerość do podstawa w związkach męsko-damskich, przyjaźniach i we wszystkim, co istnieje. Ja prawie nigdy nie kłamię, a ja tak, to tylko w słusznej sprawie.
~*~
28 październik
piątek
Tak się cieszę, że już prawie weekend. Od rana omijam Ross'a szerokim łukiem. Okej, słowa Dove były miłe, ale też takie niespodziewane. Patrzyłam płytkę - cała rozmowa była nagrana, wszystko się zgadzało. Tylko czemu jej tak bardzo zależało, żebym uwierzyła?
Unikanie Ross'a udawało mi się - choć widziałam go kilka razy i domyślam się, że on też, to specjalnie uciekałam w tabun uczniów, chowając się przed nim. Zachowuję się jak tchórz, ale nie potrafię inaczej. Kocham go, ale nie potrafię spojrzeć mu w oczy i powiedzieć, że o wszystkim wiem.
Siedząc sobie na matmie, znudzona szkicowałam różne postaci z tyłu zeszytu. Po skończeniu rysunku złapałam się na tym, że narysowałam siebie i Ross'a, trzymających się za rękę. Wściekła wyrwałam kartkę i wrzuciłam ją do plecaka i spojrzałam na Ross'a, siedzącego na pierwszej ławce razem z Dove.
Ugh, przeklęty Lynch!
Miałam ochotę wyrwać sobie wszystkie włosy z głowy i wydłubać oczy. Wylądować na ostrym dyżurze i nigdy więcej nie móc już go widzieć.
- Panno Marano, wszystko w porządku? - spytała mnie nauczycielka.
I znów cała klasa patrzyła prosto na mnie. Uch, czy mogę tę panią zwyzywać?
- Nie, nic nie jest w porządku - wymamrotałam, chowając głowę między ręce - mogę wyjść do toalety?
- Tak - powiedziała zaskoczona - czy coś się stało?
Szybkim ruchem wstałam, niechcący wywalając krzesło, na którym siedziałam. Niedbałym ruchem postawiłam go do pionu i prawie biegiem skierowałam się do drzwi.
- Tak - ucięłam krótko i wyszłam z klasy.
Kto by pomyślał, że to wszystko będzie takie ciężkie?
Po moich policzkach spływały łzy, których nie mogłam powstrzymać, co było nowością dla spotkanych uczniów, bo prawie wszyscy uważali mnie za wredną sukę bez uczuć. Miałam ochotę się pociąć czy coś, ale nie mogłam. Musiałam być silna dla... nawet sama nie wiem, kogo.
Po kilkunastu sekundach usłyszałam tupot butów. Myślałam, że to Liv albo Christie, ale przez otwór pod drzwiami widziałam męskie buty. Chłopak łomotał we wszystkie drzwi od kabiny.
- To damska toaleta, nie sądzisz? - powiedziałam smutna.
To był mój błąd, bo Ross od razu odnalazł mój namiar. Chciał otworzyć drzwi, ale już wcześniej zamknęłam je, więc nie miał nawet szansy.
Słyszałam, że oparł się o drzwi i zjechał po nich, siadając na ziemi.
- Laura, wiem...
- Nie, nic nie wiesz - przerwałam mu, pociągając nosem - nic a nic. Daj spokój. Idź stąd.
- Nie ma mowy. Nie chcę tam wracać, skoro wszyscy znów będą jechali po mnie wzrokiem.
Walnęłam pięścią w drzwi.
- Idź stąd - warknęłam.
- Nie.
Pamiętam jego upór, choć to nie mogło się równać do mojego. Zawsze śmiał się, że jestem osiołkiem. Praktycznie byłam uparta jak on, ale chyba nie wyglądałam identycznie. Tak przynajmniej sądzę...
- Wiesz, że możesz mi powiedzieć, co ci leży na sercu?
- A co mam powiedzieć? - wybuchnęłam - jak bardzo mam dość swojego życia? Jak bardzo mnie to wszystko irytuje? Jak mnie wkurza to, że nie mogę panować nad swoimi uczuciami? Boję się o Paula, matka wiecznie mnie straszy i cały czas wydaje mi się, że nawet mnie nie kocha.
- A co z Paulem?
- Znów znika na całe dnie! - po moich policzkach znów poleciały łzy - boję się o niego, rozumiesz? Wiem, jak było ciężko. Widziałam go ostatnio w objęciach dziewczyny, a od niedawna znów zaczął znikać.
- Paul wychodzi?
- Zdziwiony? - spytałam ostro, nadal szlochając, więc nie zabrzmiało to efektywnie - chłopak, który ma za sobą nieudane próby samobójcze, uzależnienia, wizyty u psychologa nie może już normalnie żyć?
- Nie, to naprawdę dobrze. Korzysta normalnie z życia.
- Ale ja się o niego boję - powiedziałam zdenerwowana.
Byłam bezradna. Nie miałam czasu dla młodszego braciszka i bałam się, że znowu wpadnie w kłopoty. Tego bym nie zniosła.
- Laura, wszystko będzie...
- Nie mów tego, bo nic nie będzie dobrze! - krzyknęłam przerywając mu, znów uderzając pięścią w drzwi - nigdy nie jest! Może w twoim wielce radosnym i kolorowym życiu jest, ale nie u mnie! U mnie nic nigdy nie jest dobrze!
- Dasz mi dokończyć chociaż jedno zdanie?
Wciągnęłam głośno powietrze przez nos i nie odpowiedziałam.
- Dobrze - westchnął - czemu nie dasz sobie pomóc?
- Miałam gorszy okres, kiedy potrzebowałam cię, a ciebie przy mnie nie było, więc teraz mi nie pieprz nad uchem, jaka to jestem zła, okej? - powiedziałam zła.
Miałam ochotę znowu w coś uderzyć, ale się powstrzymałam.
- Boże, czy ty masz rozdwojenie jaźni? - spytał.
- Znowu zaczynasz te swoje brednie - zacisnęłam mocno zęby - nie, nie mam, ale mam już dość wiecznego podporządkowywania się wszystkim.
Między nami zapadła cisza. Słychać było nasze oddechy - jego spokojny, unormowany, a mój szybki i płytki. Oddychałam jak astmatyczka, nie mogłam się uspokoić. Moje ręce drżały. Bałam się. Bałam się, że znów go skrzywdziłam, że znów skrzywdziłam innych. Czy ja nie mogę mieć normalnego życia?
- Otworzysz? - usłyszałam jego niepewne pytanie - ciężko jest rozmawiać przez te drzwi.
- Nie chcesz mnie zobaczyć w tym stanie - powiedziałam cicho - słonko świeci, trawa jest zielona - powtarzałam jak mantrę tekst, który usłyszałam w filmie Karate Kid 4.
Dziewczynę to uspokajało, czemu mnie nie uspokaja?
- Co?
Znałam go na tyle dobrze, że wiedziałam, że teraz zmarszczył czoło. Znałam go lepiej niż ktokolwiek inny.
- Nic.
Usłyszałam stukot jakiś szpilek.
- Profesor Smith kazała wam wracać już do klasy - usłyszałam głos nielubianej przeze mnie 'koleżanki' z klasy Margaret.
Domyślałam się, że zdziwił ją widok Ross'a siedzącego pod drzwiami łazienki w damskiej toalecie. Lynch machnął zapewne na nią ręką.
- Przekaż jej, że za chwilę wrócimy.
- Ale...
- Proszę - na pewno spojrzał na nią tym wielce rozbrajającym spojrzeniem, od którego robiło mi się niedobrze.
I na pewno się zarumieniła. Ech, ludzie są tacy przewidywalni, szczególnie klasowe lalunie w liceum.
Ale na myśl, że Ross obdarza kogoś tym spojrzeniem wywoływała we mnie zazdrość. Zacisnęłam dłonie w pięści. Po sekundzie albo dwóch Margaret uciekła z łazienki. Jeszcze przez dobrą minutę na szkolnym korytarzu było słychać echo jej szpilek.
- Laura, wiem, że przeżywasz złe chwile. Naprawdę chciałbym ci pomóc, ale nie wiem jak. Cały czas się zamykasz przed całym światem, nawet Olivia nie wie, co ci jest - mówił spokojnym głosem.
- Liv wie, co mi jest - odparłam - i wie, że dotyczy to ciebie.
Znów westchnął.
- Rozumiem, masz do mnie żal. Ale minęło już tyle lat!
- Nie chodzi o to - powiedziałam płaczliwie - proszę, przestań. To ty wywołałeś między nami nienawiść.
Zaskoczyłam go.
- Jeśli nie chodzi o tamtą sytuację, to w końcu o co?
No i się wkopałam.
- No... wiesz... no ten teges... - nie wiedziałam, jak się wytłumaczyć.
Plątałam się w zeznaniach, jakbym była na komisariacie i była obdarowywana ostrymi spojrzeniami siedzących tam policjantów.
- Hmm? - doczekiwał się wyjaśnień.
- Nic ważnego.
- Nic ważnego, a tak na to reagujesz? - spytał się sceptycznie.
- No bo... - wzięłam głęboki wdech; raz kozie śmierć - już wiem, co do ciebie czuję i to nie jest nienawiść.
Wiedziałam, że się uśmiechnął.
- Przyjaźń?
No cóż, przeliczył się.
- Nie.
Słyszałam, jak z niedowierzania wciąga mocno powietrze do płuc.
- Czy ty chcesz powiedzieć, że... - nie dokończył.
- Widzisz? Dlatego nie chciałam ci nic mówić.
Wstałam szybko na równe nogi i otworzyłam zamek. Miałam zamiar trzasnąć go drzwiami i uciec jak najszybciej przed nim. Wstydziłam się tego, co właśnie wyznałam.
Niestety, tym razem przeliczyłam się ja. Chłopak opierał się całą masą ciała o drzwi i żeby wyjść, musiałby zejść. Zszedł, to jasne, ale potem szybko złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie.
Bałam się spojrzeć mu w oczy. Opierałam się o jego tors i czułam, że próbuje podnieść moją brodę, abym spojrzała mu w oczy. A tego się właśnie bałam.
- Laura...
Czułam, że mnie przygniata w niedźwiedzim uścisku.
- Nie ma się czego wstydzić - wymamrotał w moje włosy.
Niepewnie przeniosłam moje ręce za jego plecy i objęłam do delikatnie.
- Tęskniłam za tym - powiedziałam cicho.
- Szczerze? Ja też.
- Macie wracać do kla... och! - usłyszałam głos Christie.
Pewnie musiało to dziwnie wyglądać. Szybko odsunęliśmy się od siebie.
Ross uśmiechnął się szeroko do mojej przyjaciółki, bajerując ją. Walnęłam go mocno w ramię.
- Ał! - krzyknął.
Obie wybuchnęłyśmy śmiechem.
- Już wracamy. Idź, za sekundę cię dogonimy - powiedział blondyn.
Redford spojrzała na mnie znacząco i wyszła z łazienki.
Lynch przekrzywił głowę i spojrzał na mnie ciepło jak jakiś Golder Retriever. Pogłaskałam go po policzku.
- Przepraszam cię za wszystko - wyszeptał - nigdy nie chciałem cię zranić.
- Już ci wybaczyłam.
- To dobrze - uśmiechnął się uroczo.
Schylił się i pocałował mnie przelotnie w usta.
- To dobrze - powtórzył cicho, chwycił mnie za dłoń i trzymając się swoich boków, wróciliśmy do klasy.
***********************************
Siemka :)
Mam dziś doskonały humorek i mogłabym śpiewać na cały regulator, ale, niestety, okropnie fałszuję xd
W końcu mniej więcej wiadomo, co było ukochanemu braciszkowi Laury, Paulowi. Pewnie to żadna tajemnica, ale co tam.
No i - Raura! Nie mogłam się doczekać, aż w końcu ją wprowadzę ^^
Z boku bloga dodałam ankietę, czy mam pisać drugi sezon tego bloga. Jakieś tam pomysły mam c;
A więc komentujcie, głosujcie, a ja postaram się szybko dodać next'a.
sobota, 12 lipca 2014
Liebster Awards
Trzeci blog, trzecia nominacja XD
Tym razem dziękuję ukochanej Szanell Torres i Crazy Monice :)
Blog --> http://raurarealstory.blogspot.com/
PYTANIA :
1. Co inspiruje Cię do pisania blogów/bloga?
2. Gdybyś miała zmienić imię na imię angielskie, jakie byś wybrała?
3. Jaka była twoja ulubiona gwiazda z dzieciństwa?
4. Aktualnie ulubiona piosenka?
5. Jesteś fanką serialu Austin'a i Ally? Jeśli tak, to od jakiego odcinka go polubiłaś?
6. Twoje najbardziej szalone wydarzenie w życiu to.. ?
7. Jakim słowem określiłabyś siebie?
8. Ulubiony kraj?
9. Należysz do jakiś fandomów? Jeżeli tak, to do jakich?
10. Co jest najlepsze, według Ciebie w pisaniu?
11. Gdybyś miała wymyślić inną nazwę połączenia Laury i Rossa, (inną niż Raura) jaka by to była?
Odpowiedzi :
- Czytanie książek, innych fantastycznych blogów i oglądanie filmów. Czasami też rozmowy i pewne sytuacje z realu :d
- Strasznie mi się podoba imię Rachel <3 albo Cassandra :)
- Podobno nadal jestem dzieckiem, więc spoko xd Ale kiedyś uwielbiałam Barbie, Winx i różnorakie takie. Gwiazdy to żadnej.
- R5 - Cali Girls, Demi Lovato - Unbroken.
- Jestem, i to ogromną <33 Serial lubiłam od początku, ale taką psychofanką stałam się od odcinku Girl Friend & Girlfriend.
- Spadłam z krawężnika, hahaha xd A tak na serio to chyba to, że spuściłam swojego psa bez kagańca i on pobiegł do psa i podobno zaczął go gryźć :D Ganiałam go chyba z 10 minut XD
- Zboczona :p
- Zależy w jakim sensie xd Jestem patriotką, ale uwielbiam też Hiszpanię <3
- R5er, Lauratics, Lovatics <333
- Samo pisanie, które uwielbiam ♥
- Nie wiem, Loss? xD
Nominowałam tam : raura-r5-my-story.blogspot.com
Nie chce mi się znowu XD
21. Big Girls Don't Cry
Odkładanie spraw na później jest jak karta kredytowa : wielka frajda, dopóki nie dostajesz wyciągu ~Christopher Parker
Każdy wie, że nie powinno się odkładać spraw na później, ale wciąż wszyscy to robimy. Im więcej tematów od siebie odsuwasz, tym więcej się ich zbiera, a ty robisz się zestresowana i bezsilna.
Zarządzaj swoim czasem i ustalaj priorytety wśród zadań.
~*~
27 październik, czwartek
- Nie zorientowali się - mruknęła do mnie Christie, gdy siedziałyśmy w tej samej ławce na fizyce - schowałam swoje zakupy, zamknęłam okno i położyłam się na łóżku udając, że czytam książkę. Byli ze mnie dumni, że nie zrobiłam nic głupiego.
Zachichotałam i popatrzyłam na nią z uwagą.
- Masz szczęście.
- Mam dobrego brata - zawtórowała mi - gdyby Tom nie był taki dobry, nie wysłałby mi tego SMS-a i wpadłabym po uszy.
Spojrzałam na Toma, który siedział na drugim końcu sali i pisał coś w zeszycie, przypatrując się nauczycielce. Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Tak, masz dobrego brata.
- Czy panny Marano i Redford chciałyby się pochwalić całej klasie, o czym rozmawiają? - usłyszałam głośny, donośny głos fizyczki.
Cała klasa zwróciła na nas swoje oczy. Nie było ani jednego wyjątku. Nawet Dove, siedząca tymczasowo z Rossem, patrzyła to na mnie, to na Christine.
- Nie - powiedziałam krótko - nic, co miałoby resztę zainteresować.
- Rozmawiamy o fizyce - dodała prędko Christie - no wiecie, popęd, szybkość i takie podobne.
Uśmiechnęłam się, śmiejąc się z przyjaciółki.
- Zaraz dostaniecie popęd, lądując u dyrektora.
Prychnęłam jeszcze głośniejszym śmiechem, chowając twarz pomiędzy rękoma.
- Czy coś cię bawi, panno Marano? To, że twoja mama jest dyrektorką, nie upoważnia cię do ignorowania mnie.
- Nie to mnie bawi. Bawi mnie to, że straszy mnie pani moją mamą. Jeśli chce, może pani z nią porozmawiać i przy okazji zapytać, co na kolację.
Rozbawiłam prawie wszystkich obecnych, a nauczycielka spurpurowiała na twarzy.
- Dobrze, przepraszam, już się uspokajam - poprawiłam swoją bluzkę i usiadłam prosto, jak wzorowa uczennica - może pani dalej prowadzić lekcję.
Nauczycielka przymknęła oczy, wzięła głęboki oddech i znów odwróciła się ku tablicy.
Może i zachowywałam się jak źle wychowany, rozpieszczony bachor, ale mam taką wadę, że śmieję się prawie ze wszystkiego, co nawet nie jest śmieszne. Potrafię się śmiać z siebie, wad i zachowań innych. Śmieję się z tego, co innych nie bawi. A, i nie można jeszcze oglądać ze mną meczy piłkarskich! Jak zacznę komentować wszystko, co zauważę, jak zacznę się śmiać z tego, że piłkarze się faulują i cały czas lądują na tyłku, to nawet Paul, mój ukochany braciszek ma mnie dość. Nawet wkurzam tym Vanessę, która jest fanką całego tego football'u.
Zaczęłam spisywać notatkę z tablicy do zeszytu, kiedy Christine znowu mnie zaczepiła.
- Co znowu? - zachichotałam, przyglądając się pani magister.
- Nic, chciałam zobaczyć, jak zareagujesz na wiadomość, że podałam ci karteczkę z wiadomością.
Miałam ochotę ją udusić. Burzy mój spokój, aby powiedzieć mi, że za chwilkę poda mi karteczkę. Z wielkim trudem powstrzymałam się, aby nie wybuchnąć śmiechem. I tak miałam z fizyczką na pieńku, a nie chcę mieć problemu jeszcze do końca roku.
Przewróciłam teatralnie oczami i wzięłam od przyjaciółki karteczkę.
Nie wiem, o co chodzi. Czyżbyś pogodziła się z Rossem?
Chwyciłam szybko długopis w rękę, aby odpisać natychmiastową wiadomość.
Nie kłócimy się już tyle, ile wcześniej.
Widać było, że ta wiadomość jej nie usatysfakcjonowała. Sama też wzięła szybko ołówek i przez dłuższą chwilę coś pisała.
Tylko tyle? Coś mi się wydaje, że tu chodzi o coś więcej. Widziałam, jak cię wtedy przytulał, pocieszając. Nie chciałaś mu odgryźć ręki, to nierealne. Ps. Jakby cię to interesowało, to co chwile posyła ci ukradkowe spojrzenia. Nawet Dove już tak bardzo go nie interesuje.
Pocieszał mnie, to fakt. Byłam zdołowana kłótnią z Calumem i tym, że uważał mnie za hipokrytkę. To źle?
Nie no, dobrze. Ale to takie dziwne. Zawsze, kiedy o coś z nim chodziło, mówiłaś o tym od razu nam.
Kiedy będę się z nim przyjaźnić, dam wam znać. Obiecuję.
Chciała chyba jeszcze coś dopisać, ale przed oczami przeleciała mi ręka nauczycielki. Patrzyłam zestresowana, jak chciała chwycić i przeczytać pewnie przed całą klasą naszą rozmowę, kiedy nagle Redford prawie wyrwała jej karteczkę z ręki i wsadziła sobie w stanik. Och, dobra kryjówka. Kiedyś będę musiała tego spróbować, kiedy z Paulem albo Vanessą będziemy się kłócić o ciastko.
Fizyczka zacisnęła usta w cienką linijkę.
- Chciałam spisać, jaka była zaległa praca domowa - usprawiedliwiła się.
- Przecież byłaś od przyjścia do naszej szkoły na każdej lekcji.
Christie zarumieniła się. Widziałam to pierwszy raz i to był niecodzienny widok.
- No tak, ale... jednej nie zapisałam. Tak! - prawie wykrzyknęła ostatnie słowo - Tak, jednej nie zapisałam.
Widziałam, jak z płazem nam odpuszcza, ale przez całą lekcję patrzyła na nas. Musiałyśmy ją rozczarować, nie rozpoczęłyśmy już żadnej rozmowy.
_
Wzięłam głęboki wdech.
- Ukochany, stary zapach szkolnej piwnicy. Uwielbiam to.
Poczułam takiego wielkiego lenia, że wywaliłam się na kanapę i nie chciało mi się wstać.
- Ruszaj tyłek, kotek - popędzała mnie Olivia.
Stęknęłam, ale nie ruszyłam się ani o milimetr.
- Laura, to tylko dwie piosenki. Im szybciej zaczniemy, tym szybciej znów będziesz mogła się wywalić na kanapę - powiedział Leo.
Pokręciłam niedowierzająco głową, ale w końcu wstałam.
- Zamęczycie mnie.
- Oj tam, nie przesadzaj - rzekła Redford.
Z ogromnym ociąganiem chwyciłam gitarę i przypomniałam sobie parę akordów.
- Zaczynamy? - spytałam, ziewając.
- Jasne - grupowy odwet.
Pierwsza zaczęła grać Christie z Leo, potem weszła też moja gitara. Stojący przy mikrofonie Luke z Liv zaczęli śpiewać znajomy tekst, który wałkowaliśmy już ponad tydzień. Benward, który wcześniej nie znał słów coveru, teraz znał je na pamięć.
Wsłuchiwałam się w piękny, melodyjny głos przyjaciółki. Holt śpiewała fantastycznie, jej głos mnie zadziwiał. Podobno mówiła o moim głosie tak samo, ale ja nigdy go nie lubiłam. Okej, może nie fałszowałam, ale po prostu ta barwa... nie wiem czemu, ale wszystkim się podobała, tylko nie mnie.
Już po kilku minutach sama musiałam słuchać swojego głosu, śpiewając naszą piosenkę, którą napisałam razem z Christie. Ja zaczęłam, ona skończyła i powstał hit! Oczywiście, kawałek śpiewał Luke, ale to naprawdę nie dużo, bo przez ponad dwie minuty musiałam to być ja. Próbowałam się dogadać z dziewczynami, że i drugą może śpiewać Liv, ale się uparły, że to moje dziecko i to ja muszę je zaśpiewać.
- Po tylu próbach musi nam wyjść genialnie - westchnęłam, znów kładąc się na kanapę.
- To było genialne - usłyszałam cichy, damski głos dochodzący na pewno nie z ust Christie albo Liv.
Wstałam szybko i stanęłam na równe nogi, widząc wchodzącą do pomieszczenia Dove. Czy już wszyscy wiedzą i chce im się szukać nas po 16 w szkolnej piwnicy?
Zmarszczyłam czoło.
- Ymm... Dzięki - mruknęłam - szukasz czegoś?
- Raczej kogoś - odparła blondynka - i już znalazłam. Chcę z tobą porozmawiać. Na osobności - zaznaczyła, patrząc na moich przyjaciół.
- To chyba możemy stąd na chwilę wyjść - pociągnęłam ją za ramię - a więc o co chodzi?
Długo się zbierała na odwagę, ale w końcu wypowiedziała pierwsze słowa.
- Nie wiem, czy to wiesz, ale... Ross jest na serio w tobie zakochany - powiedziała z przerwami, uważnie na mnie patrząc.
Na początku nie dotarły do mnie jej słowa. Potem stałam z szeroko otwartymi ustami. O co chodzi?
- Ale... jak... niby skąd to wiesz? Powiedział ci to?
Powiedz tak, powiedz tak! Błagałam w myślach, nawet nie wiedząc po co. Przecież go nienawidzę!
Nienawidziłaś - podpowiedziało serce.
- Nie wprost, ale... cały czas o tobie rozmawia. Dziś na fizyce podziwiał cię i gadał, jaka to jesteś odważna. Zaprosił mnie na bal i się zgodziłam, bo tak naprawdę nikogo tu nie znam, a poza tym nawet go lubię... ale jako kumpla oczywiście! Ale potem usłyszałam urywek jego rozmowy ze swoim kumplem, a poza tym to widzę... chce wzbudzić w tobie zazdrość. Powiedział, że widzi, że już go tak nienawidzisz, a nawet przyjaźnie patrzysz... tak powiedział, naprawdę! - podniosła ręce do góry w geście obrony.
W jej oczach widziałam szczerość.
- No i - kontynuowała - powiedział, że chyba naprawdę cię kocha.
Zacisnęłam mocno zęby i złapałam się za głowę, gwałtownie oddychając. Oparłam się o ścianę i zjechałam po niej, siadając. Z moich oczu, nawet nie wiem czemu, poleciały łzy.
Dziewczyna kucnęła obok mnie i dotknęła ramienia.
- Jeżeli mnie kocha, to czemu mnie wtedy zostawił? Czemu... czemu tyle czasu udawał, że mnie wielce nienawidzi? - nosiło mnie.
Bolało mnie wszystko. Nowe wieści przyniosły nowy ból, rozdrapały stare rany, a jednocześnie były takie... podnoszące na duchu. Ja też go kochałam, tego byłam pewna już dawno. Stara miłość na nowo we mnie odżyła.
- Wytłumaczył mi wszystko i opowiedział - powiedziała kojącym, ciepłym głosem, głaszcząc mnie po ramieniu - powiedział, że szczerze tego żałuje. Że naprawdę nie wie, co wtedy w niego wstąpiło. Naprawdę cię doceniał, ale bał się, że będzie wyśmiewany. Nie wiem, ale ja znam się na ludziach, a od niego biła szczerość i gorycz. Boi się, że już nigdy cię nie odzyska.
Między nami znów zapadła cisza. Przetrawiałam uzyskane słowa.
- Słuchaj... nie chcę cię dołować ani nic, ale uważam, że powinnaś wiedzieć. Ross to naprawdę szczery, miły i fajny chłopak. Rozmawiał ze mną, zaprosił na bal i jesteśmy dobrymi przyjaciółmi. Dużo mi o tobie opowiadał. Nie wiem, czy mi wierzysz, dlatego wszystko nagrałam - koło moich nóg położyła płytkę.
- Dlaczego to robisz?
Nie wiedziała, co odpowiedzieć.
- Każdy zasługuje na szczęście. Ja już dawno straciłam swoje i teraz mam nadzieję, że uda mi się je odzyskać. Poza tym naprawdę lubię Ross'a i z jego opowiadań wynika, że ty też jesteś niezwykła i fantastyczna.
- W jaki... to znaczy... co straciłaś?
Zauważyłam, że jej ciało się napina.
- Hmm... rodziców, rodzeństwo, przyjaciół.
Nie chciałam jej dalej męczyć. Jeśli będzie chciała, sama mi wszystko powie.
- Chciałam ci to tylko przekazać - powiedziała cicho - więc do zobaczenia - wyprostowała nogi i ruszyła w stronę wyjścia.
- Dove?
- Hmm? - odwróciła się w moją stronę.
- Dziękuję ci.
Na jej ustach zagościł ciepły uśmiech.
- Porozmawiamy jutro.
Po kilku minutach także wstałam z podłogi, podniosłam płytkę i wróciłam do przyjaciół. Bez słowa podeszłam do mojej torby i wsadziłam rzecz do środka.
Nie musiałam nic mówić, a oni nie musieli pytać. Jestem pewna, że wszystko słyszeli. Akurat nie znają słów 'rozmowa na osobności'. Nim się obejrzałam, byłam w ramionach przyjaciół i szlochałam jak opętana.
_
*Rydel*
- Dalej nie rozumiem, jak mogłeś to zrobić - złapałam jego zimną dłoń między swoje i pocierałam nimi.
Chciałam choć trochę go ogrzać. I tak nic innego nie mogłam zrobić.
- Rydel - uśmiechnął się ciepło i przewrócił na bok - to nic takiego.
- Chciałabym na ciebie nawrzeszczeć, ale nie umiem - spuściłam głowę w dół - co ci strzeliło do głowy? Miałeś sprzątać w domu.
Przełknął głośno ślinę. Pewnie modlił się, aby nie dostać tego pytania, ale musiałam go w tej chwili zawieść. Dalej nie rozumiem, co on tam robił, kiedy miał być gdzieś indziej. To ja powinnam tutaj leżeć, nie on.
- Nie wiem, czy mi uwierzysz - powiedział niepewnie - po prostu... miałem takie przeczucie, że coś ci się stanie.
Podniosłam szybko na niego wzrok.
- Przeczucie? - powtórzyłam zaskoczona.
- Po prostu... taka intuicja. Wiem, że zawsze kobiety mają intuicję, a ja podobno się do nich nie zaliczam, ale coś tak czułem, że stanie się coś złego. Powiedziałem chłopakom, że muszę na chwilę wyjść i poszedłem za tobą.
- No i wylądowałeś tu, cały połamany.
Machnął na mnie ręką.
- To nic takiego.
- Wciąż to powtarzasz - powiedziałam z wyrzutem.
- A ty wciąż powtarzasz, że to ty powinnaś tu leżeć, nie ja.
- Bo to prawda! - krzyknęłam, gwałtownie wstając.
Między nami zapadła długa, niemiła cisza. Chłopak był zaskoczony i patrzył na mnie zdziwiony. Ja zmieszana usiadłam znów na krzesło i żeby odwrócić choć na chwilę od niego wzrok, spoglądałam uparcie w ścianę.
- Rydel... - westchnął głęboko - nie wiem czemu, ale chcesz zmienić to, co się już stało. Nic nie zmieni twoje zadręczanie się, a do tego będziesz nieszczęśliwa.
Chciałam mu coś złośliwego odpowiedzieć, ale w porę ugryzłam się w język. Co ja na to poradzę, że już taka jestem? Odkąd pamiętam, jestem strasznie problematyczna. Zawsze wszystko wyolbrzymiam i tylko ranię, a nie pomagam.
- W jakim sensie miałeś przeczucie? - powiedziałam cicho.
- Po prostu czułem to. Bałem się o ciebie - zrobiło mi się cieplej na sercu - jestem twoim przyjacielem i chcę, aby tak pozostało. U nas od pokoleń było powtarzane, że jakaś tam prababka była wróżką czy coś w tym sensie, ale ja jakoś w to nie wierzę. Po prostu często czuję, że coś się stanie.
Tym razem cisza była milsza. Przetrawiałam w milczeniu jego słowa, aż usłyszałam kroki na korytarzu i otwierające się drzwi.
- Dzień dobry - do środka zawitała jedna z pielęgniarek - niestety, ale czas odwiedzin się skończył. Musi pani stąd wyjść.
Spojrzałam na zegarek naścienny - faktycznie, było już lekko po 22. Z cichym stęknięciem wstałam, wzięłam swoją torebkę i bluzę, pocałowałam przyjaciela w policzek i pomachałam mu, wychodząc.
- Wpadnę jutro.
- Okej. Będę tęsknić, Delly.
**********************************************
Cześć :)
ROZDZIAŁ DEDYKUJĘ MOJEJ KOCHANEJ SZANELL ♥ Kochana, nic się nie stało. Ja rozumiem :3 Też mam czasami takiego lenia xd
Mam nadzieję, że rozdział się spodoba :) Czekajcie cierpliwie na next'a, a ja liczę, że będziecie komentować :3
Każdy wie, że nie powinno się odkładać spraw na później, ale wciąż wszyscy to robimy. Im więcej tematów od siebie odsuwasz, tym więcej się ich zbiera, a ty robisz się zestresowana i bezsilna.
Zarządzaj swoim czasem i ustalaj priorytety wśród zadań.
~*~
27 październik, czwartek
- Nie zorientowali się - mruknęła do mnie Christie, gdy siedziałyśmy w tej samej ławce na fizyce - schowałam swoje zakupy, zamknęłam okno i położyłam się na łóżku udając, że czytam książkę. Byli ze mnie dumni, że nie zrobiłam nic głupiego.
Zachichotałam i popatrzyłam na nią z uwagą.
- Masz szczęście.
- Mam dobrego brata - zawtórowała mi - gdyby Tom nie był taki dobry, nie wysłałby mi tego SMS-a i wpadłabym po uszy.
Spojrzałam na Toma, który siedział na drugim końcu sali i pisał coś w zeszycie, przypatrując się nauczycielce. Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Tak, masz dobrego brata.
- Czy panny Marano i Redford chciałyby się pochwalić całej klasie, o czym rozmawiają? - usłyszałam głośny, donośny głos fizyczki.
Cała klasa zwróciła na nas swoje oczy. Nie było ani jednego wyjątku. Nawet Dove, siedząca tymczasowo z Rossem, patrzyła to na mnie, to na Christine.
- Nie - powiedziałam krótko - nic, co miałoby resztę zainteresować.
- Rozmawiamy o fizyce - dodała prędko Christie - no wiecie, popęd, szybkość i takie podobne.
Uśmiechnęłam się, śmiejąc się z przyjaciółki.
- Zaraz dostaniecie popęd, lądując u dyrektora.
Prychnęłam jeszcze głośniejszym śmiechem, chowając twarz pomiędzy rękoma.
- Czy coś cię bawi, panno Marano? To, że twoja mama jest dyrektorką, nie upoważnia cię do ignorowania mnie.
- Nie to mnie bawi. Bawi mnie to, że straszy mnie pani moją mamą. Jeśli chce, może pani z nią porozmawiać i przy okazji zapytać, co na kolację.
Rozbawiłam prawie wszystkich obecnych, a nauczycielka spurpurowiała na twarzy.
- Dobrze, przepraszam, już się uspokajam - poprawiłam swoją bluzkę i usiadłam prosto, jak wzorowa uczennica - może pani dalej prowadzić lekcję.
Nauczycielka przymknęła oczy, wzięła głęboki oddech i znów odwróciła się ku tablicy.
Może i zachowywałam się jak źle wychowany, rozpieszczony bachor, ale mam taką wadę, że śmieję się prawie ze wszystkiego, co nawet nie jest śmieszne. Potrafię się śmiać z siebie, wad i zachowań innych. Śmieję się z tego, co innych nie bawi. A, i nie można jeszcze oglądać ze mną meczy piłkarskich! Jak zacznę komentować wszystko, co zauważę, jak zacznę się śmiać z tego, że piłkarze się faulują i cały czas lądują na tyłku, to nawet Paul, mój ukochany braciszek ma mnie dość. Nawet wkurzam tym Vanessę, która jest fanką całego tego football'u.
Zaczęłam spisywać notatkę z tablicy do zeszytu, kiedy Christine znowu mnie zaczepiła.
- Co znowu? - zachichotałam, przyglądając się pani magister.
- Nic, chciałam zobaczyć, jak zareagujesz na wiadomość, że podałam ci karteczkę z wiadomością.
Miałam ochotę ją udusić. Burzy mój spokój, aby powiedzieć mi, że za chwilkę poda mi karteczkę. Z wielkim trudem powstrzymałam się, aby nie wybuchnąć śmiechem. I tak miałam z fizyczką na pieńku, a nie chcę mieć problemu jeszcze do końca roku.
Przewróciłam teatralnie oczami i wzięłam od przyjaciółki karteczkę.
Nie wiem, o co chodzi. Czyżbyś pogodziła się z Rossem?
Chwyciłam szybko długopis w rękę, aby odpisać natychmiastową wiadomość.
Nie kłócimy się już tyle, ile wcześniej.
Widać było, że ta wiadomość jej nie usatysfakcjonowała. Sama też wzięła szybko ołówek i przez dłuższą chwilę coś pisała.
Tylko tyle? Coś mi się wydaje, że tu chodzi o coś więcej. Widziałam, jak cię wtedy przytulał, pocieszając. Nie chciałaś mu odgryźć ręki, to nierealne. Ps. Jakby cię to interesowało, to co chwile posyła ci ukradkowe spojrzenia. Nawet Dove już tak bardzo go nie interesuje.
Pocieszał mnie, to fakt. Byłam zdołowana kłótnią z Calumem i tym, że uważał mnie za hipokrytkę. To źle?
Nie no, dobrze. Ale to takie dziwne. Zawsze, kiedy o coś z nim chodziło, mówiłaś o tym od razu nam.
Kiedy będę się z nim przyjaźnić, dam wam znać. Obiecuję.
Chciała chyba jeszcze coś dopisać, ale przed oczami przeleciała mi ręka nauczycielki. Patrzyłam zestresowana, jak chciała chwycić i przeczytać pewnie przed całą klasą naszą rozmowę, kiedy nagle Redford prawie wyrwała jej karteczkę z ręki i wsadziła sobie w stanik. Och, dobra kryjówka. Kiedyś będę musiała tego spróbować, kiedy z Paulem albo Vanessą będziemy się kłócić o ciastko.
Fizyczka zacisnęła usta w cienką linijkę.
- Chciałam spisać, jaka była zaległa praca domowa - usprawiedliwiła się.
- Przecież byłaś od przyjścia do naszej szkoły na każdej lekcji.
Christie zarumieniła się. Widziałam to pierwszy raz i to był niecodzienny widok.
- No tak, ale... jednej nie zapisałam. Tak! - prawie wykrzyknęła ostatnie słowo - Tak, jednej nie zapisałam.
Widziałam, jak z płazem nam odpuszcza, ale przez całą lekcję patrzyła na nas. Musiałyśmy ją rozczarować, nie rozpoczęłyśmy już żadnej rozmowy.
_
Wzięłam głęboki wdech.
- Ukochany, stary zapach szkolnej piwnicy. Uwielbiam to.
Poczułam takiego wielkiego lenia, że wywaliłam się na kanapę i nie chciało mi się wstać.
- Ruszaj tyłek, kotek - popędzała mnie Olivia.
Stęknęłam, ale nie ruszyłam się ani o milimetr.
- Laura, to tylko dwie piosenki. Im szybciej zaczniemy, tym szybciej znów będziesz mogła się wywalić na kanapę - powiedział Leo.
Pokręciłam niedowierzająco głową, ale w końcu wstałam.
- Zamęczycie mnie.
- Oj tam, nie przesadzaj - rzekła Redford.
Z ogromnym ociąganiem chwyciłam gitarę i przypomniałam sobie parę akordów.
- Zaczynamy? - spytałam, ziewając.
- Jasne - grupowy odwet.
Pierwsza zaczęła grać Christie z Leo, potem weszła też moja gitara. Stojący przy mikrofonie Luke z Liv zaczęli śpiewać znajomy tekst, który wałkowaliśmy już ponad tydzień. Benward, który wcześniej nie znał słów coveru, teraz znał je na pamięć.
Wsłuchiwałam się w piękny, melodyjny głos przyjaciółki. Holt śpiewała fantastycznie, jej głos mnie zadziwiał. Podobno mówiła o moim głosie tak samo, ale ja nigdy go nie lubiłam. Okej, może nie fałszowałam, ale po prostu ta barwa... nie wiem czemu, ale wszystkim się podobała, tylko nie mnie.
Już po kilku minutach sama musiałam słuchać swojego głosu, śpiewając naszą piosenkę, którą napisałam razem z Christie. Ja zaczęłam, ona skończyła i powstał hit! Oczywiście, kawałek śpiewał Luke, ale to naprawdę nie dużo, bo przez ponad dwie minuty musiałam to być ja. Próbowałam się dogadać z dziewczynami, że i drugą może śpiewać Liv, ale się uparły, że to moje dziecko i to ja muszę je zaśpiewać.
- Po tylu próbach musi nam wyjść genialnie - westchnęłam, znów kładąc się na kanapę.
- To było genialne - usłyszałam cichy, damski głos dochodzący na pewno nie z ust Christie albo Liv.
Wstałam szybko i stanęłam na równe nogi, widząc wchodzącą do pomieszczenia Dove. Czy już wszyscy wiedzą i chce im się szukać nas po 16 w szkolnej piwnicy?
Zmarszczyłam czoło.
- Ymm... Dzięki - mruknęłam - szukasz czegoś?
- Raczej kogoś - odparła blondynka - i już znalazłam. Chcę z tobą porozmawiać. Na osobności - zaznaczyła, patrząc na moich przyjaciół.
- To chyba możemy stąd na chwilę wyjść - pociągnęłam ją za ramię - a więc o co chodzi?
Długo się zbierała na odwagę, ale w końcu wypowiedziała pierwsze słowa.
- Nie wiem, czy to wiesz, ale... Ross jest na serio w tobie zakochany - powiedziała z przerwami, uważnie na mnie patrząc.
Na początku nie dotarły do mnie jej słowa. Potem stałam z szeroko otwartymi ustami. O co chodzi?
- Ale... jak... niby skąd to wiesz? Powiedział ci to?
Powiedz tak, powiedz tak! Błagałam w myślach, nawet nie wiedząc po co. Przecież go nienawidzę!
Nienawidziłaś - podpowiedziało serce.
- Nie wprost, ale... cały czas o tobie rozmawia. Dziś na fizyce podziwiał cię i gadał, jaka to jesteś odważna. Zaprosił mnie na bal i się zgodziłam, bo tak naprawdę nikogo tu nie znam, a poza tym nawet go lubię... ale jako kumpla oczywiście! Ale potem usłyszałam urywek jego rozmowy ze swoim kumplem, a poza tym to widzę... chce wzbudzić w tobie zazdrość. Powiedział, że widzi, że już go tak nienawidzisz, a nawet przyjaźnie patrzysz... tak powiedział, naprawdę! - podniosła ręce do góry w geście obrony.
W jej oczach widziałam szczerość.
- No i - kontynuowała - powiedział, że chyba naprawdę cię kocha.
Zacisnęłam mocno zęby i złapałam się za głowę, gwałtownie oddychając. Oparłam się o ścianę i zjechałam po niej, siadając. Z moich oczu, nawet nie wiem czemu, poleciały łzy.
Dziewczyna kucnęła obok mnie i dotknęła ramienia.
- Jeżeli mnie kocha, to czemu mnie wtedy zostawił? Czemu... czemu tyle czasu udawał, że mnie wielce nienawidzi? - nosiło mnie.
Bolało mnie wszystko. Nowe wieści przyniosły nowy ból, rozdrapały stare rany, a jednocześnie były takie... podnoszące na duchu. Ja też go kochałam, tego byłam pewna już dawno. Stara miłość na nowo we mnie odżyła.
- Wytłumaczył mi wszystko i opowiedział - powiedziała kojącym, ciepłym głosem, głaszcząc mnie po ramieniu - powiedział, że szczerze tego żałuje. Że naprawdę nie wie, co wtedy w niego wstąpiło. Naprawdę cię doceniał, ale bał się, że będzie wyśmiewany. Nie wiem, ale ja znam się na ludziach, a od niego biła szczerość i gorycz. Boi się, że już nigdy cię nie odzyska.
Między nami znów zapadła cisza. Przetrawiałam uzyskane słowa.
- Słuchaj... nie chcę cię dołować ani nic, ale uważam, że powinnaś wiedzieć. Ross to naprawdę szczery, miły i fajny chłopak. Rozmawiał ze mną, zaprosił na bal i jesteśmy dobrymi przyjaciółmi. Dużo mi o tobie opowiadał. Nie wiem, czy mi wierzysz, dlatego wszystko nagrałam - koło moich nóg położyła płytkę.
- Dlaczego to robisz?
Nie wiedziała, co odpowiedzieć.
- Każdy zasługuje na szczęście. Ja już dawno straciłam swoje i teraz mam nadzieję, że uda mi się je odzyskać. Poza tym naprawdę lubię Ross'a i z jego opowiadań wynika, że ty też jesteś niezwykła i fantastyczna.
- W jaki... to znaczy... co straciłaś?
Zauważyłam, że jej ciało się napina.
- Hmm... rodziców, rodzeństwo, przyjaciół.
Nie chciałam jej dalej męczyć. Jeśli będzie chciała, sama mi wszystko powie.
- Chciałam ci to tylko przekazać - powiedziała cicho - więc do zobaczenia - wyprostowała nogi i ruszyła w stronę wyjścia.
- Dove?
- Hmm? - odwróciła się w moją stronę.
- Dziękuję ci.
Na jej ustach zagościł ciepły uśmiech.
- Porozmawiamy jutro.
Po kilku minutach także wstałam z podłogi, podniosłam płytkę i wróciłam do przyjaciół. Bez słowa podeszłam do mojej torby i wsadziłam rzecz do środka.
Nie musiałam nic mówić, a oni nie musieli pytać. Jestem pewna, że wszystko słyszeli. Akurat nie znają słów 'rozmowa na osobności'. Nim się obejrzałam, byłam w ramionach przyjaciół i szlochałam jak opętana.
_
*Rydel*
- Dalej nie rozumiem, jak mogłeś to zrobić - złapałam jego zimną dłoń między swoje i pocierałam nimi.
Chciałam choć trochę go ogrzać. I tak nic innego nie mogłam zrobić.
- Rydel - uśmiechnął się ciepło i przewrócił na bok - to nic takiego.
- Chciałabym na ciebie nawrzeszczeć, ale nie umiem - spuściłam głowę w dół - co ci strzeliło do głowy? Miałeś sprzątać w domu.
Przełknął głośno ślinę. Pewnie modlił się, aby nie dostać tego pytania, ale musiałam go w tej chwili zawieść. Dalej nie rozumiem, co on tam robił, kiedy miał być gdzieś indziej. To ja powinnam tutaj leżeć, nie on.
- Nie wiem, czy mi uwierzysz - powiedział niepewnie - po prostu... miałem takie przeczucie, że coś ci się stanie.
Podniosłam szybko na niego wzrok.
- Przeczucie? - powtórzyłam zaskoczona.
- Po prostu... taka intuicja. Wiem, że zawsze kobiety mają intuicję, a ja podobno się do nich nie zaliczam, ale coś tak czułem, że stanie się coś złego. Powiedziałem chłopakom, że muszę na chwilę wyjść i poszedłem za tobą.
- No i wylądowałeś tu, cały połamany.
Machnął na mnie ręką.
- To nic takiego.
- Wciąż to powtarzasz - powiedziałam z wyrzutem.
- A ty wciąż powtarzasz, że to ty powinnaś tu leżeć, nie ja.
- Bo to prawda! - krzyknęłam, gwałtownie wstając.
Między nami zapadła długa, niemiła cisza. Chłopak był zaskoczony i patrzył na mnie zdziwiony. Ja zmieszana usiadłam znów na krzesło i żeby odwrócić choć na chwilę od niego wzrok, spoglądałam uparcie w ścianę.
- Rydel... - westchnął głęboko - nie wiem czemu, ale chcesz zmienić to, co się już stało. Nic nie zmieni twoje zadręczanie się, a do tego będziesz nieszczęśliwa.
Chciałam mu coś złośliwego odpowiedzieć, ale w porę ugryzłam się w język. Co ja na to poradzę, że już taka jestem? Odkąd pamiętam, jestem strasznie problematyczna. Zawsze wszystko wyolbrzymiam i tylko ranię, a nie pomagam.
- W jakim sensie miałeś przeczucie? - powiedziałam cicho.
- Po prostu czułem to. Bałem się o ciebie - zrobiło mi się cieplej na sercu - jestem twoim przyjacielem i chcę, aby tak pozostało. U nas od pokoleń było powtarzane, że jakaś tam prababka była wróżką czy coś w tym sensie, ale ja jakoś w to nie wierzę. Po prostu często czuję, że coś się stanie.
Tym razem cisza była milsza. Przetrawiałam w milczeniu jego słowa, aż usłyszałam kroki na korytarzu i otwierające się drzwi.
- Dzień dobry - do środka zawitała jedna z pielęgniarek - niestety, ale czas odwiedzin się skończył. Musi pani stąd wyjść.
Spojrzałam na zegarek naścienny - faktycznie, było już lekko po 22. Z cichym stęknięciem wstałam, wzięłam swoją torebkę i bluzę, pocałowałam przyjaciela w policzek i pomachałam mu, wychodząc.
- Wpadnę jutro.
- Okej. Będę tęsknić, Delly.
**********************************************
Cześć :)
ROZDZIAŁ DEDYKUJĘ MOJEJ KOCHANEJ SZANELL ♥ Kochana, nic się nie stało. Ja rozumiem :3 Też mam czasami takiego lenia xd
Mam nadzieję, że rozdział się spodoba :) Czekajcie cierpliwie na next'a, a ja liczę, że będziecie komentować :3
niedziela, 6 lipca 2014
20. No Idea
Jesteśmy tym, co raz po raz czynimy. Biegłość nie leży w czynie, ale w nawyku ~Arystoteles
Bez względu na to, w czym chcesz być świetna, wymaga to cierpliwości i ćwiczenia. To tak proste jak z myciem zębów, przy którym ledwie myślimy, bo wykonujemy je trzy razy dziennie. Wielokrotnie powtarzając zdrową czynność, czynimy z niej rutynowy element swojego życia. Dobrze jest mieć zdrowe nawyki. Im więcej ich masz, tym lepiej dla ciebie. Jeśli codziennie starasz się ulepszyć, w końcu będziesz lepsza.
Odkryj, co uwielbiasz i co jest dla ciebie dobre, i obróć to w swój nawyk.
~*~
Wciąż 26 październik, środa
Po powrocie do domu ze szkoły ze względu na naprawdę upalną pogodę postanowiłam postawić na przewiewną sukienkę. Posiadałam kilka takich w szafie, ale naprawdę rzadko je nosiłam.
Nałożyłam na siebie niebieską, do kolana na ramiączkach, a na nogi czarne sandały. Do podręcznej torebki wsadziłam najpotrzebniejsze rzeczy i zeszłam z powrotem na dół.
Tam jeszcze spięłam włosy w koka i mogłam wyjść.
- Abby, wyjdziemy wieczorem - powiedziałam cicho do cicho piszczącej suczki - obiecuję.
Pogłaskałam ją po głowie i wypuściłam do ogrodu. Sama do niego wyszłam i minęłam ogrodzenie.
Razem z Liv umówiłyśmy się, że pójdziemy same pod blok Christie, więc zamiast po nią iść włożyłam do uszu słuchawki i włączyłam ulubioną piosenkę Metalliki - The Day That Never Comes. Powolnym krokiem szłam w stronę znajomej ulicy i nuciłam pod nosem piosenkę. Gdy włączyła się po raz szósty, byłam już na miejscu. Wsadziłam mp3 to torebki i wyciągnęłam telefon. Wpisałam numer przyjaciółki, jednak mnie wyprzedziła.
Już wychodzę -Christie
Może nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że dziewczyna wyszła przez okno od swojego pokoju i zaczęła schodzić po schodach pożarowych. Już po kilku sekundach, zdyszana, ale była przy mnie.
- Co to było? - spytałam nie dowierzając.
Wzruszyła ramionami.
- Mini ucieczka z domu.
Widząc moje spojrzenie, pospieszyła z wyjaśnieniami.
- Rodzice mnie uziemili - przewróciła teatralnie oczami - za głośne granie na gitarze, kiedy w domu przebywał klient - prychnęła - oni są na serio stuknięci.
Pokręciłam niedowierzająco głową.
- To nie jest normalne. Ale jak się zorientują?
- Nie ma ich w domu, ale zamknęli drzwi na klucz i zabrali mój. Ze sobą wzięli też Tom'a i młodego. Jestem sama w domu, oprócz Berniego, który śpi jak zabity, bo nie dałam mu karmy. Nie wiesz, gdzie Olivia? - spytała, zmieniając temat i rozglądając się dookoła.
Pokręciłam przecząco głową.
- Nie widziałam jej. Miałyśmy się tu spotkać.
- Poczekajmy jeszcze chwilę, może się spóźni.
Przez kilka minut rozmawiałyśmy na wszystkie tematy, które przychodziły nam do głowy, aż przybiegła do nas Liv. Była cała zdyszana.
- Za... zaraz - wysapała, opierając się rękoma o kolana i głęboko oddychając.
Wzięła głęboki wdech i stanęła do pionu.
- Już - machnęła ręką - musiałam coś jeszcze zrobić w domu. Ale nie uwierzysz! Ta nowa...
- Dove?
Skinęła głową.
- Tak, ona. Ta blondi, która unikała zalotów Lyncha. Idzie z nim na bal.
Christie otworzyła szeroko usta ze zdziwienia.
- Niezły jest, nie doceniałam jego możliwości.
A ja, zamiast się śmiać z głupoty blondynki, poczułam zazdrość. Głupią, gorącą zazdrość. Nie rozumiem tylko, czemu? Czyżby przez te głupie kilka tygodni nasze relacje zmieniły tor?
- Laura, idziesz? - z rozmyślania wyrwał mnie głos szatynki.
- Jasne - powiedziałam słabo i doszłam do nich, zrównując krok.
Jednak okropne uczucie ani na chwilę nie słabło.
~*~
Chodziłyśmy po sklepach już dość długo. Odkryłam, że właśnie tego było mi trzeba - pogaduszek z przyjaciółkami i oderwania od szarej, ponurej rzeczywistości.
Redford znalazła swoją wymarzoną sukienkę na bal - była ona do połowy uda. Miała białą górę na ramiączkach i czarną, zszytą spódnicę. Do tego jeszcze postawiła na czarne, skromne szpilki. Jednak będziemy stały na tej scenie, a Christie będzie grać na gitarze - musi jej być wygodnie.
Ja się wahałam pomiędzy krótką, pomarańczową sukienką z paskiem,, a czerwoną z marszczoną górą i wstążką w talii. Zdecydowałam jednak nie wybierać żadnej z nich, a za kilka dni wybrać się znów na zakupy ze specem modowym - w moim wypadku Vanessą i Rydel One we dwie potrafiły wyczynić cuda!
Gdy kierowałyśmy się już w stronę automatu przy wyjściu, PO RAZ KOLEJNY ktoś na mnie wpadł. Albo ja na niego - tu akurat nie ma różnicy. Ludzie, nauczcie się, że mi się pod nogi nie łazi!
Ross poleciał do tyłu, wywalając się na tyłek. Prychnęłam śmiechem.
- Ross, kiedy się nauczysz, że nie można się na mnie pchać?
Pomogłam mu wstać. Jakieś pozory "zakładu", że mamy być dla siebie mili trzeba zachować.
Podniosłam wzrok na pozostałych Lynchów. Rydel, jak to Delly posyłała mi ciepły uśmiech, który kochałam, a chłopcy mierzyli mnie wzrokiem.
Riker gwizdnął przeciągle.
- Wow - powiedział nieogarnięty Rocky - chyba wiedziałaś, że dziś mu coś zrobisz, co?
Był, krótko mówiąc, niedoinformowany.
Ale co do ubioru, to mało im się dziwię. Już chyba od początku gimnazjum nie można było mnie zobaczyć w sukience. Na szkolne dyskoteki i bale ubierałam co najwyżej spódnice, a na imprezie i tak długo nie zostawałam. Tym razem miało być inaczej.
- Wróżką nie jest - powiedziała zniecierpliwiona Christina - ma tylko szczęście.
- Spieszy ci się gdzieś, kwiatuszku? - spytał ją Riker.
- Kwiatuszka to sobie znajdź na łące - zripostowała go - chce mi się siiikuuu! - wydarła się, podrygując w miejscu.
Osoby, które przechodziły obok nas, popatrzyły się na nas dziwnie, ale miałam to gdzieś. Jaka to przyjaźń, kiedy wstydzisz się odpałów przyjaciół?
- Chodź, wejście smoka, biegniemy! - krzyknęłam radośnie i pociągnęłam ją za rękę, ciągnąć w stronę kibli.
- Dzięki!
Po dwóch minutach byłyśmy znów przy Holt i reszcie znajomych.
- Spieszycie się do domu albo coś? - spytała Rydel - może poszłybyście z nami na pizzę? Nie wytrzymam z tymi małpami sama ani sekundy dłużej.
Spojrzałam na przyjaciółki pytająco.
- Sikać mi się już nie chce, więc spoko - odrzekła Christie.
- A umyłaś ręce? - spytał Rik.
Uśmiechnęłam się. Tani podryw. I to na moich oczach! Pomocy!
Szatynka wskoczyła na jego plecy i pociągnęła za włosy.
- Masz pecha. Umyłam.
Zeskoczyła z niego z gracją. Co to w ogóle miało być?
~*~
- Nie, nie, nie, nie! Rocky! - darłam się - jak śmiesz rzucać we mnie pizzą?!
Wybuchnęłam śmiechem i wycelowałam w niego swoim posiłkiem. Mniej kalorii. W sumie, ja i tak nie tyję, więc nie wiem, czym się przejmuję. Trafiłam prosto w nochal.
- YEY! - krzyknęłam.
I tak już nic chyba nie mogło mi przynieść więcej 'upokorzenia'. Pieprzyć to. Ważniejsza jest zabawa.
- Dzieci, jedzcie spokojnie - pouczył nas jakiś dziadek.
Zignorowaliśmy go, a do tego Rocky, jak to idiota Rocky rzucił w mężczyznę pizzą. Facet się nie wkurzył, ale dla żartu wylał na niego swój sok. Płyn spływał po twarzy idioty, a my co chwilę wybuchaliśmy śmiechem. Już od dawna się tak dobrze nie bawiłam.
- I tak miałem to prawie za darmo, zniżka emerycka.
Jego komentarz mnie rozbawił.
I powiedzcie mi jasno, czy z nimi można się nudzić?
Nagle ktoś mnie kopnął w kostkę. Spojrzałam z udawanym mordem w oczach na zdrajcę, czytaj - Ross'a, a on naprawdę zrobił przerażoną minę.
- Wybacz, miałem Riker'a... a nie, Rydel... Boże, kogo ja miałem kopnąć?
Głupota. Czysta, w czystej postaci głupota siedziała tu przede mną w sztukach razy cztery.
Bawiliśmy się w najlepsze, kiedy usłyszałam cichy jęk Christie.
- O cholera.
Zauważyłam, że pod stołem trzymała telefon. Przeczytała jakiegoś SMS-a.
- Wybaczcie, ja już muszę lecieć.
Szybkim ruchem odsunęła krzesło, zdjęła z jego oparcia torebkę i chciała szybko się ulotnić.
- Co się stało? - spytałam półszeptem, łapiąc ją za ramię.
- Muszę wrócić do domu w pięć minut. Tom mi napisał, że są już niedaleko domu.
- Rydel, jesteście samochodem? - zadałam pytanie drugiej przyjaciółce.
- Tak, ale...
- To chodź - przerwałam jej - podwieziesz Christie?
~*~
Deja vu sprzed kilku godzin.
Stojąc obok Rydel za bramką przed blokiem, wpatrywałam się, jak Redford wspina się na górę po schodach pożarowych na siódme piętro. Gdy była na piątym, pod bramkę zajechał samochód. Zza szyby wystawiła głowę matka Tom'a i Christiny.
- Co tu robisz? - spytała mnie chłodno - Christie ma karę. Nie będzie mogła wyjść i się z wami szwędać.
- Mi też miło panią widzieć - odpowiedziałam równie szorstkim tonem.
- Innym tonem młoda panno.
- Będzie mnie pani szanować, a ja wtedy będę szanować panią.
Tom z tylnego siedzenia mrugnął do mnie i uśmiechnął się, a jego matka przewróciła oczami. Wpisała odpowiedni kod i wjechali przed swój blok. Na szczęście przyjaciółka zdążyła wejść na swoje piętro, zamknąć okno i zapalić światło. Jak schowa jeszcze swoje zakupy, to nie powinni się domyśleć. Najwyżej, że jej rodzice to agenci FBI czy coś.
Miała szczęście, a ja uśmiechnęłam się, że szatynce się udało. Stojąca obok mnie brązowooka pogłaskała mnie po ramieniu.
- Wracamy?
*****************************
Jeśli dojdę do rozdziału z balem, to wszystko mi pójdzie już łatwo, nie martwcie się Ci, którzy się martwili c;
Rozdział jest, jest trochę więcej Lynchów. Niedużo, ale zawsze coś, prawda? :)
I widać, że relacje Ross'a i Laury przybierają obrót. Mówiłam, że długo nie wytrzymam bez Raury c;
Także ten, wy komentujcie, a ja lecę.
Do napisania.
PS. Ci, którzy są zawiedzeni moją przerwą na TF - raura-r5-my-story.blogspot.com z powodu skończenia sezonu, niech się nie martwią - ROZDZIAŁ POJAWI SIĘ W TEN CZWARTEK ;d
Dwa tygodnie, miśki ♥
KOLEJNA MANIA PIOSENKOWA. KOCHAM ♥♥♥
Bez względu na to, w czym chcesz być świetna, wymaga to cierpliwości i ćwiczenia. To tak proste jak z myciem zębów, przy którym ledwie myślimy, bo wykonujemy je trzy razy dziennie. Wielokrotnie powtarzając zdrową czynność, czynimy z niej rutynowy element swojego życia. Dobrze jest mieć zdrowe nawyki. Im więcej ich masz, tym lepiej dla ciebie. Jeśli codziennie starasz się ulepszyć, w końcu będziesz lepsza.
Odkryj, co uwielbiasz i co jest dla ciebie dobre, i obróć to w swój nawyk.
~*~
Wciąż 26 październik, środa
Po powrocie do domu ze szkoły ze względu na naprawdę upalną pogodę postanowiłam postawić na przewiewną sukienkę. Posiadałam kilka takich w szafie, ale naprawdę rzadko je nosiłam.
Nałożyłam na siebie niebieską, do kolana na ramiączkach, a na nogi czarne sandały. Do podręcznej torebki wsadziłam najpotrzebniejsze rzeczy i zeszłam z powrotem na dół.
Tam jeszcze spięłam włosy w koka i mogłam wyjść.
- Abby, wyjdziemy wieczorem - powiedziałam cicho do cicho piszczącej suczki - obiecuję.
Pogłaskałam ją po głowie i wypuściłam do ogrodu. Sama do niego wyszłam i minęłam ogrodzenie.
Razem z Liv umówiłyśmy się, że pójdziemy same pod blok Christie, więc zamiast po nią iść włożyłam do uszu słuchawki i włączyłam ulubioną piosenkę Metalliki - The Day That Never Comes. Powolnym krokiem szłam w stronę znajomej ulicy i nuciłam pod nosem piosenkę. Gdy włączyła się po raz szósty, byłam już na miejscu. Wsadziłam mp3 to torebki i wyciągnęłam telefon. Wpisałam numer przyjaciółki, jednak mnie wyprzedziła.
Już wychodzę -Christie
Może nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że dziewczyna wyszła przez okno od swojego pokoju i zaczęła schodzić po schodach pożarowych. Już po kilku sekundach, zdyszana, ale była przy mnie.
- Co to było? - spytałam nie dowierzając.
Wzruszyła ramionami.
- Mini ucieczka z domu.
Widząc moje spojrzenie, pospieszyła z wyjaśnieniami.
- Rodzice mnie uziemili - przewróciła teatralnie oczami - za głośne granie na gitarze, kiedy w domu przebywał klient - prychnęła - oni są na serio stuknięci.
Pokręciłam niedowierzająco głową.
- To nie jest normalne. Ale jak się zorientują?
- Nie ma ich w domu, ale zamknęli drzwi na klucz i zabrali mój. Ze sobą wzięli też Tom'a i młodego. Jestem sama w domu, oprócz Berniego, który śpi jak zabity, bo nie dałam mu karmy. Nie wiesz, gdzie Olivia? - spytała, zmieniając temat i rozglądając się dookoła.
Pokręciłam przecząco głową.
- Nie widziałam jej. Miałyśmy się tu spotkać.
- Poczekajmy jeszcze chwilę, może się spóźni.
Przez kilka minut rozmawiałyśmy na wszystkie tematy, które przychodziły nam do głowy, aż przybiegła do nas Liv. Była cała zdyszana.
- Za... zaraz - wysapała, opierając się rękoma o kolana i głęboko oddychając.
Wzięła głęboki wdech i stanęła do pionu.
- Już - machnęła ręką - musiałam coś jeszcze zrobić w domu. Ale nie uwierzysz! Ta nowa...
- Dove?
Skinęła głową.
- Tak, ona. Ta blondi, która unikała zalotów Lyncha. Idzie z nim na bal.
Christie otworzyła szeroko usta ze zdziwienia.
- Niezły jest, nie doceniałam jego możliwości.
A ja, zamiast się śmiać z głupoty blondynki, poczułam zazdrość. Głupią, gorącą zazdrość. Nie rozumiem tylko, czemu? Czyżby przez te głupie kilka tygodni nasze relacje zmieniły tor?
- Laura, idziesz? - z rozmyślania wyrwał mnie głos szatynki.
- Jasne - powiedziałam słabo i doszłam do nich, zrównując krok.
Jednak okropne uczucie ani na chwilę nie słabło.
~*~
Chodziłyśmy po sklepach już dość długo. Odkryłam, że właśnie tego było mi trzeba - pogaduszek z przyjaciółkami i oderwania od szarej, ponurej rzeczywistości.
Redford znalazła swoją wymarzoną sukienkę na bal - była ona do połowy uda. Miała białą górę na ramiączkach i czarną, zszytą spódnicę. Do tego jeszcze postawiła na czarne, skromne szpilki. Jednak będziemy stały na tej scenie, a Christie będzie grać na gitarze - musi jej być wygodnie.
Ja się wahałam pomiędzy krótką, pomarańczową sukienką z paskiem,, a czerwoną z marszczoną górą i wstążką w talii. Zdecydowałam jednak nie wybierać żadnej z nich, a za kilka dni wybrać się znów na zakupy ze specem modowym - w moim wypadku Vanessą i Rydel One we dwie potrafiły wyczynić cuda!
Gdy kierowałyśmy się już w stronę automatu przy wyjściu, PO RAZ KOLEJNY ktoś na mnie wpadł. Albo ja na niego - tu akurat nie ma różnicy. Ludzie, nauczcie się, że mi się pod nogi nie łazi!
Ross poleciał do tyłu, wywalając się na tyłek. Prychnęłam śmiechem.
- Ross, kiedy się nauczysz, że nie można się na mnie pchać?
Pomogłam mu wstać. Jakieś pozory "zakładu", że mamy być dla siebie mili trzeba zachować.
Podniosłam wzrok na pozostałych Lynchów. Rydel, jak to Delly posyłała mi ciepły uśmiech, który kochałam, a chłopcy mierzyli mnie wzrokiem.
Riker gwizdnął przeciągle.
- Wow - powiedział nieogarnięty Rocky - chyba wiedziałaś, że dziś mu coś zrobisz, co?
Był, krótko mówiąc, niedoinformowany.
Ale co do ubioru, to mało im się dziwię. Już chyba od początku gimnazjum nie można było mnie zobaczyć w sukience. Na szkolne dyskoteki i bale ubierałam co najwyżej spódnice, a na imprezie i tak długo nie zostawałam. Tym razem miało być inaczej.
- Wróżką nie jest - powiedziała zniecierpliwiona Christina - ma tylko szczęście.
- Spieszy ci się gdzieś, kwiatuszku? - spytał ją Riker.
- Kwiatuszka to sobie znajdź na łące - zripostowała go - chce mi się siiikuuu! - wydarła się, podrygując w miejscu.
Osoby, które przechodziły obok nas, popatrzyły się na nas dziwnie, ale miałam to gdzieś. Jaka to przyjaźń, kiedy wstydzisz się odpałów przyjaciół?
- Chodź, wejście smoka, biegniemy! - krzyknęłam radośnie i pociągnęłam ją za rękę, ciągnąć w stronę kibli.
- Dzięki!
Po dwóch minutach byłyśmy znów przy Holt i reszcie znajomych.
- Spieszycie się do domu albo coś? - spytała Rydel - może poszłybyście z nami na pizzę? Nie wytrzymam z tymi małpami sama ani sekundy dłużej.
Spojrzałam na przyjaciółki pytająco.
- Sikać mi się już nie chce, więc spoko - odrzekła Christie.
- A umyłaś ręce? - spytał Rik.
Uśmiechnęłam się. Tani podryw. I to na moich oczach! Pomocy!
Szatynka wskoczyła na jego plecy i pociągnęła za włosy.
- Masz pecha. Umyłam.
Zeskoczyła z niego z gracją. Co to w ogóle miało być?
~*~
- Nie, nie, nie, nie! Rocky! - darłam się - jak śmiesz rzucać we mnie pizzą?!
Wybuchnęłam śmiechem i wycelowałam w niego swoim posiłkiem. Mniej kalorii. W sumie, ja i tak nie tyję, więc nie wiem, czym się przejmuję. Trafiłam prosto w nochal.
- YEY! - krzyknęłam.
I tak już nic chyba nie mogło mi przynieść więcej 'upokorzenia'. Pieprzyć to. Ważniejsza jest zabawa.
- Dzieci, jedzcie spokojnie - pouczył nas jakiś dziadek.
Zignorowaliśmy go, a do tego Rocky, jak to idiota Rocky rzucił w mężczyznę pizzą. Facet się nie wkurzył, ale dla żartu wylał na niego swój sok. Płyn spływał po twarzy idioty, a my co chwilę wybuchaliśmy śmiechem. Już od dawna się tak dobrze nie bawiłam.
- I tak miałem to prawie za darmo, zniżka emerycka.
Jego komentarz mnie rozbawił.
I powiedzcie mi jasno, czy z nimi można się nudzić?
Nagle ktoś mnie kopnął w kostkę. Spojrzałam z udawanym mordem w oczach na zdrajcę, czytaj - Ross'a, a on naprawdę zrobił przerażoną minę.
- Wybacz, miałem Riker'a... a nie, Rydel... Boże, kogo ja miałem kopnąć?
Głupota. Czysta, w czystej postaci głupota siedziała tu przede mną w sztukach razy cztery.
Bawiliśmy się w najlepsze, kiedy usłyszałam cichy jęk Christie.
- O cholera.
Zauważyłam, że pod stołem trzymała telefon. Przeczytała jakiegoś SMS-a.
- Wybaczcie, ja już muszę lecieć.
Szybkim ruchem odsunęła krzesło, zdjęła z jego oparcia torebkę i chciała szybko się ulotnić.
- Co się stało? - spytałam półszeptem, łapiąc ją za ramię.
- Muszę wrócić do domu w pięć minut. Tom mi napisał, że są już niedaleko domu.
- Rydel, jesteście samochodem? - zadałam pytanie drugiej przyjaciółce.
- Tak, ale...
- To chodź - przerwałam jej - podwieziesz Christie?
~*~
Deja vu sprzed kilku godzin.
Stojąc obok Rydel za bramką przed blokiem, wpatrywałam się, jak Redford wspina się na górę po schodach pożarowych na siódme piętro. Gdy była na piątym, pod bramkę zajechał samochód. Zza szyby wystawiła głowę matka Tom'a i Christiny.
- Co tu robisz? - spytała mnie chłodno - Christie ma karę. Nie będzie mogła wyjść i się z wami szwędać.
- Mi też miło panią widzieć - odpowiedziałam równie szorstkim tonem.
- Innym tonem młoda panno.
- Będzie mnie pani szanować, a ja wtedy będę szanować panią.
Tom z tylnego siedzenia mrugnął do mnie i uśmiechnął się, a jego matka przewróciła oczami. Wpisała odpowiedni kod i wjechali przed swój blok. Na szczęście przyjaciółka zdążyła wejść na swoje piętro, zamknąć okno i zapalić światło. Jak schowa jeszcze swoje zakupy, to nie powinni się domyśleć. Najwyżej, że jej rodzice to agenci FBI czy coś.
Miała szczęście, a ja uśmiechnęłam się, że szatynce się udało. Stojąca obok mnie brązowooka pogłaskała mnie po ramieniu.
- Wracamy?
*****************************
Jeśli dojdę do rozdziału z balem, to wszystko mi pójdzie już łatwo, nie martwcie się Ci, którzy się martwili c;
Rozdział jest, jest trochę więcej Lynchów. Niedużo, ale zawsze coś, prawda? :)
I widać, że relacje Ross'a i Laury przybierają obrót. Mówiłam, że długo nie wytrzymam bez Raury c;
Także ten, wy komentujcie, a ja lecę.
Do napisania.
PS. Ci, którzy są zawiedzeni moją przerwą na TF - raura-r5-my-story.blogspot.com z powodu skończenia sezonu, niech się nie martwią - ROZDZIAŁ POJAWI SIĘ W TEN CZWARTEK ;d
Dwa tygodnie, miśki ♥
KOLEJNA MANIA PIOSENKOWA. KOCHAM ♥♥♥
wtorek, 1 lipca 2014
19. Chandelier
Każdy człowiek został stworzony do wykonania jakiegoś dzieła i pragnienie tego dzieła mieszka w jego sercu ~Rumi.
W tym czy innym momencie wszyscy czujemy się zagubieni. Czasami zresztą, aby naprawdę zorientować się, gdzie chcemy dojść, musimy poczuć się zagubieni. Niezależnie od tego, co czujesz, pamiętaj, że każdy z nas otrzymał jakiś cel i pasję. Naszym jedynym zadaniem jest to sobie uświadomić i za tym podążać. Jeśli jeszcze nie znasz swojego celu, nie martw się tym. Miej ufność do wszechświata, że go zobaczysz, kiedy przyjdzie na to pora, a tymczasem bądź otwarta na - i wdzięczna za - wszystko, co pojawia się na twojej drodze.
Gdy czujesz się zagubiona, daj sobie czas na błądzenie. Prędzej czy później zdecydujesz, w którym kierunku iść.
***
- Co z nim? - spytałam zaniepokojona, patrząc na aparaturę, która powoli pikała.
Rydel była zrozpaczona. Nigdy nie chciała, aby przez własną głupotę (jeśli to tak można w ogóle nazwać) ktoś został skrzywdzony za nią.
- Stan jest stabilny - powiedział lekarz - na razie pacjent odpoczywa, niedługo powinien się obudzić. I proszę go nie męczyć zbyt bardzo rozmową i innymi sprawami, bo musi naprawdę dużo odpoczywać. Jest jeszcze bardzo słaby.
Po policzkach Delly popłynęły łzy.
- To wszystko przeze mnie - powiedziała ze złością dla siebie i bezsilnością dla życia.
Nic nie mogła na to poradzić. My też nie. Możemy tylko patrzeć na to wszystko, a nie możemy tego powstrzymać.
- Spokojnie, kochana - przytuliłam ją lekko - to nie jest przez ciebie.
- To ja tu powinnam leżeć, nie on - rozpłakała się jeszcze bardziej - i uwierzyć, że go tak nie lubiłam.
Westchnęłam.
- Dla przyjaciół można wskoczyć w ogień - zacytowałam ulubiony cytat mojej babci, która mieszka w San Francisco.
Och, tak daleko do kochanych osób.
- Ell zawsze cię uważał za dobrą przyjaciółkę - odezwał się Ross - możesz teraz się odwdzięczyć i go zupełnie zaakceptować.
Między nami zapadła cisza. Rydel przetrawiała nasze słowa, a w tym czasie lekarz zdążył się ulotnić. Niewidzącym wzrokiem patrzyłam na Ratliffa, głęboko rozmyślając.
- Skarbie, musisz trochę odpocząć - powiedziałam nagle do przyjaciółki - chodź, pójdziemy do automatu po kawę, a potem pojedziemy na noc do domu. Przyjedziemy tu rano.
- Obiecujesz?
- Obiecuję - odparłam bez zastanowienia.
Dla Delly byłam w stanie wskoczyć w ogień. Zdecydowanie.
To ona zawsze najbardziej mnie wspierała w trudnych chwilach. W sumie, co się dziwić? Obie potrzebowałyśmy siostry. Ona jej nie miała, moja wyjechała.
Usłyszałam jej ciche westchnięcie.
- Zgoda.
Złapałam ją pod ramię i powolnym krokiem skierowałyśmy się w stronę drzwi.
- A wy co? Nie idziecie? - spytałam wszystkich obecnych (byli tam wszyscy Lynchowie, Vanessa z Paulem i mamą Marano oraz Calum ~od autorki).
Wszyscy jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki skierowali się za nami.
Rydel posłała tylko Ell'owi przepraszające spojrzenie i wyszliśmy z pomieszczenia.
____
- Kto by pomyślał, że to wszystko może być takie ciężkie?
- Nie wiem. Na pewno nie ja - westchnęłam, upijając łyk gorącej czekolady - znaczy, może nie mam w domu łatwo, ale na pewno nie jest źle. Grunt, że z Paulem jest wszystko okej.
Rydel westchnęła i przejechała sobie ręką po twarzy. Naprawdę można zauważyć, że nie czuje się zbyt dobrze.
- Naprawdę nie chcesz spać? - zadałam jej cicho pytanie.
Byłyśmy u mnie w domu. Chłopcy wrócili do swojego, a przyjaciółka postanowiła zostać trochę u mnie. Tłumaczyła się tym, że naprawdę jej brakuje naszych wspólnych chwil (co może być prawdą), ale pewnie głównie chodziło o to, żeby nie być w domu. Tam wszystko przypominałoby jej o Ell'u.
- Nie. Porozmawiajmy, proszę - wyszeptała błagalnie.
- Spokojnie, jestem przy tobie - objęłam ją ramieniem, na co wtuliła się we mnie jak w pluszowego misia.
Jak też tak kiedyś uwielbiałam robić Ross'owi. Rozbawiało go to.
- Rydel, wiesz, że to nie twoja wina? Czasami nie można uniknąć porządku świata. Tak się czasami zdarza, a Ell na pewno szybko wróci do zdrowia.
Głaskałam ją delikatnie po włosach, na co reagowała ze spokojem. Uspokajała się powoli.
- Mam taką nadzieję. Gdyby tak nie było, miałabym wyrzuty do końca życia - wymamrotała sennym głosem.
- Śpij. Jutro będzie dzień.
Posłuchała mnie. Zasnęła, wtulona we mnie.
~*~
26 październik
środa
- Matka załatwiła drugi zespół na koncert - powiedziałam zdenerwowana, podchodząc do stojących przyjaciół - powiedziała, że chce trochę więcej muzyki na żywo. Skróciła nam czas występu do góra trzech piosenek.
Olivia przekręciła oczami.
- Twoja matka jak chce, to potrafi zirytować.
Prychnęłam śmiechem.
- Jakbym tego nie wiedziała. Ona dobrze wiedziała, że to będzie dla nas bardzo ważne, a zrobiła mi na złość, chcąc się na mnie zemścić.
Westchnęłam i przejechałam sobie ręką po twarzy.
- My zagramy dwie piosenki - powiedziała Christie - cover Monster i naszą piosenkę, Laura. Wystarczy - posłała mi uśmiech - nie kłóć się tyle z mamą, nie warto. Uwierz, ty masz wybór. Nasi rodzice się już nie zmienią. Ja nie mam wyboru.
Spojrzałam na nią ze współczuciem.
- A tak w ogóle, kiedy będzie bal? - spytała mnie Liv.
- Powinien być 31, w poniedziałek, ale może być później.
- Musimy jeszcze trochę poćwiczyć, ale jest dobrze.
- A tak w ogóle, co u tego... Ellingtona? - zadał mi pytanie Leo.
- Jest dobrze. Obudził się już. Rydel siedzi u niego od rana. Jest mu ogromnie wdzięczna, a jednocześnie gryzie ją poczucie winy.
Między nami zapadła cisza, którą przerywały wrzaski na korytarzu szkolnym. Zaczęliśmy się kierować w stronę sali.
- A tak w ogóle - zaczęła Christine - nie mam żadnej sukienki na bal. Chciałybyście się ze mną przejść?
- Jasne - uśmiechnęłam się ciepło - prawda, Liv?
Blondynka także pokiwała głową.
- To widzimy się o 15 przed bramą dojazdową przed moim blokiem - powiedziała Christie, cmoknęła nas obie w policzki i zniknęła mi z pola widzenia, między innymi uczniami.
Tak, moje życie jest mega ciekawe. CIEKAWE.
***********
Pff... beznadzieja. Nie mam ani grama weny :/ Przychodzą mi tylko pomysły, które tu nie pasują. Najchętniej bym się strzeliła w tą pustą głowę, ale już trudno. Przeżyjemy, prawda? :)
Mam nadzieję, że nie zabijecie mnie za to coś.
Ja tu kończę i uciekam, bo muszę lecieć na spotkanie z koleżanką. Do napisania :3
W tym czy innym momencie wszyscy czujemy się zagubieni. Czasami zresztą, aby naprawdę zorientować się, gdzie chcemy dojść, musimy poczuć się zagubieni. Niezależnie od tego, co czujesz, pamiętaj, że każdy z nas otrzymał jakiś cel i pasję. Naszym jedynym zadaniem jest to sobie uświadomić i za tym podążać. Jeśli jeszcze nie znasz swojego celu, nie martw się tym. Miej ufność do wszechświata, że go zobaczysz, kiedy przyjdzie na to pora, a tymczasem bądź otwarta na - i wdzięczna za - wszystko, co pojawia się na twojej drodze.
Gdy czujesz się zagubiona, daj sobie czas na błądzenie. Prędzej czy później zdecydujesz, w którym kierunku iść.
***
- Co z nim? - spytałam zaniepokojona, patrząc na aparaturę, która powoli pikała.
Rydel była zrozpaczona. Nigdy nie chciała, aby przez własną głupotę (jeśli to tak można w ogóle nazwać) ktoś został skrzywdzony za nią.
- Stan jest stabilny - powiedział lekarz - na razie pacjent odpoczywa, niedługo powinien się obudzić. I proszę go nie męczyć zbyt bardzo rozmową i innymi sprawami, bo musi naprawdę dużo odpoczywać. Jest jeszcze bardzo słaby.
Po policzkach Delly popłynęły łzy.
- To wszystko przeze mnie - powiedziała ze złością dla siebie i bezsilnością dla życia.
Nic nie mogła na to poradzić. My też nie. Możemy tylko patrzeć na to wszystko, a nie możemy tego powstrzymać.
- Spokojnie, kochana - przytuliłam ją lekko - to nie jest przez ciebie.
- To ja tu powinnam leżeć, nie on - rozpłakała się jeszcze bardziej - i uwierzyć, że go tak nie lubiłam.
Westchnęłam.
- Dla przyjaciół można wskoczyć w ogień - zacytowałam ulubiony cytat mojej babci, która mieszka w San Francisco.
Och, tak daleko do kochanych osób.
- Ell zawsze cię uważał za dobrą przyjaciółkę - odezwał się Ross - możesz teraz się odwdzięczyć i go zupełnie zaakceptować.
Między nami zapadła cisza. Rydel przetrawiała nasze słowa, a w tym czasie lekarz zdążył się ulotnić. Niewidzącym wzrokiem patrzyłam na Ratliffa, głęboko rozmyślając.
- Skarbie, musisz trochę odpocząć - powiedziałam nagle do przyjaciółki - chodź, pójdziemy do automatu po kawę, a potem pojedziemy na noc do domu. Przyjedziemy tu rano.
- Obiecujesz?
- Obiecuję - odparłam bez zastanowienia.
Dla Delly byłam w stanie wskoczyć w ogień. Zdecydowanie.
To ona zawsze najbardziej mnie wspierała w trudnych chwilach. W sumie, co się dziwić? Obie potrzebowałyśmy siostry. Ona jej nie miała, moja wyjechała.
Usłyszałam jej ciche westchnięcie.
- Zgoda.
Złapałam ją pod ramię i powolnym krokiem skierowałyśmy się w stronę drzwi.
- A wy co? Nie idziecie? - spytałam wszystkich obecnych (byli tam wszyscy Lynchowie, Vanessa z Paulem i mamą Marano oraz Calum ~od autorki).
Wszyscy jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki skierowali się za nami.
Rydel posłała tylko Ell'owi przepraszające spojrzenie i wyszliśmy z pomieszczenia.
____
- Kto by pomyślał, że to wszystko może być takie ciężkie?
- Nie wiem. Na pewno nie ja - westchnęłam, upijając łyk gorącej czekolady - znaczy, może nie mam w domu łatwo, ale na pewno nie jest źle. Grunt, że z Paulem jest wszystko okej.
Rydel westchnęła i przejechała sobie ręką po twarzy. Naprawdę można zauważyć, że nie czuje się zbyt dobrze.
- Naprawdę nie chcesz spać? - zadałam jej cicho pytanie.
Byłyśmy u mnie w domu. Chłopcy wrócili do swojego, a przyjaciółka postanowiła zostać trochę u mnie. Tłumaczyła się tym, że naprawdę jej brakuje naszych wspólnych chwil (co może być prawdą), ale pewnie głównie chodziło o to, żeby nie być w domu. Tam wszystko przypominałoby jej o Ell'u.
- Nie. Porozmawiajmy, proszę - wyszeptała błagalnie.
- Spokojnie, jestem przy tobie - objęłam ją ramieniem, na co wtuliła się we mnie jak w pluszowego misia.
Jak też tak kiedyś uwielbiałam robić Ross'owi. Rozbawiało go to.
- Rydel, wiesz, że to nie twoja wina? Czasami nie można uniknąć porządku świata. Tak się czasami zdarza, a Ell na pewno szybko wróci do zdrowia.
Głaskałam ją delikatnie po włosach, na co reagowała ze spokojem. Uspokajała się powoli.
- Mam taką nadzieję. Gdyby tak nie było, miałabym wyrzuty do końca życia - wymamrotała sennym głosem.
- Śpij. Jutro będzie dzień.
Posłuchała mnie. Zasnęła, wtulona we mnie.
~*~
26 październik
środa
- Matka załatwiła drugi zespół na koncert - powiedziałam zdenerwowana, podchodząc do stojących przyjaciół - powiedziała, że chce trochę więcej muzyki na żywo. Skróciła nam czas występu do góra trzech piosenek.
Olivia przekręciła oczami.
- Twoja matka jak chce, to potrafi zirytować.
Prychnęłam śmiechem.
- Jakbym tego nie wiedziała. Ona dobrze wiedziała, że to będzie dla nas bardzo ważne, a zrobiła mi na złość, chcąc się na mnie zemścić.
Westchnęłam i przejechałam sobie ręką po twarzy.
- My zagramy dwie piosenki - powiedziała Christie - cover Monster i naszą piosenkę, Laura. Wystarczy - posłała mi uśmiech - nie kłóć się tyle z mamą, nie warto. Uwierz, ty masz wybór. Nasi rodzice się już nie zmienią. Ja nie mam wyboru.
Spojrzałam na nią ze współczuciem.
- A tak w ogóle, kiedy będzie bal? - spytała mnie Liv.
- Powinien być 31, w poniedziałek, ale może być później.
- Musimy jeszcze trochę poćwiczyć, ale jest dobrze.
- A tak w ogóle, co u tego... Ellingtona? - zadał mi pytanie Leo.
- Jest dobrze. Obudził się już. Rydel siedzi u niego od rana. Jest mu ogromnie wdzięczna, a jednocześnie gryzie ją poczucie winy.
Między nami zapadła cisza, którą przerywały wrzaski na korytarzu szkolnym. Zaczęliśmy się kierować w stronę sali.
- A tak w ogóle - zaczęła Christine - nie mam żadnej sukienki na bal. Chciałybyście się ze mną przejść?
- Jasne - uśmiechnęłam się ciepło - prawda, Liv?
Blondynka także pokiwała głową.
- To widzimy się o 15 przed bramą dojazdową przed moim blokiem - powiedziała Christie, cmoknęła nas obie w policzki i zniknęła mi z pola widzenia, między innymi uczniami.
Tak, moje życie jest mega ciekawe. CIEKAWE.
***********
Pff... beznadzieja. Nie mam ani grama weny :/ Przychodzą mi tylko pomysły, które tu nie pasują. Najchętniej bym się strzeliła w tą pustą głowę, ale już trudno. Przeżyjemy, prawda? :)
Mam nadzieję, że nie zabijecie mnie za to coś.
Ja tu kończę i uciekam, bo muszę lecieć na spotkanie z koleżanką. Do napisania :3
Subskrybuj:
Posty (Atom)