niedziela, 6 lipca 2014

20. No Idea

Jesteśmy tym, co raz po raz czynimy. Biegłość nie leży w czynie, ale w nawyku ~Arystoteles

Bez względu na to, w czym chcesz być świetna, wymaga to cierpliwości i ćwiczenia. To tak proste jak z myciem zębów, przy którym ledwie myślimy, bo wykonujemy je trzy razy dziennie. Wielokrotnie powtarzając zdrową czynność, czynimy z niej rutynowy element swojego życia. Dobrze jest mieć zdrowe nawyki. Im więcej ich masz, tym lepiej dla ciebie. Jeśli codziennie starasz się ulepszyć, w końcu będziesz lepsza.
Odkryj, co uwielbiasz i co jest dla ciebie dobre, i obróć to w swój nawyk.

~*~

Wciąż 26 październik, środa

Po powrocie do domu ze szkoły ze względu na naprawdę upalną pogodę postanowiłam postawić na przewiewną sukienkę. Posiadałam kilka takich w szafie, ale naprawdę rzadko je nosiłam.
Nałożyłam na siebie niebieską, do kolana na ramiączkach, a na nogi czarne sandały. Do podręcznej torebki wsadziłam najpotrzebniejsze rzeczy i zeszłam z powrotem na dół.
Tam jeszcze spięłam włosy w koka i mogłam wyjść.
- Abby, wyjdziemy wieczorem - powiedziałam cicho do cicho piszczącej suczki - obiecuję.
Pogłaskałam ją po głowie i wypuściłam do ogrodu. Sama do niego wyszłam i minęłam ogrodzenie.
Razem z Liv umówiłyśmy się, że pójdziemy same pod blok Christie, więc zamiast po nią iść włożyłam do uszu słuchawki i włączyłam ulubioną piosenkę Metalliki - The Day That Never Comes. Powolnym krokiem szłam w stronę znajomej ulicy i nuciłam pod nosem piosenkę. Gdy włączyła się po raz szósty, byłam już na miejscu. Wsadziłam mp3 to torebki i wyciągnęłam telefon. Wpisałam numer przyjaciółki, jednak mnie wyprzedziła.

Już wychodzę -Christie 

Może nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że dziewczyna wyszła przez okno od swojego pokoju i zaczęła schodzić po schodach pożarowych. Już po kilku sekundach, zdyszana, ale była przy mnie.
- Co to było? - spytałam nie dowierzając.
Wzruszyła ramionami.
- Mini ucieczka z domu.
Widząc moje spojrzenie, pospieszyła z wyjaśnieniami.
- Rodzice mnie uziemili - przewróciła teatralnie oczami - za głośne granie na gitarze, kiedy w domu przebywał klient - prychnęła - oni są na serio stuknięci.
Pokręciłam niedowierzająco głową.
- To nie jest normalne. Ale jak się zorientują?
- Nie ma ich w domu, ale zamknęli drzwi na klucz i zabrali mój. Ze sobą wzięli też Tom'a i młodego. Jestem sama w domu, oprócz Berniego, który śpi jak zabity, bo nie dałam mu karmy. Nie wiesz, gdzie Olivia? - spytała, zmieniając temat i rozglądając się dookoła.
Pokręciłam przecząco głową.
- Nie widziałam jej. Miałyśmy się tu spotkać.
- Poczekajmy jeszcze chwilę, może się spóźni.
Przez kilka minut rozmawiałyśmy na wszystkie tematy, które przychodziły nam do głowy, aż przybiegła do nas Liv. Była cała zdyszana.
- Za... zaraz - wysapała, opierając się rękoma o kolana i głęboko oddychając.
Wzięła głęboki wdech i stanęła do pionu.
- Już - machnęła ręką - musiałam coś jeszcze zrobić w domu. Ale nie uwierzysz! Ta nowa...
- Dove?
Skinęła głową.
- Tak, ona. Ta blondi, która unikała zalotów Lyncha. Idzie z nim na bal.
Christie otworzyła szeroko usta ze zdziwienia.
- Niezły jest, nie doceniałam jego możliwości.
A ja, zamiast się śmiać z głupoty blondynki, poczułam zazdrość. Głupią, gorącą zazdrość. Nie rozumiem tylko, czemu? Czyżby przez te głupie kilka tygodni nasze relacje zmieniły tor?
- Laura, idziesz? - z rozmyślania wyrwał mnie głos szatynki.
- Jasne - powiedziałam słabo i doszłam do nich, zrównując krok.
Jednak okropne uczucie ani na chwilę nie słabło.

~*~

Chodziłyśmy po sklepach już dość długo. Odkryłam, że właśnie tego było mi trzeba - pogaduszek z przyjaciółkami i oderwania od szarej, ponurej rzeczywistości.
Redford znalazła swoją wymarzoną sukienkę na bal - była ona do połowy uda. Miała białą górę na ramiączkach i czarną, zszytą spódnicę. Do tego jeszcze postawiła na czarne, skromne szpilki. Jednak będziemy stały na tej scenie, a Christie będzie grać na gitarze - musi jej być wygodnie.
Ja się wahałam pomiędzy krótką, pomarańczową sukienką z paskiem,, a czerwoną z marszczoną górą i wstążką w talii. Zdecydowałam jednak nie wybierać żadnej z nich, a za kilka dni wybrać się znów na zakupy ze specem modowym - w moim wypadku Vanessą i Rydel  One we dwie potrafiły wyczynić cuda!
Gdy kierowałyśmy się już w stronę automatu przy wyjściu, PO RAZ KOLEJNY ktoś na mnie wpadł. Albo ja na niego - tu akurat nie ma różnicy. Ludzie, nauczcie się, że mi się pod nogi nie łazi!
Ross poleciał do tyłu, wywalając się na tyłek. Prychnęłam śmiechem.
- Ross, kiedy się nauczysz, że nie można się na mnie pchać?
Pomogłam mu wstać. Jakieś pozory "zakładu", że mamy być dla siebie mili trzeba zachować.
Podniosłam wzrok na pozostałych Lynchów. Rydel, jak to Delly posyłała mi ciepły uśmiech, który kochałam, a chłopcy mierzyli mnie wzrokiem.
Riker gwizdnął przeciągle.
- Wow - powiedział nieogarnięty Rocky - chyba wiedziałaś, że dziś mu coś zrobisz, co?
Był, krótko mówiąc, niedoinformowany.
Ale co do ubioru, to mało im się dziwię. Już chyba od początku gimnazjum nie można było mnie zobaczyć w sukience. Na szkolne dyskoteki i bale ubierałam co najwyżej spódnice, a na imprezie i tak długo nie zostawałam. Tym razem miało być inaczej.
- Wróżką nie jest - powiedziała zniecierpliwiona Christina - ma tylko szczęście.
- Spieszy ci się gdzieś, kwiatuszku? - spytał ją Riker.
- Kwiatuszka to sobie znajdź na łące - zripostowała go - chce mi się siiikuuu! - wydarła się, podrygując w miejscu.
Osoby, które przechodziły obok nas, popatrzyły się na nas dziwnie, ale miałam to gdzieś. Jaka to przyjaźń, kiedy wstydzisz się odpałów przyjaciół?
- Chodź, wejście smoka, biegniemy! - krzyknęłam radośnie i pociągnęłam ją za rękę, ciągnąć w stronę kibli.
- Dzięki!
Po dwóch minutach byłyśmy znów przy Holt i reszcie znajomych.
- Spieszycie się do domu albo coś? - spytała Rydel - może poszłybyście z nami na pizzę? Nie wytrzymam z tymi małpami sama ani sekundy dłużej.
Spojrzałam na przyjaciółki pytająco.
- Sikać mi się już nie chce, więc spoko - odrzekła Christie.
- A umyłaś ręce? - spytał Rik.
Uśmiechnęłam się. Tani podryw. I to na moich oczach! Pomocy!
Szatynka wskoczyła na jego plecy i pociągnęła za włosy.
- Masz pecha. Umyłam.
Zeskoczyła z niego z gracją. Co to w ogóle miało być?

~*~

- Nie, nie, nie, nie! Rocky! - darłam się - jak śmiesz rzucać we mnie pizzą?!
Wybuchnęłam śmiechem i wycelowałam w niego swoim posiłkiem. Mniej kalorii. W sumie, ja i tak nie tyję, więc nie wiem, czym się przejmuję. Trafiłam prosto w nochal.
- YEY! - krzyknęłam.
I tak już nic chyba nie mogło mi przynieść więcej 'upokorzenia'. Pieprzyć to. Ważniejsza jest zabawa.
- Dzieci, jedzcie spokojnie - pouczył nas jakiś dziadek.
Zignorowaliśmy go, a do tego Rocky, jak to idiota Rocky rzucił w mężczyznę pizzą. Facet się nie wkurzył, ale dla żartu wylał na niego swój sok. Płyn spływał po twarzy idioty, a my co chwilę wybuchaliśmy śmiechem. Już od dawna się tak dobrze nie bawiłam.
- I tak miałem to prawie za darmo, zniżka emerycka.
Jego komentarz mnie rozbawił.
I powiedzcie mi jasno, czy z nimi można się nudzić?
Nagle ktoś mnie kopnął w kostkę. Spojrzałam z udawanym mordem w oczach na zdrajcę, czytaj - Ross'a, a on naprawdę zrobił przerażoną minę.
- Wybacz, miałem Riker'a... a nie, Rydel... Boże, kogo ja miałem kopnąć?
Głupota. Czysta, w czystej postaci głupota siedziała tu przede mną w sztukach razy cztery.
Bawiliśmy się w najlepsze, kiedy usłyszałam cichy jęk Christie.
- O cholera.
Zauważyłam, że pod stołem trzymała telefon. Przeczytała jakiegoś SMS-a.
- Wybaczcie, ja już muszę lecieć.
Szybkim ruchem odsunęła krzesło, zdjęła z jego oparcia torebkę i chciała szybko się ulotnić.
- Co się stało? - spytałam półszeptem, łapiąc ją za ramię.
- Muszę wrócić do domu w pięć minut. Tom mi napisał, że są już niedaleko domu.
- Rydel, jesteście samochodem? - zadałam pytanie drugiej przyjaciółce.
- Tak, ale...
- To chodź - przerwałam jej - podwieziesz Christie?

~*~

Deja vu sprzed kilku godzin.
Stojąc obok Rydel za bramką przed blokiem, wpatrywałam się, jak Redford wspina się na górę po schodach pożarowych na siódme piętro. Gdy była na piątym, pod bramkę zajechał samochód. Zza szyby wystawiła głowę matka Tom'a i Christiny.
- Co tu robisz? - spytała mnie chłodno - Christie ma karę. Nie będzie mogła wyjść i się z wami szwędać.
- Mi też miło panią widzieć - odpowiedziałam równie szorstkim tonem.
- Innym tonem młoda panno.
- Będzie mnie pani szanować, a ja wtedy będę szanować panią.
Tom z tylnego siedzenia mrugnął do mnie i uśmiechnął się, a jego matka przewróciła oczami. Wpisała odpowiedni kod i wjechali przed swój blok. Na szczęście przyjaciółka zdążyła wejść na swoje piętro, zamknąć okno i zapalić światło. Jak schowa jeszcze swoje zakupy, to nie powinni się domyśleć. Najwyżej, że jej rodzice to agenci FBI czy coś.
Miała szczęście, a ja uśmiechnęłam się, że szatynce się udało. Stojąca obok mnie brązowooka pogłaskała mnie po ramieniu.
- Wracamy?


*****************************

Jeśli dojdę do rozdziału z balem, to wszystko mi pójdzie już łatwo, nie martwcie się Ci, którzy się martwili c;
Rozdział jest, jest trochę więcej Lynchów. Niedużo, ale zawsze coś, prawda? :)
I widać, że relacje Ross'a i Laury przybierają obrót. Mówiłam, że długo nie wytrzymam bez Raury c;
Także ten, wy komentujcie, a ja lecę.
Do napisania.

PS. Ci, którzy są zawiedzeni moją przerwą na TF - raura-r5-my-story.blogspot.com z powodu skończenia sezonu, niech się nie martwią - ROZDZIAŁ POJAWI SIĘ W TEN CZWARTEK ;d
Dwa tygodnie, miśki ♥


KOLEJNA MANIA PIOSENKOWA. KOCHAM ♥♥♥

8 komentarzy:

  1. Super rozdział :D
    Uzależniłam się od twojego bloga :)
    Zawsze mordka mi się cieszy gdy patrzę i Bum !Nowy rozdział

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział!!!! Genialny :D czekam na nexta :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Czadowy! Nie mogę się doczekać nexta i raury:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Genialny rozdział ♥ Życzę weny :) Czekam na nexta Zapraszam: nadzieja-jestzawsze.blogspot.com przypadek-niesadze.blogspot.com Pozdrawiam I niech moc będzie z Tobą ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudowny!
    Życzę weny i czekam na next!

    OdpowiedzUsuń