wtorek, 1 lipca 2014

19. Chandelier

Każdy człowiek został stworzony do wykonania jakiegoś dzieła i pragnienie tego dzieła mieszka w jego sercu ~Rumi.

W tym czy innym momencie wszyscy czujemy się zagubieni. Czasami zresztą, aby naprawdę zorientować się, gdzie chcemy dojść, musimy poczuć się zagubieni. Niezależnie od tego, co czujesz, pamiętaj, że każdy z nas otrzymał jakiś cel i pasję. Naszym jedynym zadaniem jest to sobie uświadomić i za tym podążać. Jeśli jeszcze nie znasz swojego celu, nie martw się tym. Miej ufność do wszechświata, że go zobaczysz, kiedy przyjdzie na to pora, a tymczasem bądź otwarta na - i wdzięczna za - wszystko, co pojawia się na twojej drodze.
Gdy czujesz się zagubiona, daj sobie czas na błądzenie. Prędzej czy później zdecydujesz, w którym kierunku iść.

***

- Co z nim? - spytałam zaniepokojona, patrząc na aparaturę, która powoli pikała.
Rydel była zrozpaczona. Nigdy nie chciała, aby przez własną głupotę (jeśli to tak można w ogóle nazwać) ktoś został skrzywdzony za nią.
- Stan jest stabilny - powiedział lekarz - na razie pacjent odpoczywa, niedługo powinien się obudzić. I proszę go nie męczyć zbyt bardzo rozmową i innymi sprawami, bo musi naprawdę dużo odpoczywać. Jest jeszcze bardzo słaby.
Po policzkach Delly popłynęły łzy.
- To wszystko przeze mnie - powiedziała ze złością dla siebie i bezsilnością dla życia.
Nic nie mogła na to poradzić. My też nie. Możemy tylko patrzeć na to wszystko, a nie możemy tego powstrzymać.
- Spokojnie, kochana - przytuliłam ją lekko - to nie jest przez ciebie.
- To ja tu powinnam leżeć, nie on - rozpłakała się jeszcze bardziej - i uwierzyć, że go tak nie lubiłam.
Westchnęłam.
- Dla przyjaciół można wskoczyć w ogień - zacytowałam ulubiony cytat mojej babci, która mieszka w San Francisco.
Och, tak daleko do kochanych osób.
- Ell zawsze cię uważał za dobrą przyjaciółkę - odezwał się Ross - możesz teraz się odwdzięczyć i go zupełnie zaakceptować.
Między nami zapadła cisza. Rydel przetrawiała nasze słowa, a w tym czasie lekarz zdążył się ulotnić. Niewidzącym wzrokiem patrzyłam na Ratliffa, głęboko rozmyślając.
- Skarbie, musisz trochę odpocząć - powiedziałam nagle do przyjaciółki - chodź, pójdziemy do automatu po kawę, a potem pojedziemy na noc do domu. Przyjedziemy tu rano.
- Obiecujesz?
- Obiecuję - odparłam bez zastanowienia.
Dla Delly byłam w stanie wskoczyć w ogień. Zdecydowanie.
To ona zawsze najbardziej mnie wspierała w trudnych chwilach. W sumie, co się dziwić? Obie potrzebowałyśmy siostry. Ona jej nie miała, moja wyjechała.
Usłyszałam jej ciche westchnięcie.
- Zgoda.
Złapałam ją pod ramię i powolnym krokiem skierowałyśmy się w stronę drzwi.
- A wy co? Nie idziecie? - spytałam wszystkich obecnych (byli tam wszyscy Lynchowie, Vanessa z Paulem i mamą Marano oraz Calum ~od autorki).
Wszyscy jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki skierowali się za nami.
Rydel posłała tylko Ell'owi przepraszające spojrzenie i wyszliśmy z pomieszczenia.

____

- Kto by pomyślał, że to wszystko może być takie ciężkie?
- Nie wiem. Na pewno nie ja - westchnęłam, upijając łyk gorącej czekolady - znaczy, może nie mam w domu łatwo, ale na pewno nie jest źle. Grunt, że z Paulem jest wszystko okej.
Rydel westchnęła i przejechała sobie ręką po twarzy. Naprawdę można zauważyć, że nie czuje się zbyt dobrze.
- Naprawdę nie chcesz spać? - zadałam jej cicho pytanie.
Byłyśmy u mnie w domu. Chłopcy wrócili do swojego, a przyjaciółka postanowiła zostać trochę u mnie. Tłumaczyła się tym, że naprawdę jej brakuje naszych wspólnych chwil (co może być prawdą), ale pewnie głównie chodziło o to, żeby nie być w domu. Tam wszystko przypominałoby jej o Ell'u.
- Nie. Porozmawiajmy, proszę - wyszeptała błagalnie.
- Spokojnie, jestem przy tobie - objęłam ją ramieniem, na co wtuliła się we mnie jak w pluszowego misia.
Jak też tak kiedyś uwielbiałam robić Ross'owi. Rozbawiało go to.
- Rydel, wiesz, że to nie twoja wina? Czasami nie można uniknąć porządku świata. Tak się czasami zdarza, a Ell na pewno szybko wróci do zdrowia.
Głaskałam ją delikatnie po włosach, na co reagowała ze spokojem. Uspokajała się powoli.
- Mam taką nadzieję. Gdyby tak nie było, miałabym wyrzuty do końca życia - wymamrotała sennym głosem.
- Śpij. Jutro będzie dzień.
Posłuchała mnie. Zasnęła, wtulona we mnie.

~*~

26 październik
środa

- Matka załatwiła drugi zespół na koncert - powiedziałam zdenerwowana, podchodząc do stojących przyjaciół - powiedziała, że chce trochę więcej muzyki na żywo. Skróciła nam czas występu do góra trzech piosenek.
Olivia przekręciła oczami.
- Twoja matka jak chce, to potrafi zirytować.
Prychnęłam śmiechem.
- Jakbym tego nie wiedziała. Ona dobrze wiedziała, że to będzie dla nas bardzo ważne, a zrobiła mi na złość, chcąc się na mnie zemścić.
Westchnęłam i przejechałam sobie ręką po twarzy.
- My zagramy dwie piosenki - powiedziała Christie - cover Monster i naszą piosenkę, Laura. Wystarczy - posłała mi uśmiech - nie kłóć się tyle z mamą, nie warto. Uwierz, ty masz wybór. Nasi rodzice się już nie zmienią. Ja nie mam wyboru.
Spojrzałam na nią ze współczuciem.
- A tak w ogóle, kiedy będzie bal? - spytała mnie Liv.
- Powinien być 31, w poniedziałek, ale może być później.
- Musimy jeszcze trochę poćwiczyć, ale jest dobrze.
- A tak w ogóle, co u tego... Ellingtona? - zadał mi pytanie Leo.
- Jest dobrze. Obudził się już. Rydel siedzi u niego od rana. Jest mu ogromnie wdzięczna, a jednocześnie gryzie ją poczucie winy.
Między nami zapadła cisza, którą przerywały wrzaski na korytarzu szkolnym. Zaczęliśmy się kierować w stronę sali.
- A tak w ogóle - zaczęła Christine - nie mam żadnej sukienki na bal. Chciałybyście się ze mną przejść?
- Jasne - uśmiechnęłam się ciepło - prawda, Liv?
Blondynka także pokiwała głową.
- To widzimy się o 15 przed bramą dojazdową przed moim blokiem - powiedziała Christie, cmoknęła nas obie w policzki i zniknęła mi z pola widzenia, między innymi uczniami.
Tak, moje życie jest mega ciekawe. CIEKAWE.

***********

Pff... beznadzieja. Nie mam ani grama weny :/ Przychodzą mi tylko pomysły, które tu nie pasują. Najchętniej bym się strzeliła w tą pustą głowę, ale już trudno. Przeżyjemy, prawda? :)
Mam nadzieję, że nie zabijecie mnie za to coś.
Ja tu kończę i uciekam, bo muszę lecieć na spotkanie z koleżanką. Do napisania :3


6 komentarzy:

  1. Cudowny:)
    Nie mów że ten rozdział jest beznadziejny bo to nie prawda

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie mów tak nigdy!
    Piszesz świetnie :)
    Rozdział był fajny!
    Dawaj szybko next!

    OdpowiedzUsuń
  3. Jaka beznadzieja? No chyba Cię pojebało słońce! To jest mega odjechane! A weny nie masz? Że co proszę? A kto napisał połowę, cudowną połowę rozdziału 1 na naszym blogu i uratował 1 rozdział, no kto? No Ty, więc nie marudź tylko dawaj szybko next'a! :3

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział :*
    Żadna beznadzieja powiedziała że rewelacja.
    Trochę mało Rossa, ale to nic. :)
    Czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń
  5. http://cienfanfiction.blogspot.com/
    Zajrzysz ?

    OdpowiedzUsuń